Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 246780
Komentarzy: 6500
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 17 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

16 lutego 2019 , Komentarze (6)

Wyjazd przyjemny, ale pogodowo do bani. Mgła, zimny wiatr, mżawka. Spacery krótkie, raz nad morze, raz po lesie, aby uniknąć wiatru. Natomiast nagadałam się po uszy.  Było wspominanie, śmiechy, oglądanie zdjęć archiwalnych rodziny. Wspominanie zmarłych, zabawnych chwil z życia. Przyglądanie się strojom, odziezy przedwojennej. Ludzie wyglądali wówczas tak staro.  Telewizor nie był włączony nawet na chwilkę, natomiast biesiadowaliśmy jak najbardziej.  Za dużo słodyczy, bo i my z torcikiem przyjechaliśmy, i gospodarze dwa ciasta wykonali. Jeszcze dobył pies rasy amstaf, podrzucony na czas wyjazdu właścicieli. Duże, łagodne bydle, cieszące się na nasz widok. Dzis pogoda zawitała i do Łeby, ale to  był czas wyjazdu. Po drodze słońce, zielone pola oziminy, tylko przebiśniegi dawały sygnał o nadchodzącej wiośnie. No i ta temperatura, ponad 15 stopni w połowie lutego!  Po drodze zrobiliśmy zakupy, bo przecież jutro sklepy zamknięte. Na obiad była smażona polędwica z dorsza, mix sałat, kilka ziemniaków. Było to pyszne. Raz , nie zawsze. A od jutra wracam do swoich zwyczajów, do gimnastyki, do codziennych wędrówek i bytowania nad morzem. 

13 lutego 2019 , Komentarze (8)

Na temat gry w Lotto mam zdanie negatywne. Wczoraj , w ramach rozweselenia pochmurnego poranka, kupiłam kupon, wypełniłam wpisując liczby i cyfry jakoby dla mnie szczęśliwe. Dopiero dziś rano sprawdziłam, jak zawsze, ZERO, nawet  dwójki nie było! Tak mam, nie mogę liczyć na mannę z nieba, to musi być okupione pracą. Ale za to jaką zabawę mieliśmy wieczorem! Mąż wybierał nowy samochód , taki z bajerem, ja myślałam o zaspokojeniu syna na zawsze, a poza tym był problem, co kupić, w co zainwestować? Okazuje się, że potrzeb nie mamy, domu nie pragnę, no, może apartamencik nad morzem Tyrreńskim , na wysokości Sieny, albo w Hiszpanii w okolicach Malagi. Robimy sobie czasem taką zabawę, dochodząc do wniosku, że wygrana duża byłaby dla nas problemem, a mniejszą wydali byśmy na podróże, pierdoły i przyjemności. :). Dziś wiosnę widać i czuć! Wprawdzie nad morzem wieje okrutnie chłodem, ale za to mamy doskonałe powietrze i słońce.  Zaliczyłam już wizytę u fryzjera, gdzie oddaję się lekturze kiczowatych pism kolorowych, zaliczyłam wizytę u lekarza kontaktowego, mam przepisane leki na zapas oraz umówiony zabieg usg tarczycy na początek czerwca. Pan doktor nic złego  nie widział w wyniku biopsji, co mnie pociesza.  Ręka jednak musi być na pulsie. Na obiad dziś wykorzystuję to, co mam, czyli resztę zupy krem, odmroziłam gołąbki  w sosie pomidorowym, które robiłam w styczniu, do tego mix sałat z feta, pomidorkami, oliwkami i sosem z oliwy i cytryny. Jutro wyjeżdżamy  ok. 10, jeszcze dziś pakowanko ( bo małe) , zabezpieczenie domostwa i gotowe. Zostawię Was  do soboty, opowiem po powrocie, jak wygląda plaża  w okolicach Łeby i czy po drodze widać było wiosenne ptaki.  Narazie zatem.

12 lutego 2019 , Komentarze (6)

Rano zimno, wietrznie, spacer nad morze to było odrzucenie chęci zostania w domu, gdzie ciepło i przytulnie.  Wysłałam po drodze kupon Lotto, gdy przeczytałam w horoskopie chińskim, jakie liczby na ten rok są dla mnie szczęśliwe.  Będę się czuć milionerka przez pół dnia, co tam!  Po drodze na bulwar spotkaliśmy żonę chrześniaka męża, szła na spacer z dziećmi. To taka poukładana dziewczyna, rozmowa z nią to prawdziwa przyjemność. A radość jej córeczki na nasz widok, niezapomniane! Pogoda poprawiła się po naszym powrocie do domu, ale to była już 13, więc wyjazd do Gdańsk nie miał sensu. Ta poprawa to tylko więcej słońca, bo wieje zimnem nadal. I znów 5 km i 7.000 kroków.  A rano chciałam zupełnie zostać w łóżku i zrobić sobie dzień lenia. Okazało się, że nie umiem, tak mam i już.  A na nasz wyjazd prognoza pogody zapowiadana jest  wspaniała. Mój ponad 40 letni optymista ma nadzieję, że pobyt w sanatorium to będzie jedno pasmo cudownej aury! Oby. Spotkaliśmy sąsiadkę, lat 88, której  mój mąż pomagał zrywać jabłka na jesień. Zaprosiła nas do siebie na ciasto, w przyszłym tygodniu, bo chce "porozmawiać z kimś miłym i inteligentnym".  To fajne uczucie, taka akceptacja od innych. Szkoda, że ze strony najbliższych jest zupełnie inaczej.

11 lutego 2019 , Komentarze (8)

Wczoraj byliśmy na filmie "Green book" Sala pełna , chociaż film kończył się po 23. To cieszy, że ludzie  mają nosa do dobrych filmów, bo to pozycja naprawdę warta zobaczenia. Proszę bardzo, można oglądać różne kogle- mogle , nawet i numer 4 , tylko co z takiego filmu zostaje oprócz niesmaku?  Ale miało być o tolerancji. Wczoraj na Ale kino+ była IDA, polski film opisujący dzieje bohaterów w roku 1962, w tym samym roku,  w którym toczy się akcja Green book'a.  A tolerancja? Odpowiednia dla kraju. W  polskim filmie pokazany jest stosunek  Polaków do Żydów , i to nie tylko w czasie wojny, pokazano szary, brudny kraj , w którym na pogrzebach  grano Międzynarodówkę , a naród tolerował socjalizm w najbrudniejszej  postaci.  Green book opowiada o nietolerancji  rasy ( moim zdaniem żadna różnica) , rzecz dzieje się także w 1962 roku, gdy Polska  zmaga się  z okupacją  ze wschodu, a w Stanach Zjednoczonych bogaci ludzie południa nadal gardzą innymi ludźmi.  Jaki kraj , taka tolerancja. I niestety , to wszystko wraca. ;(.  Dziś u nas pogoda bardzo nieciekawa, bo nawet nie pochmurnie, a ciemno, pada co chwila, jest nieprzyjemnie.  Ale  5km zaliczonych, prawie 6 .000 kroków wykonanych.  Bulwar wymieciony, z daleka widać było jego koniec. Ludzie zostali w domach. A my po spacerze na cd. zabiegów. Przy nagrzewających lampach czułam się doskonale, a potem masaż  rozluźnił mnie zupełnie. Miłe to, a ciało wdzięczne za taką troskę. Waga dziś znów deczko mniejsza, optymistycznie zatem patrzę na świat. Na temat posiłków nic nowego, bo to powtórka z wczoraj. Upiekłam  tylko razowe muffiny z cukinią, słonecznikiem i fetą. Będą do zupy krem warzywnej, która sama jakoś wyszła :D

10 lutego 2019 , Komentarze (4)

Nie moje, mojego miasta. Gdynia ma 93 lata. Pogoda dopisała , w pewnym momencie było ponad 10 stopni. Poszliśmy nad morze ok. 10 , słońce ładnie świeciło Najpierw jednak zakup biletów do kina na "Green book". Idziemy na 20:40, potem tylko spać. Znów trafiliśmy na kąpiel Morsów , radosnych, z muzyka z radia, spora grupka. Z okazji urodzin  kawa i słodki deser w Marioli przy dawnym stadionie Arki. Oj, przydałby się tam remont, zmiana wystroju, bo trąci myszką. A lody wyjątkowo drogie, bo gałka 4 zł.  Spacer dziś to prawie 6 km i prawie 10.000 kroków. Na obiad reszta pomidorowej z lanymi kluskami, pieczeń cielęca w sosie koperkowym,, kapusta kiszona z grzybami. Mięso bardzo smaczne, mięciutkie, wprost rozpadało się. Na deser ciastko francuskie z jabłkową marmoladą. Moje codzienne ćwiczenia dają rezultat, co widać   w obszarze brzucha i ud. To cieszy.  Waga dziś ok, leciutki spadek , niech będzie i tak. Zaczynam planować balkon, narazie tylko w myślach, w wyobraźni. Potem będzie łatwiej to zrealizować.  Rośliny to dopiero po powrocie z sanatorium, ale koncepcja może już być. No i prowadzimy z mężem długie rozmowy, co z wakacjami. Ja optuję za wycieczką do północnej Hiszpanii we wrześniu , a wcześniej  wyjazd w Polskę, gdzie oczy poniosą. Mąż teraz siedzi w katalogach, przegląda, wybiera. O, jeszcze fajna byłaby Budva , pobyt stacjonarny w fajnym kameralnym hotelu, i wypoczynek na plaży połączony ze zwiedzaniem miasta.  Widzieliśmy je w 1979r. po trzęsieniu ziemi , chodziliśmy wśród ruin. Chciałabym zobaczyć , jak ją odbudowano. 

9 lutego 2019 , Komentarze (10)

Dziś bardzo smaczny dzień, bo wykorzystałam wszystkie produkty, które już powinny być wykorzystane, a zalegały  w lodówce. Otwarty jakiś czas temu słoik z marmoladą jabłkową własnego wyrobu? Upiekłam rogaliki  z ciasta francuskiego nadziewane właśnie tą marmoladą. Resztka wina białego? Do marynaty  i na cielęcy mostek oraz kawałek od goleni , mięso poleżało trochę w marynacie   i ... do pieca. Będzie na jutro na obiad. Reszta kapusty kiszonej ? Udusiłam z grzybami suszonymi do jutrzejszej pieczeni. Reszta makaronu ryżowego?  Wykorzystałam do pomidorowej.  Na obiad były sznycle cielęce , klasyczne, z jajkiem sadzonym , z surówką z mixu salat i rukoli, z pomidorkami i startym serem Bursztyn. No cóż, było to pyszne. :D! Raz nie zawsze, a akurat cielęcina jest mięsem bezpiecznym , na dodatek pochodzi z pewnego źródła.  Dziś kolejny raz poszliśmy do nowej biblioteki, aby obejrzeć ją dokładnie, bo we czwartek było za dużo ludzi. Wypiliśmy dobrą kawę, poczytaliśmy prasę, spotkaliśmy znajomych.  Fajne krzesła tam są, bujane! Potem spacer nad morze, bo przecież nad morzem mieszkamy! Trochę wiało, całkiem chłodno, ale  maszerowaliśmy dzielnie. Zaliczone 5 km i prawie 9.000 kroków.  Zaczęło padać w powrotnej drodze, czyli znów udało się z czasem. Telefoniczna rozmowa ze szwagierką , pojedziemy we czwartek do Łeby. Nagadam się do woli, ponarzekam sobie, wyrzucę z siebie wszystko zło na świat. Nie ma co, trzeba dbać o siebie, pozbyć się stresu, który ma dużą rolę w nieciekawym samopoczuciu. Waga dziś znakomita, a cukier? 77!!!!!!

8 lutego 2019 , Komentarze (3)

pani fizykoterapeutka jest naprawdę profesjonalna. To pani z mojej gimnastyki w Fundacji. Mąż też zadowolony, ocenił masaż wysoko. A mną zajęto sie szczegółowo i drobiazgowo,odkryte zostały wszystkie miejsca  będące przyczyna bólu, nawet pośladki.Kolejna wizyta w poniedziałek, zabierze się ostro za mnie, a ja przez weekend będę piłeczką do tenisa likwidować kórcze powięzi. Moje plecy zostały kolejny raz ocenione jako kompletna stal, takie twarde. "Chyba ma pani dużo stresu", usłyszałam, potwierdziłam, bo cóż mi zostało. Na koniec spotkania miałam chwilkę relaksu pod lampą rozgrzewającą, czułam się jak na plaży w Hiszpanii.  Stamtąd mąż pojechał do domu po zupę , zawiózł ją do rodziców, a ja przeszłam się Kamienną Górą do domu. Wypatrzyłam przebiśniegi w jednym z ogródków, chwilkę stałam oglądając panoramiczny widok Gdyni z góry, daleki Hel i Gdańsk, niebieski Bałtyk i czerwone statki.Wiosna byłą dziś widoczna naprawdę. Zakupy w Lidlu i powrót do domu. Na obiad kupiłam Łupacza , podałam go z pieczonymi warzywami korzennymi. Zadzwoniła znajoma, porcja cielęciny do odbioru. mam piękny karczek,żeberka i mielone. Dla nas to duża porcja mięsa, zaspokojona więc jestem zakupowo na jakiś czas. Brat już wrócił , chwilkę rozmawialiśmy, oczywiście o rodzicach. On też nie ma zamiaru tam  jechać, tak to się porobiło. A dziś będę się zajmować przede wszystkim lekturą, bo trochę tego wczoraj zniosłam do domu. 

7 lutego 2019 , Komentarze (7)

Jest informacja o pobycie sanatoryjnym. To Ciechocinek, sanatorium Zdrowie  , w okresie od 1 do 22 kwietnia. Niby termin dobry, miejsce też, ale zahacza o Wielkanoc, która od lat spędzamy u syna w Poznaniu.  Sypie mi się w tym roku wszystko. Już drugi wyjazd muszę odwoływać. Rozmawiałam już z synem, przykro mi było poinformować o  wiadomościach z dziś. Trudno, takie jest życie. ;( Dziś wykonałam ponad 11.000 kroków, i prawie 7 km.  Tradycyjny spacer, pobyt na hali targowej, wizyta w nowo otwartej bibliotece.  Wreszcie mam nowe pozycje do czytania. A w godzinę zero przed biblioteką stała kolejka ludzi czekajacych na otwarcie. Gdynianie nie zawiedli. Po raz drugi w ostatnim czasie udzielaliśmy wywiadu  dla Radia Gdańsk, jakoś chyba zachęcamy wyglądem .  Wczoraj ćwiczeń nie było, dziś nadrobię , bo waga od razu pokazuje, że ćwiczenia jej służą.  Śniadanie  to tosty, kolejno,  z pomidorem ( udało się znów kupić te dobre), z kozim serkiem i papryką, z awokado, z powidłami. Do tego kawa  z napojem ( bo to nie mleko przecież!) owsianym. Na II śniadanie zielony koktajl ze szpinaku, banana, soku ananasowego i imbiru, na obiad grillowana polędwiczka indycza + kiszona kapusta w ilościach znacznych.  Specjalnie po nią szłam na halę, aby nie kupować świństwa z plastikowego wiaderka. Ziemniaka zjadłam 1 szt , małą. Ugotowałam tez zupę dla rodziców, mąż jutro zawiezie.Jutro rano mamy masaże i fizykoterapię. Ciekawe, co nam zaproponują. Napisze potem, czy warto było.

6 lutego 2019 , Komentarze (5)

u ortopedy. Wypuklenie dysku szyjnego powoduje ból, na szczęście nie stały.  Gdy się pogorszy, będzie operacja, narazie  bez strachu. Kurcze, dopadła mnie starość. Wprawdzie doktorek  kostny oświadczył, że wyglądam doskonale, ale wolałabym bez tych dodatków , które ostatnio wychodzą. Rehabilitacja na to żadna, dobre i to, że wykupiłam masaże barków.  Obdarowujemy doktorka książkami , to zamiast czekoladek. Tym razem była to biografia Tyrmanda. Radość na twarzy doktorka, to jest coś. Dziś Dorotyy, wszystkim paniom o tym imieniu życzę najlepszego. Mąż wysłał życzenia młodszej kuzynce, okazało się, że ona Dorota wrześniowa. Nic to, dobrego nigdy za dużo:D. Do jutra panienki , niech Wam się przyśnią same cudaa na wadze. 

6 lutego 2019 , Komentarze (4)

przeżywanie niesamowitej przygody. Czytam właściwie  wszystko. Złapałam się na tym, że nie  zacznę zażywania leku bez przeczytania załączonej ulotki. Czytam powieści obyczajowe, kryminały, biografie, reportaże, książki historyczne. Czytam gazety codzienne, tygodniki, kwartalniki, miesięczniki. Oczywiście wybieram to, co chcę przeżyć , bo mroczne kryminały szwedzkie przestały mnie już interesować. Są zbyt dołujące. Mam kilka ulubionych pozycji np. "Timbuktu" Paula Austera, ostatnio pozycje Marcina Wichy, wiele pozycji o Italii. Nie przepadam za poradnikami, lubię kulinaria, ale bez przesady. Wracam co rocznie w okolicach września do trylogii "Tak trzymać" Fleszarowej - Muskat, bo to historia o powstaniu Gdyni, o jej losach wojennych . Może to niezbyt wysokich lotów lektura, ale opisuje miejsca , w których bywam. Jutro otwarcie nowej biblioteki , blisko nas , tuż za rogiem. Już się cieszę , że będę mogła wybrać coś nowego do czytania. ;). Waga bz. moje odżywianie też ok. , dziś na śniadanie owsianka z jabłkiem, śliwkami  suszonymi i orzechem brazylijskim.  Potem zakupy w supermarkecie, bo chciałam kupić cielęcinę. Spotkaliśmy znajomych mieszkających naprzeciwko , za blisko, aby spotkać się ot, tak !  Przy okazji kupiłam nowe kwiaty do domu. Storczyki darowane  zmarzły tej zimy, musiałam się ich pozbyć. Kupiłam rośliny zielone, takie wolę.  Na obiad tylko  rosół i po kawałku mięsa gotowanego. Jeszcze wizyta u ortopedy czeka , ciekawa jestem jego oceny wyniku badania rezonansu. Wczoraj słuchałam rozmowy Elizy Michalik z Andrzejem Pągowskim. Podzielam jego stan, też mam wielka ochotę  powiedzieć lub napisać do kogoś co chciałabym  wyrzucić z siebie.  Coraz częściej, niestety,

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.