Witam Was bardzo serdecznie – dawno nic nie pisałam, ale
trochę się u mnie działo. Któregoś popołudnia ukruszył mi się ząb (górna czwórka)
co przy moim szerokim uśmiechu nie było dla mnie komfortowe. Ale ponieważ nie
mam żadnych oporów do stomatologa, szybciutko zadzwoniłam do mojej stomatolożki
i umówiłam się na wizytę, licząc, że coś da się z tym zrobić tzn. odbudować.
Niestety moje nadziej były płonne, ząb ukruszył się wysoko w dziąśle i trzeba go
usuną. Ja już niestety mam doświadczenie z usuwaniem zębów, wiem na czym to
polega, jak długo trwa i czego można się spodziewać (bardzo dbam o nie ponieważ
są bardzo kruche). I się zaczęło! Godzina na fotelu z otwartą buzią, dentystka
dwoiła się i troiła, ząb się kruszył po kawałeczku i po godzinie moja
stomatolożka mówi, że nie da rady – ząb był przyrośnięty do kości. Zadzwoniła
do chirurga szczękowego, umówiła mnie i po kilku godzinach tego samego dnia siedziałam
na innym już dentystycznym fotelu. Zestresowana, obolała, zmęczona, chirurg
obejrzał, coś porobiła narzędziami i powiedział, że zębodół rozharatany i trzeba
ciąć dziąsła. Fakt nic mnie nie bolało, czułam jak reszta zęba się kruszy, było
mi już obojętne. Skończyło się na 6 szwach, w tym otwartej zatoki, zwolnieniu
lekarskim, codziennych wizytach na czyszczeniu, odkażaniu i bólu podniebienia,
antybiotykach, maściach I tak jest do teraz. Nie mogę się śmiać, kaszleć, kichać
bo mogą popękać szwy, żadnego wysiłku, nie ma mowy nawet o szybkich spacerach
bo nie mogę przeziębić zatok, nawet nie wiem kiedy będę miała zdjęte szwy. A tak
poza tym wszystko jest w porządku, czekam na słońce, kiedy będę mogła iść na
kijki czy rower. Pozdrawiam w Tłusty Czwartek. Ile pączków przytuliłyście? Ja
jednego!