Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 247442
Komentarzy: 6501
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 18 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

4 września 2020 , Komentarze (3)

Znów las, cała kobiałka kurek, cudnie się wędrowało, bo  NIKOGO nie spotkaliśmy. Innych grzybów brak, ale to mi wystarczy. Część zamrożę po zblanszowaniu, część będzie do żarełka. Może jakieś risotto popełnię? Takie mniej kaloryczne . A może jakiś kurczak z kurkami? No dobra, zobaczę. Na razie stęskniłam się za rosołem , ugotowałam dziś gar z mięs różnych, w domu pachnie obłędnie.  Wróciłam do soków pomidorowych, bo nowe leki wypłukują mi (chyba) potas, co szczególnie nocą   jest uciążliwe. Wczoraj podejmowałam szwagra z żoną, papryki faszerowane znalazły głośne uznanie, zupa dyniowa prawie wylizana,  francuskie z jabłkami smakowało , to cieszy. Rozmawialiśmy o naszym wyjeździe, ustalając szczegółowo co, i jak.   W środę ostatecznie sprzedaliśmy mieszkanie po rodzicach , trwało to  bardzo długo, bo p. notariusz  gubiła się co chwilę. Wracałam do domu zmęczona całą sytuacją, wreszcie koniec. Teraz  spokój, cieszenie się życiem i  tylko wspomnienia zostały. Przyszły tydzień mam pracowity, bo kilka wizyt, pakowanie do wyjazdu, itp. Jeszcze uszczęśliwię syna pokaźna kwotą na większe mieszkanie.  Wieczorami  szybko robi się ciemno, to  już jesień, chociaż nie kalendarzowa. Jutro może Sopot? Bo znów tam pusto.

1 września 2020 , Komentarze (4)

Już od dawna nie kojarzy mi się ze szkołą. Teraz tylko przez okna i na ulicach widuję dzieci i młodzież  wyraźnie zmierzająca do budy. Moje lata szkolne były fajne. Liceum niedaleko bulwaru, ogromnie lubiłam iść  do lub wracać ze szkoły właśnie nad morzem..  Przy okazji to było doskonały spacer, a za moich czasów nie było wiele rozrywek. Nawet kino było reglamentowane. Byliśmy dziś w kinie na filmie dokumentalnym pt:"A więc wojna!".  Szokujące zdjęcia i informacje.  Po powrocie zajęłam się gotowaniem. Przygotowałam dla gości  paprykę faszerowaną, pół z mięsem, pół z ryżem, pieczarkami i boczkiem. Trochę mi to zajęło, obiad był więc skromniejszy, bo ziemniaki, jajko sadzone i surówka : po kawałku papryki czerwonej i zielonej, czerwona cebula, starta kalarepka, bób, sól, pieprz , cytryna i miód do smaku.  Smaczne to wyszło, robiłam pierwszy raz.  Noc znów zarwana, nie mogłam zasnąć po krótkim , głębokim śnie, wstawałam 3 razy, wreszcie usiadłam z książką. Zmarzłam, powrót do łóżka był  rozkoszą. W mieszkaniu wieczorami chłodniej, skarpetki muszę nakładać, tak już będzie , niestety. Jutro wyjazd do Gdańska, spotkanie z bratem u notariusza. Pora wyjazdu trochę nieciekawa, bo w godzinach szczytu. Chociaż, czy teraz szczyt nadal istnieje?  Ludzie pracują zdalnie, siedzą w domach.  Wczoraj widziałam w internecie  kolejne zdjęcie maltretowanego psa, pozostawionego przez ludzi ze wsi   w kojcu, bez jedzenia, picia, bez nadziei. Och, jak chciałabym, aby Stwórca ukarał takich osobników  odpowiednio w tym drugim życiu. Nie mogę się pogodzić z takim zachowaniem(strach). Zrobiłam test osobowości, jestem protagonistą.   Ciekawe towarzystwo jest w "mojej" grupie!

31 sierpnia 2020 , Komentarze (4)

Uwielbiam je zbierać, wyłuskiwać z jagodzin, szukać w mchu i delikatnie wyjmować . Wiem, że lubią towarzystwo dębów i wilgoć, jak każdy grzyb. Te pierwsze, czerwcowe, zjadam same, bez dodatków, aby nasycić się ich smakiem. Duszę na maśle i z pietruszką zieloną, którą dodaje do prawie każdej potrawy.  Gdy grzybów jest więcej , robię schabowe bitki w kurkach, omlety z kurkami, zupę kurkową, mrożę.  Bywały takie lata, że rozdawałam znajomym kobiałki kurek, bo już mi przestały smakować, a ja miałam dosyć czyszczenia godzinami.  Wczoraj było ich trochę, wystarczyło na makaron z kurkami i ze szpinakiem. Danie proste, ale smakiem powala, a gdy dodam trochę sera pleśniowego do sosu, klękajcie narody! I taki właśnie był dziś u mnie obiad. Dyniowa poszła w kąt, aby nic nie zakłóciło smaku kurek.  Taki to symbol końca wakacji.  Dziś wizyta u chirurga, zabieg usuwania tłuszczaka ustalony na 23 września. Mąż też zadowolony, wreszcie znalazł konkretnego lekarza. Zamówiłam już przez internet kwas hialuronowy  do wstrzyknięcia w kolano.  Po przychodni zakupy, takie co tygodniowe. Pomidory  do przetworów, łosoś na kanapki, owoce, trochę chemii. Powrót z galerii był koszmarnie długi, po drodze sznur samochodów wracających na południe Polski.  Po powrocie przecier, wyszło kolejnych 4 słoje pomidorów. Mąż przyniósł z garażu zeszłoroczne prawdziwki marynowane. Ach, jak smakowały! Pogoda dziś przelotna, bez przerwy deszcze i tylko 17-18 stopni.  Schowałam do szafy głęboko ostatnie sukienki letnie, przeprałam  szaliki i apaszki, aby były gotowe na chłodniejsze dni. Lubie mieć coś zamotanego na szyi.  Kończę i uciekam do książki, bo to najprzyjemniejsza rozrywka. 

30 sierpnia 2020 , Komentarze (4)

Miało padać, miało być pochmurnie, a okazało się prześlicznie, ciepło i słonecznie. Do lasu pojechaliśmy przed 8, blisko, więc po 40 minutach byliśmy na miejscu. Pierwsze wrażenie- ogromna cisza, pusto na polach, nie słychać ptaków. Wrzosy przepięknie kwitną i wabią oko. Borówki czerwienią się  wśród zieleni, taki las lubię. Przeszliśmy znaną trasę grzybową, trochę kurek i tyle.  Widać za mało jeszcze padało, aby grzybnia ruszyła.  Chwilkę siedzieliśmy na skraju lasu, patrząc na sprzątnięte pole, na obłoki płynące, na zieleń uspokajającą oczy. Cudne takie chwile, przywołuję je  zimą, gdy jest ponuro za oknem. Skromny posiłek, pół jabłka, pół mandarynki, herbata rooibos, i powrót. Ogromnie się cieszę, że pojechaliśmy, teraz mam głowę wolną od natłoku myśli, które dziś nie pozwoliły zasnąć. Nawet ciepłe mleko  nie pomogło. Na obiad dziś zupa buraczkowa, gulasz mięsny z pieczarkami  , do tego kopytka razowe( dla męża) i surówki.  Dziś mąż oporządził dynię, jutro ugotuję zupę jesienną.  Wczoraj pochowałam ubrania letnie, sporo "przesiałam" i zostaną zaniesione do sklepu charytatywnego. Luźno mam w szafie, ale nie lubię trzymać rzeczy , których nie noszę przez kilka lat.  Czytam książkę pt. "Strażnik rzeczy zagubionych"  Jest urocza, taka poetycka,  o dobru, którego nigdy za dużo.  Za oknem dzieciarnia "rozmawia", czyli krzyczy do sienie, czyniąc niesamowity hałas. Na parapecie ostro pracuje trzmiel/bak, który karmi sie moimi kwiatami. Ostanie dni wakacji, jak to szybko zleciało! 

29 sierpnia 2020 , Komentarze (2)

bo taka aura dziś nad morzem. Fale nawet na gdyńskiej plaży, co zwiastuje zmianę . A wczoraj widoczność była taka doskonała, aż po Mierzeję Wiślaną.  Ostatnie dni wakacji, a na podwórku brak dzieci. Ciekawe, jak  pobyt w szkole wpłynie na ich funkcjonowanie, jak długo potrwa czas szkoły otwartej. Wczoraj spotkałam koleżankę, rozmawiałysmy m. in. na temat koronawirusa , obie stwierdziłyśmy, że przecież cały świat nie oszalał, że korona jest prawdą. Wczoraj miałam dzień gotowania, gulasz z pieczarkami, zupa grzybowa, zupa buraczkowa, bo ostatnio jadam sporo zup. Zawsze je lubiłam, teraz jadam 2x w ciągu dnia i to jest bardzo dobre na moją wagę. Pieczywo skromne, 3 niewielkie kromki bułki grahamki, tylko rano. Obiad bez ziemniaków , mięso tylko z jarzynką, albo same warzywa. Wczoraj oddałam holtera, wynik będzie  za tydzień. Na życzenie doktora  była próba wysiłkowa, w postaci szybkiego wchodzenia po schodach. Och, serce  prawie wyskoczyło, i ten brak tchu. Dziś miała być wycieczka do lasu, ale w nocy padało, nie było więc sensu chodzić po kolana w mokrym. W lesie nie oszczędzam się i z pewnością szukałabym grzybów w jakiś ostępach. W mieszkaniu chłodniej, siedzę wieczorami z kocykiem na kolanach. Moje kwiaty balkonowe także szykują się do jesieni, nieuchronne nadchodzi coraz szybciej. Nawet ogniki przebarwiają się kolorowo.  Był pomysł wyjazdu z naszą Fundacją   na wycieczkę do Bydgoszczy, ale upadł w przedbiegach. Bydgoszcz znam, byliśmy w miejscach ujętych w programie, to Opera Nova przyciągnęła nas, bo  w programie ujęto i przedstawienie. W ostateczności zrezygnowaliśmy z uwagi  na podróż w maskach, zbyt bliski kontakt z innymi  w czasie posiłków . Ostatnio miałam przykłady  reakcji ludzi  na wskazanie im braku maseczki.  Dosyć więc. Turyści wyjechali, co od razu rzuca się w oczy. Jest czyściej, nawet bezdomnych mniej .  Dziś na obiad wspomniany gulasz i dwie surówki, a waga rano baardzo łaskawa.  I nikogo nie muszę się pytać : jak żyć?

26 sierpnia 2020 , Komentarze (12)

 Przynajmniej nad morzem, bo rano tylko 14 stopni było, padał deszcz, wiało. Taka barowa pogoda do południa, teraz jest trochę lepiej, ale bez upałów. Odpowiada mi to. W przyszły wtorek notariusz, i koniec historii z mieszkaniem po rodzicach. Dziś pojechaliśmy przewietrzyć, zabrać ostatki, zobaczyć co w skrzynce. Nie mam sentymentu do tego mieszkania, bo rodzice przeprowadzili się tam po moim ślubie, a ja mieszkałam już z mężem. To nie były więc tereny mojego dzieciństwa. Po tej wizycie pojechaliśmy po zakupy do pobliskiego marketu w galerii. I wierzę w opowieści, że ludzie potrafią pobić za uwagi o braku maseczki.  Dzis zostałam nazwana nienormalną babą ( przepraszam, czy mogłaby pani nałożyć maseczkę?), chorą osobą, przewrażliwioną, a poza tym pandemii nie ma  i wirus to tylko wymysł głupich ludzi!  Ręce opadają, ale reagować i tak będę . Brak reakcji i przyzwolenie na  zachowania zakazane/ niedozwolone, powoduje większą  bezkarność, przenoszącą się na każdą sytuację.  To tak , jak z wulgaryzmami, mało kto reaguje, bo stały się one,  właśnie dzięki braku reakcji, czymś codziennym.(strach) Po nowych lekach mam rano bardzo niskie ciśnienie, nawet kawa nie działa. Dobrze mi z tym. Dziś ostatni chłodnik, z rzodkiewką, czosnkiem, koperkiem, a na II danie naleśniki z mięsem. Wczoraj smażyłam. Już jestem po obiedzie, za chwilkę będzie herbatka rooibos, aby brzuszek trochę odprężyć.    Myślę jeszcze o zaprawach pomidorów, ale na razie nie mogę trafić na tańsze. Będą jeszcze śliwki w postaci dżemu  i to wszystko. Przy moim nadciśnieniu solone kiszonki raczej odpadają.  A ja wolę świeże warzywa. Jutro przygoda z holterem. Na szczęście to tylko 24 godziny.

24 sierpnia 2020 , Komentarze (8)

Słuchałam wypowiedzi  żałobników na pożegnaniu Henryka Wujca. Jaki to musiał być piękny człowiek, jak przecudnie mówiono o Jego zachowaniach, zwyczajach, o  stosunku do ludzi.  Henryk Wujec był przez mnie postrzegany jako bardzo skromny człowiek, mądry i prospołeczny. Och, jak należy sobie zasłużyć, aby wspomnienia o nas  były tak ciepłe i piękne. To ogromna sztuka być dobrym człowiekiem. Odeszła kolejna osoba , z którą rozmowa z pewnością byłaby przeżyciem. :| Rano pognałam na pobranie krwi, jak zawsze był z tym problem. Potem po wynik biopsji, nie jest źle, to nieokreślony guzek , bez cech patologicznych, ale trzeba kontrolować.  Mam rodzinne skłonności do różnego rodzaju guzków ( po tatusiu), muszę więc je jakoś ogarniać. Spacer z przystankiem na kawę, ale była to kawa kolumbijska, strasznie kwaśna, po prostu niesmaczna na maksa.  Udało się męża namówić na nowe buty, jestem dumna z siebie! Odwiedziny w bibliotece, nabrałam samych nowości, kilka sensacji,jakaś obyczajówka, szt. 6 . Lubię mieć w zapasie książki, bo w sytuacji pozycji nietrafionej, zawsze mogę zmienić. Na obiad pierogi z grzybami i kapustą , kupne, ale z dobrego źródła, poza tym rosół z makaronem. Po nowych lekach ciśnienie ok. chociaż w nocy nie spałam dobrze. To chyba obawa przed wynikiem biopsji.  Ochłodziło się , a jeszcze w południe było na balkonie prawie 30 stopni.  Domowe ubranko zmieniłam na cieplejsze, a noc spędziłam pod cieplejsza kołderką.  Koniec wakacji kochani, tak to wygląda. Waga bz, chociaż staram się , aby spadła. Jedno dobre, mogę letnie spodnie zdejmować bez rozpinania, czyli coś tam osiągnęłam. Czekam na wiadomość od brata w sprawie wizyty u notariusza. Czwartek i piątek odpada, bo  holter, 1 września natomiast kino, oglądać będziemy  archiwalne, dokumentalne filmy o wybuchu II w. ś. Taki gest pamięci  ze strony mojego miasta, bo to wstęp wolny. Dzieje się zatem.

23 sierpnia 2020 , Komentarze (4)

bo dziś tylko 23 stopnie. Rano, bo po 9 , wyszliśmy nad morze. Turystów o wiele mniej, co od razu rzuca sie w oczy. Marsz dosyć szybki, niedzielne lody i kawa w kultowej Marioli , powrót także tempem nie najgorszym, razem wyszło 9 km.  Chwilka balkoningu ( fuj, jakie teraz słowa sa okropne!), obiad przygotowałam wczoraj, także niedzielny, bo rosół z makaronem, pieczony drób , kalarepka z marchewką.  Kolejny raz złapałam się na tym, że wypożyczyłam książki juz raz czytane. Jaka to strata czasu, bo znów muszę iść i wybrać. Wczoraj spacer też wieczorny, wcześniej się nie dało, umierałam z upału. Wybieraliśmy ulice z dala od atrakcji turystycznych typu koło , karuzela, gofry, gry itp. badziewie, pełne ludzi, hałasu i smrodu jadła. Już niedługo , bo za około miesiąc, będzie można pojechać do Gdańska, do Sopotu, przejść się uliczkami  bez ścisku, bez wszechobecnego "zapaszku" frytury. Jako miejscowi , znamy zakamarki Gdyni, gdzie można jeszcze czuć się swojsko, a i tam jest pięknie. Dzis po raz pierwszy brałam nowe leki, skrzętnie zapisałam  wyniki pomiaru ciśnienia, to dla pana doktora. Jutro badanie labo i odbiór wyników biopsji. Och, łapię się na tym, że często rozmowy zahaczają o choroby, a zawsze mnie to denerwowało u rodziców, u starszych znajomych. Musze  pamiętać o tym, że sprawa zdrowia to moja absolutnie osobista sprawa. Dziś w Ale kino + kolejny raz obejrzałam Tajemnice Filomeny. Jaki to okrutny "rytuał" stosowany był przez kościół katolicki, dotyczący odbierania dzieci małoletnim matkom, oddawanie ich do zagranicznych adopcji.  Tylko kobiety pozbawione możliwości macierzyństwa, a takimi właśnie były zakonnice, mogły tak postępować. Kolejny raz mną wstrząsnął ten film. Po moich kwiatach balkonowych widać nadchodząca jesień. One są wyraźnie zmęczone. A ja wypatruję już jesiennych kwiatów na straganach, bosa takie piękne. No i śliwki, te prawdziwe węgierki, słodkie i ciemne, chociaż wcale nie duże. Trochę dżemów znów zrobię. A zimą będe się cieszyć smakiem  ujętym w słoiku.   

21 sierpnia 2020 , Komentarze (7)

Dziś byłam u kardiologa, będę miała holtera, bo moje serce po prostu nie jest wydolne.  To po tatusiu.  Po mamusi słabe naczynia krwionośne . Geny się odzywają, te związane z wiekiem. Dlatego tak nie lubię upałów i  wchodzenia po schodach na jakieś wieże. Dla holtera będę musiała, aby pokazać , jak pompa pracuje. Dziś  upał nieziemski, rano zrobiłam zakupy, bo ten najgorszy  czas spędzam w domu. Kino włoskie zakończyło się wczoraj . Bardzo mi się podobały codzienne wyjścia  do kina, już po 2 seansach mieliśmy kilka osób znajomych! Wracając z kina, tak koło 22:30, oglądaliśmy nocne życie miasta. Ogromnie, rozpaczliwie wręcz, tęsknię do czasu bez turystów, bez rzucania butelkami po jezdni, bez wycia, ryczenia i wyzwisk, bez rzygania po  chodnikach. Niech ci "wspaniali" ludzie jadą za granicę , gdzie jakoś potrafią się zachować, bo mandaty straszą. Dziś dzień lightowy, także w jedzeniu. Tylko tagliatelle  z pomidorami i mix sałat. Lekko i smacznie. Na deser porzeczki czerwone, rozsmakowałam się ostatnio w nich.  Syn wrócił z Barcelony zadowolony, wypoczęty i pełen optymizmu. Zajęcia na UAM zaczynają dopiero od 15.10. ma więc jeszcze trochę luzu dydaktycznego. Nasz wyjazd zbliża się wielkimi krokami , i mam nadzieję, że dojdzie do skutku. Niestety  Covid-19 czyha za rogiem, przyczaił się tylko, a polować z pewnością będzie. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.