ale mnie zadziwiacie!!!!!!!!!!!
Prawie pół roku minęło odkąd tu zaglądałam. Nieźle Wam idzie - wszystkim. Mam nadzieję, że to doda mi sił. Mi przez te pół roku przybyło około kilograma. Ale to nie znaczy, że sobie pozwalałam bez granic. Ciągle walczę tyle, że brak mi wytrwałości i systematyczności. Do południa dietka a wieczorem batonik. Ach te słodycze....Dlaczego są takie kuszące. Gdyby ich nie było ważyłabym chyba ze 40kg. Tylko z nimi mam problem. Ale teraz do roboty.Będę Was gonić. Obiecuję!!! Za miesiąc wakacje. Może u nas nie będzie okazji pokazać się w bikini, ale ja lecę daleko i tam będę musiała się pokazać.
A jednak ktoś czyta
To mój pierwszy wpis w Nowym Roku. Zaglądałam tu, ale nie mogłam, się zmobilizować, żeby coś napisać. Przerwa w pisaniu pamiętnika nieoznacza jednak przerwy w odchudzaniu. Bardzo owoli, ale waga spada. W niedzielę pierwszy raz od dłuższego czasu zobaczyłam na wadze piątkę z przodu. Tym tempem dojdę do swojej wymarzonej wagi do wiosny. W pamiętniku spotkała mnie niespodzianka. Dodaliście zakładkę "lista odwiedzających". Zdziwiłam się kiedy zobaczyłam, że mimo braku aktualnych moich wpisów, ktoś tu zagląda i czyta. Bardzo mi miło. Więc warto pisać.
Jestem zadowolona
Jestem zadowolona a właściwie dumna z siebie, ponieważ po świętach ważę mniej niż przed. Oszczędzałam się ale nie przesadzałam. Jadłam moje ulubione potrawy świąteczne, ale rozsądnie. Poza tym spacerowałam sporo, a zaraz po świętach wróciłam do ćwiczeń. Tak więc mogę ubrać jutro sukienkę, którą miałam przygotowaną. Jest bardzo dopasowana i widzę już efekty moich zmagań.
-2cm.
Tak nie wiele. Tylko 2cm mniej w talii przez miesiąc. Nigdy przedtem nie obserwowałam u siebie w trakcie odchudzania zmiany wymiarów. Więc może się mylę. Może 2 cm mniej w talii przez miesiąc to dużo. Nie wiem. Czekam na spadek wago a ona znów stoi, troszkę skacze: góra - dół. Cały czas wokół 61kg. Co mi pozostaje? Czekać dalej, nie jeść słodyczy, ćwiczyć, starać się itd. A przed nami odchudzaczami ciężki okres. Oby śnieg nie zniknął to chociaż na powietrzu będzie przyjemnie się poruszać. Może taniec z bałwanem?
Pamiętnik motywuje
Bardzo się cieszę z możliwości korzystania z pamiętnika odchudzania. Ogromnie mnie on motywuje. Kiedy patrzę na swój wykres wyobrażam sobie jak motylek będzie się przesuwał, aż doleci do celu. Kiedy czytam inne pamiętniki Wasze sukcesy jeszcze bardziej mnie mobilizują, a Wasze chwile słabości pozwalają zrozumieć swoje słabości. Dzięki.
Miła niespodzianka
Troszkę zwolniłam. Cały czas się odchudzam, ale nie szleję z ciągłym ważeniem się i nie ocvzekuję cudów kidedy wchodzę na wagę. A waga znów spadła. Ważę już 61kg. Bardzo się cieszę. Powoli ale systematycznie tłuszczyku ubywa. Do wiosny będę ważyła 55kg.
Jest różnie
Moja waga nadal szaleje. Ale ja już wiem dlaczego. Cały czas się odchudzam, bardzo poważnie. Jednak są dni kiedy nie wytrzymuję i jem coś co w mojej diecie jest wykluczone, np.słodycze. Albo jest jakaś okazja i jem więcej niż zwykle. Wtedy właśnie następnego dnia moja waga skacze do góry nawet o 2kg. Ale w ciągu następnych 2-3 dni szybciutko wraca do poprzsedniej wartości. Nauczyło mnie to jednego: kiedy już osiągne swoją idealną wagę mogę sobie pozwolić na kulinarne szaleństwo, ale nie za długo. Następnego dnia wystarczy trochę się ograniczyć i będzie wszystko w porządku. Miło w tym wieku dowiedzieć się o sobie czegoś nowego. Teraz jedna muszę unikać tych szleńst, bo przez nie moja waga kręci się wokół tej samej wartości: góra - dół. A ma być tylko dół. Moja dieta jest przyjemna. Wierzcie mi nie męczę się głodówkami. Więc jestem zadowolona. Nie zależy mi na błyskawicznej utracie wagi. Wolę powoli bo wiem, że to będzie na dłużej. Będę zadowolona jeżeli do wiosny schudnę te ponad 6 kilo. To jakieś 1,5kg na miesiąc. Uda się.
Waga szaleje
Nie wiem co się dzieje. Moja waga szaleje. Co dzień inaczej. Wczoraj miałam prawie 1kg więcej niż przedwczoraj czyli 62,4kg. Dziś mam mniej o pół kg niż wczoraj, ale nadal więcej niż poprzednio. Załamka. Nie wiem skąd to. Starzeję się. Mając dwadzieścia parę lat wystarczyło mi na tydzień odstawić słodycze, chleb, ziemniaczki, sosiki i chudłam 2-3kg. Teraz jest co raz trudniej. Choć nie pamiętam kiedy jadłam biały chleb, ziemniaki czy jakiś sos zabielany mąką. A z tą wagą pogodzić się nie mogę, więc nadal będę walczyć.
Mam się czym chwalić
Po przeczytaniu kilku Waszych wpisów doszłam do wniosku, że za mało się chwalę. Wczoraj np byłam na takiej oficjalnej uroczystości, pod nosem talerz z pachnącymi ciastami, a ja - tylko kawka. Z przyjemnością patrzyłam jak jedzą inni. Właściwie było to dla mnie bezbolesne. W domu są ciągle jakieś słodycze (dla dzieci) a ja ich nie ruszam. Więc chwalę się. Słodycze to dla mnie największy problem. Nie mam żadnego problemu z niejedzeniem chleba, ziemniaków itp. Ale ze słodyczy zawsze było mi trudno zrezygnować. Walczyłam ze sobą. Teraz to tak jakby normalne, że ich nie jem tak jak nie palę. Dziękuję nie palę - dgy ktoś częstuje i dziękuje nie jem - gdy ktoś częstuje słodkościami. Nieźle co? Odniosłam już jakiś sukces.
Troszkę w dół
100gram mniej. Niewiele, ale bardzo się cieszę. Wchodziłam dziś na wagę ze strachem. W czwartek i piątek skubnęłam słodkości. W sobotę i niedzielę do wieczora dzielnie się trzymałam (w sobotę byłam na imprezce - kuszące ciasta przed oczami a ja nic). Jednak w niedzielę wieczorem zjadłam kilka pierniczków. Byłam zła. Bałam się zważyć, ale dobrze, że choć tyle mi ubyło. Powoli dojdę do celu. Ćwiczę coraz więcej. Są dni, że dwa razy dziennie po godzinie. Dzięki temu widzę efekty. Moje ciało się zmienia. Wprawdzie cm narazie nie ubywa, ale kiedy np naorężę brzuch to wyczuwam już twarde mięśnie przez niewielką warstwę tłuszczyku. Super. Trzymajcie kciuki tak jak ja za Was.