7:00 2k. razowe ze słonecznikiem + pomidor
10:00 2k. razowe ze słoneczkiem; sałatka - 2 jabłka, 4 kiszone ogórki (małe), 1/4 czerwonej cebuli, sól/pieprz
14:00 sok świeży - burak, duża marchew, jabłko, zielona papryka + zioła
17:00 zupa brokułowa /brokuł, seler, pietruszka, cebula, marchew, przyprawy/
19:00 sok świeży - burak, duża marchew, jabłko, zielona papryka + zioła; 3k razowe z rzodkiewką
Coś od siebie.
Mam
za sobą parę sukcesów i porażek ... mój stary pamiętnik wisi gdzieś w
vilatiowej czeluści. Schudłam wtedy ponad 30 kg. Od tamtej pory
pozostałam przy odżywianiu zgodnym z gr krwi. Czułam się z tym zdrowiej i
lepiej a waga utrzymywała się ładnie parę lat.
Niestety moim
problemem jest brak apetytu. Na słodkie zawsze się ma apetyt ale ja
wychodzę z założenia, że nie kupuję (bo zerżę). Niby wiem, co mi
potrzeba a jednak stres i nerwy biorą górę, aż mi niedobrze i nie mam
kompletnie apetytu.
Przez 10 ostatnich lat miałam bardzo aktywną
pracę, 12 godzin zmiana na nogach, w ciągłym ruchu. Czasami do pracy na
rowerze a czasami na piechotę 6 km w jedną stronę. Lubię być aktywna,
jeździłam na swoim rowerze wszędzie gdzie się da. Do tego dodatkowa
praca, bardzo fizycznie wymagająca. Ćwiczenia - step, joga i zestawy
ćwiczeń "podłogowych".
Problemy i stres robiły swoje, traciłam apetyt. Dwa
lata temu musiałam sobie znów poradzić z kilogramami. Nie rozumiałam co
się spitoliło... może to dlatego, że bilans składników odżywczych był zły :/ (nie jadłam chleba kilka dobrych lat no i czerwonego mięsa .. tylko białe). Niestety bez racjonalnej diety, stałych posiłków dostarczających wszystkich składników odżywczych cielsko robi swoje.
Zadziałałam ponownie z ustalonym planem diety oraz zestawy ćwiczeń z obciążeniem i kardio.
Po roku wszystko się skończyło gdy podczas maratonu zrobił mi się zakrzep w nodze. Potem kolejny i kolejny, razem 5, bardzo duże zakrzepy w głównych żyłach lewej nogi. Większość żył pozostała niedrożna, a to powoduje straszny ból i obrzęk limfatyczny, anemię. A mi mówią, ciesz się że żyjesz.
Już
po tygodniu w szpitalu miałam 5 kg więcej, po dwóch ... kolejne 5 kg.
Po miesiącu wróciło wszystko co przez rok zgubiłam. Ja rozumiem, że brak
ruchu, efekt "jojo" chociaż to nie wiem skąd, bo trzymałam się zdrowych nawyków żywieniowych.
Rewelacja! Rok ćwiczeń poszedł wpisdo, wtedy też zrozumiałam, że coś musi być nie tak. Nie można tyć tak szybko. Rozumiem z czasem waga wraca ale nie tak szybko.
Badania
w PL potwierdziły moją obawę. Mam guza wielkości grapefruita, uciska mi
na kręgosłup i inne narządy (a ja myślałam, że mnie plecy bolą od dźwigania w pracy). Guz jest wynikiem zmian hormonalnych co doprowadziło mnie do endokrynologa, a ta zdiagnozowała u mnie hashimoto. Niestety ze względu na
choroby układu krążenia, nie biorę hormonów.
Rok na chorobowym zrobił swoje. Próbowałam wrócić do pracy ale dla nowego szefa byłam już "bezużyteczna" :/ za dużo z tym stresu i nerwów ...o tym można by dłużej pisać.
Nie byłam w stanie chodzić po schodach, męczę się strasznie nawet przy odkurzaniu. I tak po roku na chorobowym teraz przekroczyłam setkę ... Nigdy w życiu tyle nie ważyłam.
Mam
nową pracę, czekam na kontrakt ... wszystko idzie ku dobremu. Czekam na
operację więc stwierdziłam, że zrobię co w mojej mocy by do niej zgubić
kilogramy.
Tylko jak tu bez ćwiczeń schudnąć .... nie wiem :] Od
dawna chodzi za mną natomiast myśl by przejść na weganizm. I tak już
prawie jem tak więc może posunę się krok dalej ;) Daje sobie rok czasu
by zobaczyć jak to wygląda, nauczyć się tego i czy uda mi się układać
posiłki etc. Mam w domu jeszcze produkty, których muszę się pozbyć więc
step by step będę się ich pozbywała. Tylko trzeba jeść!!
Plan mam taki by najpierw zejść z setki i z dziewiątki. Potem będzie kolejny step i kolejny jak się uda :D Małymi krokami do celu. Zobaczę co uda się zdziałać :)
Trzymać kciuki :]