Dzień 5 - poniedziałek- 07.02.2011
Witam w poniedziałek:)
Zjadłam dzisiaj już miske płatków kukurydzianych z mlekiem...2 ciasteczka owsiane z bakaliami- niech one sie juz skonczą ...bo ciagle je jem;(
Jestem napuchnieta od tego @:(...dzisiaj do wieczora juz głodówka...bo czuje sie pełna na maksa:(.mało sie ruszam od kiedy przyleciałam z Polski i czuje że przytyłam już....:(koniec tego dobrego....
pozdrawiam i życze miłego dzionka:)
zaglądne później:)
Dzień 4 - niedziela- 05.02.2011
Niedziela mineła...i dobrze!!!!!dietkowo nie było...nie żebym sie jakoś obżerała...ale jak bede tak jesc to nie schudne...cwiczeń zero....
musze sie wziąśc za siebie....
straciłam powera....:(widział go ktoś????usiadłam na laurach:( 10 kg mniej a ja znowu odpuszczam...nie moge sie dać....
jutro nowy dzień...nowy cel....do 14 lutego musze zobaczyć na wadze 73 kg i koniec....
pozdrawiam, życze miłego poniedziałku i działamy kochani...wiosna tuż, tuż:)
orbitrek....
zaliczyłam na razie 20 min....125 kcal spaliłam...i sie zmęczyłam....zrobiłam sobie przerwe...poczytam co u Was i może jeszcze raz wskocze i spale jeszcze co nieco....
dzisiaj znowu mielismy akcje z córcią...nie chciała iść spać...i jazda bez trzymanki...ja nerwy...mąż nerwy...zaczeliśmy oczywiście standartowo na siebie sie wkurzać....masakra...mam już dość....
nie wyrabiam....ach...to życie....do d....jest i tyle....
Dzień 3 - sobota - 05.02.2011
Dzisiaj tak późno dopiero znalazłam chwilke, żeby usiąść w spokoju do laptopa i coś skrobnąć....
Dietkowo niby ok....ale jem jakoś tak wszystkiego po trochu...troche słodkiego też niestety...
naszczescie rano ćwiczyłam...mam nadzieje, że wieczorem dzisiaj poćwicze...bo wczoraj mi sie nie udało....poszłam do sypialni do córci, bo mąż jakoś nie dawał rady jej uśpić( chyba sie odzwyczaili od siebie:))i jak sie chwile położyłam to zasnełam....
mam mega doła...leje, wieje....pogoda jest masakryczna...brak kasy...brak perspektyw na prace....mąż mi docina, że nie pracuje tylko trace kase.... i już nie mam siły...zwariuje....
a i dostałam dzisiaj @....
mężuś u sąsiadów drinkuje...córcia bawi sie z córeczką sąsiadów a ja przyszłam do domu na chwile....bo zrobili popcorn i za dużo zaczełąm podjadać wiec uciekłam zjeśc małokaloryczną kolacje- suróweczka z sałaty, papryki, pomidorka, ogórka...dałam troszke czosnku i przyprawiłam do smaku.....mniam....mniam...
obiecałam, zę bede czytać i komentawać wasze pamietniki...ale jakoś brakuje mi weny ....przepraszam....
dajcie mi jakiegoś kopa....bo sama ze sobą nie moge od tego narzekania i marudzenia...
obiadek zjedzony...
dzisiaj była porcja surówki z zielonej sałaty, pomidora i troche ryżu i kaszy gryczanej i jedna pałka z kurczaka pieczona w piekarniku:)
kawusia wypita i dwa ciasteczka na deser zjedzone...i dzisiaj to już bedzie mam nadzieje koniec jedzenia...teraz juz tylko woda i herbatka zielona:)
a tak z innego tematu to zwariuje z nudów...ja chce iśc do pracy....cały dzień bawie sie w przedszkolanke z moja córą...ale ja sie nie nadaje...ja chce cos innego robić....
ja sie nie nadaje do siedzenia w domu....ja chce do ludzi....
ide zobaczyć co u Was:)
Dzień 2 - piątek- 04.02.2010
Rano już pojeździłam 15 min na orbitreku, spaliłam 86 kcal.... wypiłam kawe, i 0,5 l wody mineralnej i jest ok....zaglądne pozniej....pozdrawiam
życze miłego dietkowego dnia:)
30 min., 6,5 km., 180 kcal ...
zaliczone na orbitreku:)pierwsze koty za płoty:)nie chciałam dłużej, żeby jutro nie obudzić sie z zakwasami i marudzić...
a teraz ide lulu...już pokąpana...wysmarowana i dobranoc wszystkim....
papapa
Dzień 1 - po powrocie 03.02.2011 - czwartek
Witam wszystkich:)
Wczoraj późnym wieczorem wróciłam z Polski.Było nawet całkiem fajnie....
a co najważniejsze dałam rade dietetycznie i dzisiaj rano na wadze zobaczyłam 75 kg:)
Dzisiaj dietkowo dobrze...zaraz ide pojeździć na orbitreku i póxniej spać:)
ciekawa jestem jak mi bedzie szło, czy kondycja bedzie czy sie ulotniła:)
a teraz chwile pozaglądam co u Was:)
Dziekuje za miłe komentarze:)i od jutra obiecuje, że bede regularnie Was odwiedzac i pisac do Was:)
Dzień 45 - sobota i przerwa w pisaniu
pamiętnika:(
witam nocna porą:)
spakowałam sie!!!!i zaglądam, zeby sie pożegnać....lecę do Polski i tam raczej nie bede sie siedziała na necie...a jeżeli już to chwile - więc nie bede pisać....
Trzymam za WAs kciuki...i prosze trzymajcie za mnie...żebym jak wróce 02.02 nie musiała przesuwac paseczka w gore...najwyżej w dół:)
POWODZENIA I DO ZOBACZENIA:)
Dzień 44 - piątek
Szalony dzień:)
Rano wstaliśmy o 8.00 zawiozłam męża do pracy a sama z córcia pojechałam do koleżanki.Ja zostałam z jej synem i moja córa a ona poszła do lekarza...jest w 7 miesiącu ciązy.poszła na kontrole.
Na sniadanie zjadłam pół bułki i wypiłam kawe.
Zabawa była na całego z dziećmi...szalały że szok...
Poźniej przyjechałam z mężem na przerwe obiadową...zjadłam miske zupy.
O 14 pojechałam z dziećmi i koleżanką na spacer po parku..półtorej godzinki na świeżym powietrzu, odbiór męża i teraz po powrocie moja córcia śpi...a ja głodna byłam po tym spacerze, zjadłam pulpeta i troche surówki....a teraz przed chwilą kanapke z wedlina sałata i kukurydzą...mąż mnie skusił....
ide poczytac co u Was....i musze prasować i sie pakować... a nie chce mi sie jak...nie powiem co....