Dzisiejszą sesję
ukierunkowałem na temat diety, a raczej czegoś zgoła przeciwnego-
obżerania się. Po miesiącu sukcesywnego rozsądnego spadku wagi
drastycznie urosłem (4 kg w ciągu tygodnia). Zacząłem więcej
siedzieć po godzinach, odstawiłem rower, zaczęły się niezbyt
redularne i obfitsze posiłki, a co gorsza- obżarstwo nocne
niekoniecznie z powodu ataku głodu. W efekcie, zamiast się ogarnąć
i wrócić na właściwe tory- straciłem serce do walki o zdrowe
odżywianie. Co usłyszałem w gabinecie? Nie za wiele zostaje mi w
głowie, ale spróbuję streścić to, co w kajeciku udało mi się
naszkicować.
Zrzucanie kilogramów rządzi
się takimi samymi prawami, jak np. rzucanie palenia czy leczenie
uzależnienia od alkoholu. Trzeba działać behawioralnie- alkoholik np. opracowuje mapę gdzie są sklepy z wódą i ma omijać szerokim łukiem te trasy.
Gdy (np.
przy przesiadywaniu nocą przy Vitalii :) pojawi się impuls –
myśl: ''muszę coś zjeść'' trzeba mieć opracowane procedury, jak
postąpię w takim przypadku. Np. na lodówce mogą wisieć
motywujące cytaty i fotki, na opakowaniu jedzenia (chipsy, czeko, cokolwiek,
co pochłaniamy przy przejadaniu się) też można przykleić coś, co
przypomina o naszej walce z kilogramami. Napis na jedzeniu, fotka na
lodówce itp. ma nam dać czas do namysłu-
widząc je możemy zapytać siebie: Co ja robię? Po co jestem na
diecie? Czy chcę zniszczyć to, co osiągnąłem do tej pory? Co mi
da to, że za chwilę zjem np. kawał ciasta? Jaki będzie koszt
emocjonalny, gdy zjem niepotrzebne kalorie?
Procedurą awaryjną w
przypadku napadu głodu może być: zjem marchewkę, wypcham się
sałatką warzywną zamiast ciastem. Można przemyśleć, czy będę
odczuwać żal jeśli powstrzymam się od zjedzenia tych kalorii, czy
odczuję zadowolenie, że wygrałem z automatyczną myślą i nie
zjadłem, wytrwałem w diecie.
Dobrze jest poszukać dobrego
dietetyka, który potrafi wprowadzić posiłki, które tolerujemy, zastąpić np. ptasie mleczko zdrową smaczną
przekąską bez straty przyjemności z jedzenia.
Warto zmusić się
do wyrzucenia niezdrowego jedzenia, nadmiaru na talerzu do kosza.
Jeśli teraz nie wyrzucę (bo np. stwierdzę, że to marnotrastwo), w
przyszłości będę jeść większe posiłki. Jeśli wyrzucę-
nauczę się jeść mniejsze- bo przecież nie można marnować
żywności!
Gdy pojawi się impuls:
''chcę żreć!'' trzeba go wygasić. Nie trzymać przekąsek przy
łóżku, droga do lodówki musi być na tyle długa, bym miał
szansę się opamiętać. Plakat motywacyjny na lodówce może np.
podsunąć myśl: ''co ja robię? Przecież jestem na diecie!''
Trzeba mieć przed oczami
cel- dlaczego się odchudzam? Co naprawdę chcę osiągnąć dietą,
na czym mi zależy? Czego na pewno nie osiągnę?
Cele wyznaczać metodą
SMART (koniecznie o tym poczytajcie!)- muszą być np. mierzalne- ile już osiągnąłem, ile jeszcze
do celu, muszą być osiągalne (realne)- jeśli zawsze byłem otyły,
czy mogę schudnąć o 30 kg?
Warto nie robić zapasów na
cały tydzień, nauczyć się tylko na jeden dzień robić zakupy.
Mam odrobić pracę domową do sesji za tydzień: zastanowić się w przypadku impulsu- ataku głodu/obżarstwa- co się ze mną dzieje na
trasie między łóżkiem a lodówką, między lodówką a
podniebieniem. Co wtedy czuję, jakie myśli się pojawiają? Co
powoduje, że jem wbrew sobie?
Jak myślicie? Co odpowiem?