Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 246493
Komentarzy: 6498
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 16 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

11 października 2018 , Komentarze (2)

Powoli wracam  do zdrowia, bo mam ochotę  na coraz więcej.  Dziś pokonałam ponad 6 km, wykonując ponad 11.000 kroków. Nie zmęczyłam się, jak jeszcze  wczoraj  było. Dziś miałam już ochotę na zakupy  urodowe, kupiłam maseczki do twarzy, a wczoraj wieczorem nałożyłam na twarz maskę  z otworami. Moja skóra piła jak spragniony maratończyk. Na II śniadanie podałam awokado z anchois i galaretkę drobiową. Do tego kawa z kawiarki włoskiej i mąż oblizywał się . Na obiad nie gorzej, bo naleśniki ze szpinakiem  + kiszona kapusta. Było zatem zielono i smacznie. Dzwoniono z Fundacji z informacja o zbiórce w dniu wyjazdu do Łodzi. To już za tydzień, oby pogoda się utrzymała.  Dziś na bulwarze  zatrzęsienie wózków z małymi dziećmi , ale i starszych osób. Taka wymiana pokoleń. Chwilkę siedzieliśmy na ławce, chłonąć widok morza, które nas urzeka bezustannie. Moje pelargonie na balkonie nadal pięknie kwitną, chyba nie chcą się pogodzić z porą roku. Na wzmocnienie zrobiliśmy dziś sok warzywno - owocowy, z buraków, marchwi i jabłek. Trochę było z tym zamieszania, bo sokowirówka "schowała się " przed nami i zaczęliśmy myśleć, że pozbyliśmy się jej przed remontem.  Nic prawdy w tym nie było, teraz mam zamiar napić się soku, na zdrowie!

10 października 2018 , Komentarze (8)

Pierwsza noc przespana w całości od dłuższego czasu. Ale pobudka przed 5, wizyta w łazience i.... myśli opanowały moją osobę. Po wczorajszej rozmowie z bratem znów miałam o czym myśleć. Ma rację, że rodzice nie potrafili stworzyć rodziny, że oboje uciekliśmy z domu  bardzo szybko, nie chcąc słuchać tego, co tam się działo. To wszystko teraz wychodzi, niestety.  Nie chcąc się męczyć zabrałam się za czytanie , i udało się jeszcze przysnąć. Wstałam pełna werwy  do pracy. Już po 9 wyszliśmy w stronę morza. Na bulwarze jeszcze luźno, słońce piękne dawało po oczach. Na sobotę lub niedzielę planuję wycieczkę na Hel. Podróżowanie półwyspem  w taką pogodę, przy takich widokach , to sama rozkosz. Droga luźna , bez masy  turystów jak w sezonie, jak ja to lubię. Można w każdej chwili być nad zatoką, a za chwilkę nad otwartym morzem. I ten bezkres wody  pobudzający wyobraźnię! ;). Dziś na obiad łosoś  pieczony + mix sałat dla mnie, dla męża oczywiście ziemniaki. Nie wiem, dlaczego faceci tak kochają pyry. Jest tyle zastępników ciekawych, ale im nic nie zastąpi ziemniaków z sosem. Spostrzegłam dziś moja bladość twarzową i zrobiło mi się żal mnie samej. Musze się wziąć w garść i porzucić te wszystkie darcie szmat rodzinnych, bo naprawdę będzie źle.  A zatem uśmiech na lico, optymizm w sercu i cała naprzód!

9 października 2018 , Komentarze (6)

Katar mniejszy, mniejszy kaszel w związku z tym. Nadal jestem słaba , i to bardzo, ale jutro kupię jakiś probiotyk na wzmocnienie . Odebrałam nowe okulary, są eleganckie, twarzowe i bardzo dobrze się  w nich czuję. Warto było!  Dziś spacer nasza trasą. Na bulwarze jak latem, pełno ludzi, słońce, pięknie i  cieplutko.  Wyszło ponad 9.000 kilometrów. Wróciłam zmęczona jak po szychcie. Usiadłam chwilkę, oczy same się zamykały ze zmęczenia. Oj, słabiutka ja, słabiutka. Mąż zapisał się na zajęcia z kultury antycznej, zachęca mnie  do aktywności. Chyba się zapiszę, bo plan bardzo ciekawy i prowadząca zaangażowana. Zajęcia w poniedziałek, a zatem nie byłoby kolizji. W przedmiocie mojej tarczycy, postanowiłam i muszę mniej przejmować się wszystkim. Wiele nie zmienię, bo nie mam wpływu na wiele. Moje serce  i zdrowie są  ważniejsze od czyichś fochów. Wiem, łatwo tak sobie mówić, ale muszę nad tym pracować. 

8 października 2018 , Komentarze (14)

Dzwoniłam do rodziców, aby umówić się na dziś. Po trzecim razie wreszcie ktoś odebrał i usłyszałam. Że niedobre jedzenie przywożę, , lepiej abym nic nie woziła jak ma być takie niedobre. Na moje pytanie co było niedobre usłyszałam, że jabłka. Te jabłka mąż zawiózł po zbiorze na działce sąsiadki. To szara reneta, wprawdzie nie jest dorodna, ale bardzo smaczna. Wkurzyłam się, wysłałam męża samego, a on biedak usłyszał, że te jabłka to chyba jakieś pastewne, dla zwierząt i ojciec nie życzy sobie takich. Jeżeli mamy coś przywozić, to tylko to, co on lubi! No faktycznie, stresów nie mam żadnych, a życie jest takie piękne! Podjęłam decyzję! Koniec z posiłkami dla rodziców! Pękam i mam dość! Rozmawiałam już z bratem na ten temat, on się nie dziwi. Znów wymieniliśmy zdania na temat naszych rodziców, spójne, ale cóż z tego. Dlatego jestem dziś cała na NIE!. Nie pójdę odebrać nowych okularów, bo miały być w piątek a nie dziś. I nie interesuje mnie, że kurier nawalił, bo to nie ja go zatrudniłam. Nie będę rozmawiać z ojcem na temat mojego zdrowia. Łaskawie zadzwonił ( po interwencji męża), a ponieważ znam ojca zafascynowanie chorobami, nie dam mu tej radości rozmowy o chorobach i nie wyraziłam zgody na rozmowę w tym temacie. Okazywanie prawdziwej troski jest czym innym, niż tylko uspokajanie własnego sumienia. A z dobrych rzeczy? Wczorajsza rozmowa z synem była taka miła, spokojna, optymistyczna i perspektywistyczna. Dziecko  przyjedzie kilka dni przed 1 listopada, bo już 3  wylatuje do Irlandii, zawodowo. A ponieważ lot jest z Wrocławia, musi wrócić do Poznania, spakować się odpowiednio i  dopiero jechać na lotnisko. Będę go zatem miała trochę i będę się napawać tym czasem. 

7 października 2018 , Komentarze (3)

Wczorajsze spotkanie towarzyskie było bardzo miłe, spektakl znośny, ale powtarzalność tematów już zaczyna nudzić. Owszem, śmiałam się, ale bez zachwytu. Umówiliśmy się na kolejne spotkania "kulturalne". Katar trzyma nadal i nie chce odpuścić. Budzę się w nocy z brakiem oddechu, bo mam nos zatkany, słaba jestem i pocę się jak szczur. Dziś namówiłam męża, abyśmy pojechali do lasu, w nasze strony działkowe. Tyle naszego, że pooglądaliśmy po drodze przecudne kolory jesieni. Czerwone klony, złote graby, to wszystko aż dech zapiera! Uwielbiam takie widoki. Ale niestety, gdy przyjechaliśmy do lasu , rozpadał się deszcz solidny. Plany wypicia herbaty na skraju lasu, z oglądaniem pustych pół i chwilka rozmowy spełzły na niczym. Za to widziałam i słyszałam klucz gęsi odlatujących. Nic to moje panie, jesień zawitała na dobre i trzeba się z tym pogodzić. Dziś na obiad mam rosół  z makaronem i dorsza pieczonego w warzywach. Dosyć dietetyczne , ale i wzmacniające. Karkówka definitywnie jedzie do rodziców., razem z pomidorówką. A ja dziś spędzę dzień odpoczynkowo, statecznie i powoli. Będę czytać, pisać w moim notatniku, rozmyślać w sprawie dni następnych. Będę także szukać w okolicy fajnych imprez kulturalnych, aby znów spotkać się z przyjaciółmi. To fajnie tak pogadać o wszystkim, o niczym i  pośmiać się z siebie. 

6 października 2018 , Komentarze (5)

ale jak to z katarem, musi trwać tydzień. Ciśnienie i puls wróciły do normy, natomiast czuje wyraźne osłabienie. To z czasem przejdzie. Musze solidnie wypocząć, odstresować się. Dziś w ramach tych czynności poszliśmy na bulwar. Chociaż to 10 rana, już było pełno ludzi , a nawet tłok. Na zatoce jakieś regaty, mnóstwo żagli, słońce grzało bardzo miło, morze srebrzyło się znakomicie, cud i tyle. Przeszliśmy ponad 5 km, wykonując ponad 9.000 kroków, wróciłam spocona i zmęczona. Usiadłam na chwilkę i złapała mnie drzemka, była wzmacniająca. Po obiedzie odpoczynek, a przed 17 wychodzimy spotkać się ze znajomymi, a potem na premierę do Teatru Miejskiego.  Ochota taka sobie, tym bardziej, że w związku z tym spotkaniem oddaliśmy bilety na koncert w ramach Gdynia Classica Nova. No cóż, tak bywa, nasi sąsiedzi będą słuchać Belliniego. Cieszę się, że jutro niedziela, może namówię męża na wycieczkę do lasu? Dziś obiad taki dla męża, bo pieczona karkówka. Wprawdzie nadziałam ja czosnkiem, ale nie lubię wieprzowiny i już. Na jutro natomiast zaplanowałam dorsza pieczonego w warzywach i to mi pasuje. Do tego rosół , abym wzmocniła organizm i już. Wieprzowiny sporo, rodzice ją lubią, może oddam im? Będe miała z glowy kolejny posiłek. 

5 października 2018 , Komentarze (14)

Bardzo zaniepokoiłam się wysokim pulsem i ciśnieniem ( 150/111) i późnym wieczorem poszłam do nocnej opieki szpitalnej.  Zostałam zbadana, łącznie z EKG i tyle. Przyczyn nie ustalono, być może to Sudafen, który zażyłam, aby zminimalizować katar. Tak myślałam, ale dziś rano nadal dobrze nie jest. Wprawdzie ciśnienie spadło do 114, ale puls nadal wysoki, bo 94.  Mama miała udar, dmucham zatem na zimno.  A w szpitalu wskazano na konieczność obserwowania serca, bo EKG było na granicy tachykardii. No cóż, starość mnie dopada coraz bardziej.  Zauważyłam w wiadomościach dietę od p. doktor, ale jeszcze jej nie analizowałam. Zajmę się tym po powrocie do zdrowia, teraz to zbyt ryzykowne. Czekam na kuriera, który ma dostarczyć kupiony osuszacz i jonizator w jednym. Niestety, nadal  lekko czuć wilgoć. Musze się zabrać za pismo do ubezpieczyciela o zwrot wydatków. Niech ten koszmar wreszcie się całkowicie zakończy.

4 października 2018 , Komentarze (8)

ale życie i tak swoje zrobi. Rozłożyłam się kompletnie. Gardło, katar ropny, dreszcze. Za mną bezsenna noc. Oczywiście wczoraj na zajęciach nie byłam, i chyba dobrze. Jestem w łóżku, ubrana we flanelową piżamę na to polar, a i tak jest mi zimno. Rano wstałam, aby przygotować kotlety mielone dla rodziców. Pojedzie mąż, zawiezie naleśniki wczoraj usmażone, nadziane marmoladą jabłkową, barszcz ukraiński, kotlety.  Mam nadzieję, że to wystarczy na jakiś czas.  To tyle, bo sił na więcej nie mam.

3 października 2018 , Komentarze (3)

Naprawdę ruszam się sporo. Już nawet nie chodzi o spacery czy wędrówki, bo na to nie zawsze jest okoliczność. Dziś na przykład wieje mocno, pada, RCB przysłało sms- a o zagrożeniu. Ale i tak  cały czas pędzę, gonię.  Dziś do dentysty na laser, ale i na poprawkę, bo wypełnienie z poniedziałku wypadło.  Potem po drobne zakupy i  z komputerem do serwisu. Muszę zacząć  smażyć  naleśniki  na jutro dla rodziców, na 13:30 idę na latino. Potem angielski  i zrobi się późne popołudnie. A boli mnie gardło  i czuję się tak jakoś niespecjalnie. Niby grzanie rozpoczęte, ale bardzo słabo. W nocy lało mocno, dziś pogoda raczej pod koc i z herbatą.

2 października 2018 , Komentarze (10)

Rano do endokrynologa, zachwyt nad moimi wynikami tarczycy. Dziś dostanę na maila  od p. doktor dietę 1500kcal. Pani szczupła, ale przyznała , że katuje się nieziemsko. Ostatnio zaliczyła z przyjaciółką dietę Dąbrowskiej, która określiła jako masakrę. Przepisała mi Glucophage, aby efekt był lepszy, chociaż cukrzycy nie mam. Lek pomaga jednak zlikwidować łaknienie słodyczy. Taka pomoc od kobiety dla kobiety. Aha, a lek przy okazji  hamuje starzenie się. Dla mnie bomba! Potem do stomatologa na laserowanie zębów, a następnie na gimnastykę. I tu,,,, klapa. Przyszło ok. 25 kobiet, drzwi do sali ćwiczeń zamknięte, ktoś poszedł po klucze, sygnału , że zajęć nie będzie nikt od organizatora nie dawał.  Przebrałyśmy się w stroje  do ćwiczeń, wzięłyśmy maty, czas upływał. Ktoś zadzwonił do trenerki- nie została poinformowana, że zajęcia zaczynają  się 2 października, skoro na stronie Fundacji jak wół stoi, że 3. No cóż, poszłam do pana prezesa, tłumaczył zamieszanie brakiem personelu. No cóż, to jego problem, ale wypadało nas przeprosić, prawda? Jako rekompensatę  postanowiłam zrobić ciasto z owocami, dokładnie biszkopt.Śliwki i szare renety, wyszło super. Kupiłam jeszcze produkty na leczo, oraz kawałek żeberek na barszcz ukraiński dla rodziców.  Nie sprawia mi żadnej przyjemności  odwiedzanie ich, robię to z poczucia obowiązku, aby mama zjadła coś pożywnego i zdrowego. Wczoraj w lodówce nie widziałam tam dobrego jedzenia, światła najwięcej. Ojciec karmi mamę  w dni, w których nie przyjeżdżamy, niedługo odzwyczai ją od jedzenia, tak to jest liche i niesmaczne. Bariera nie do pokonania, to upór ojca i wmawianie mamie, że ona także nie chce pomocy z zewnątrz. Mąż znów pojechał dziś z sąsiadką na działkę, znów przywiózł jabłka. Nie pozwolę na kolejny raz, bo mój chłopina chore ma kolana, nie może dźwigać. Teraz leży i cierpi, ale był dla kogoś bohaterem. To nie tak ma być. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.