wizyta u pani dr .....
wczoraj byłam u pani dr . Zważyła mnie i stwierdziła,że jest b.dobrze. Że sobie świetnie radzę. Waga znów w dół parę deko ale zawsze to coś.... .
A dzisiaj właśnie skończyłam jeździć na rowerku. Na początek plan mam taki,że co drugi dzień rowerek po 10km. przez tydzień, od następnego tygodnia dołożę 5kg.... i po 50 brzuszków . Dietkę trzymam, właśnie gotuje się zupa z porów na przekąskę. Podobno to dobry "wymiatacz" , oczyszcza organizm. A na kolację mam jeszcze sałatę lodową z zielonym ogórkiem , oliwką i pomidorem. Szkoda,że feta się skończyła, bardzo ją lubię. Przyznaję, że te wizyty u pani dr bardzo pozytywnie na mnie działają, podbudowują i chce się walczyć nadal .Marzenie ....przez kolejny tydzień chciałabym zrzucić 800g.
i wlazłam na ten rowerek...
przeprosiłam się z nim.... zaliczyłam 10km. Później trochę brzuszków. Czas się za siebie wziąć poważnie.
oj ciężko jest ,ciężko...
jakaś niemoc i senność mnie ogarniają... . Nic mi się nie chce, zupełnie nie rozumiem, co się ze mną dzieje. Nie mam ochoty na nic, nie umiem się zmobilizować do ćwiczeń,... rowerek się kurzy.... . Wieczorami ,gdy kładę się spać, zasypiam z postanowieniem, "jutro zaczynam jeździć na rowerku" a rano ,gdy otwieram oczy i patrzę na ten rowerek to mnie złość ogarnia i już wiem,że znów na niego nie wsiądę... .
Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Zimno, wietrznie, skończyły się prace w ogrodzie, na spacery nie mam nastroju, nawet na basen nie mogę się wybrać. Koszmar.
Jutro jadę znów od pani dr . Ciekawe co powie, co znów zaleci . Tam też nie chce mi się już jeździć ale coś mnie tam jednak ciągnie. Taka rozmowa dużo daje, nawet jeśli zbieram reprymendy, to i tak warto, zawsze po takiej wizycie czuję się silniejsza.
Chyba jednak przyciągnę ten rowerek przed telewizor....zmuszę się chociaż do 10km. na początek to i tak będzie dużo po rocznej przerwie.
jak ten czas gna...
i znów nie zauważyłam ,że minął kolejny miesiąc jak byłam tu z Wami. Troszkę chorowałam , były też wyjazdy a ostatnio próbowałam zdążyć przed zimą z pracami w ogrodzie. Waga trochę wzrosła ale się nie przejmuję, jeżdżę do pani dr .Bardzo dużo dają mi te spotkania. Trochę nakrzyczy albo pochwali jak jest za co. Poradzi , podpowie jak i co robić,żeby było lepiej.Ale wiadomo cała reszta zależy tylko ode mnie.
niedziela, tyle słońca....
nawet kawę wypiliśmy z małżonkiem w altance. Opadło już tyle liści z drzew, inne zmieniły kolor na purpurowy... piękna, słoneczna ,złota jesień.
Wracam po mału do zdrowia, może jutro pogoda pozwoli popracować w ogrodzie. Jest tyle rzeczy do zrobienia. Liście trzeba wygrabić, przyciąć przekwitłe byliny, wykopać mieczyki.... . Dzisiaj nazrywałam całe pudełko po butach nasion aksamitek. Będą na przyszły rok nasionka. Nadchodzący tydzień szykuje się bardzo pracowity, pod warunkiem ,że pogoda pozwoli popracować. Czekam na przesyłkę cebulek kwiatowych i będzie ich nie 500 a 1000szt!!!!!!!!!! tulipany, żonkile i krokusy. Muszę przygotować na nie miejsce. A taki wysiłek ,praca w ogrodzie, to nic lepszego na spalanie kalorii. Mam nadzieję,że waga w środę mile mnie zaskoczy.
Trzymam się dzielnie, przestrzegam zasad. Dzisiaj obiad :barszcz rosyjski ,gotował małżonek ale zaskoczony był,że jedną zupę gotujemy w dwóch garnkach, bo ja wszystkie składniki swojej zupy chciałam mieć zważone. Zdziwił się ale nie protestował. Więc nawet dzisiaj policzyłam wszystkie składniki. Jestem z siebie dumna.
taki mglisty, jesienny dzień..
miałam już dość siedzenia w domu, nawet kochany psiak zaczął mnie drażnić.... żeby nie zwariować postanowiłam ruszyć się z tych zamkniętych murów.
Wstałam jak zwykle o 6.00. wyprawiłam małżonka do pracy, wyrzuciłam psa za drzwi ,żeby skorzystał z porannej toalety. Już o 9.00. miałam gotową zupę dla M. i obiad dla siebie. Wypiłam kawę, przebrałam się i nie czekając aż mgła się podniesie, ruszyłam do ogrodu. Wiem, wiem, po chorobie lepiej się nie przemęczać. W planie miałam tylko wygrabić liście spod czereśni i ze ścieżek, a skończyło się na półtoragodzinnej pracy ,bo wpadłam na pomysł,że jeszcze skoszę tawę za ogrodzeniem i wyprzątnę liście odkurzaczem z kamieni na trawę, lepiej będzie ją wygrabić. I tak minęło południe. Mokra od potu , z wypiekami na policzkach wróciłam do domu, gorący prysznic, herbata z cytryną i pod kocyk. Ale dobrze mi zrobiła taka praca fizyczna. I z okien teraz lepszy widok, tak czysto na trawnikach. Może jutro pogoda też pozwoli popracować w ogrodzie. Teraz muszę poszukać w internecie sklepu z cebulami kwiatów do jesiennych nasadzeń. Mam ambitny plan, posadzić tej jesieni a więc do końca października blisko 500 szt. cebulek tulipanów botanicznych ,krokusów i żonkili tych pachnących ,białych z pomarańczowymi środkami. Oj, już widzę ,jak to będzie piękni wyglądać wiosną.
pochwaliła mnie ....
moja kochana Pani dr . Pogratulowała osiągnięć, że małymi kroczkami to co, ważne ,że w dół a nie w górę. Lubię jeździć na te spotkania raz w tygodniu, to bardzo mobilizuje,że trzeba będzie się pokazać, zważyć przy kimś, przyznać do błędów, do słabości.
Wracałam busem ,Kraków zakorkowany, szczególnie Aleje!!! Ponieważ nie musiałam prowadzić samochodu, mogłam się rozglądać ,przyglądać ludziom .... nie wiem, co mnie wczoraj tak naszło, na to "podglądanie " innych... . Czekając na przystanku zwróciłam uwagę na kobietę, nie młodą ale przecież ja też mam swoje lata... . Ubrana zwyczajnie, schludnie , miała w ręku torebkę i reklamówkę ,pewnie wracała z pracy .Zanim przyjechał bus zjadła batonika orzechowego ,później wyjęła bezę ,a w busie (okazało się,że jedziemy tym samym) jeszcze pochłonęła "grześki "!!!! Ciekawe ,czy ja też tak wyglądam,jak jem na ulicy, czy mnie taż tak ktoś ocenia?? Ale wstyd.
Bus jechał ponad godzinę do Skawiny!!!!!! Przyglądałam się ludziom w samochodach i też zaskakujące odkrycie, ....jedni kierowcy nawet czytają gazety, inni jedzą od batoników , frytek po suche bułki ale i owoce się znalazły... .Ponieważ gdy prowadzę samochód nigdy nie jem i nie czytam, przez telefon też nie rozmawiam, to postanowiłam,że nie będę też jeść na ulicy!!!Guma do rzucia się nie liczy!! Wczoraj kupiłam precla ,kazałam go sobie zważyć i wyszło ,że to moja całodzienna porcja "mącznego", zapakowałam go w woreczek i przywiozłam do domu, choć byłam bardzo głodna , nie odważyłam się jeść go w busie czy na ulicy . Może to nie wiele ,ktoś powie ale takie małe kroczki i zmiany właśnie mnie cieszą.
A z pupy spadła mi kolejna spódnica, wkrótce będę musiała kupić jeszcze jakieś nowe ubrania.
ciągle jestem chora....
ciągle na lekach, ciągle w domu, w łóżku.... .
Ale dzisiaj stanęłam na wadze i znów jest parę deko mniej. Dzisiaj na liczniku 73 kg!!!!! Bardzo bym chciała do 31X mieć już równe 70kg ale czy dam radę??
Z przykrością ciągle zauważam,że jestem na etapie nadrabiania tego, co już zaprzepaściłam, a kiedy wreszcie będą kolejne, nowe sukcesy??
Jutro jadę do pani dr ,ciekawe ,co powie na moją wagę.... .Kolejną motywacją do gubienia kg jest perspektywa "zamienników" , więc będą w diecie i orzechy i słodkie przekąski... . Wkrótce święta i sylwester, chciałabym kupić sobie nowe ubrania na zimę, coś modnego i szalonego ale muszę najpierw jakoś wyglądać ,bo przy obecnej wadze to szkoda wydawać pieniądze.
dopadło mni choróbsko..
jem antybiotyki, leżę w łóżku ,świat oglądam przez brudne już szyby okien. A miałam jeszcze tyle planów, bo słońce świeciło i ciepło było.... opadły liście na trawniki , w sadzie orzech zgubił owoce.... ,a ja siedzę w domu.
Coś nie czuję się w ogóle lepiej ,wymyślili teraz te antybiotyki o przedłużonym działaniu, jeden na dobę... . Zostało mi ich jeszcze 3szt a poprawy nie ma.
Dawno się nie ważyłam, bo najpierw tydzień za granicą, teraz przeziębienie. Apetytu nie mam, więc i o obżarstwie nie ma mowy, może nie będzie tak źle w środę, gdy stanę na wadze.
Wracam do łóżka, poczytam ,odpocznę.
znów parę deko mniej...
może to nie rewelacja ale jednak już widać efekty .Dzisiaj przymierzałam spódnicę w rozmiarze 42 , kupiłam bluzeczkę 42 a nie jak jeszcze niedawno w rozmiarze 44,46 !!!!!!!!!!!!Cieszę się i oby starczyło mi sił.