Równo za tydzień minie 2 miesiące diety. Niby kg zleciały , pasek pokazuje dumne 6 kg , choć dziś wątpię że te 86 było faktycznie na początku.Ważyłam się wtedy w pracy na wadze na której podobno wszyscy ważą ok.2 kg więcej niż na swoich domowych.Dziś myślę że zleciało mi maks. 5 kg
Jak dla mnie trochę wolne tempo ale i niema się co oszukiwać , nie głodzę się i mam już te swoje 36 lat , więc szaleństwa nie będzie.
Kolejny problem - waga moja własna , domowa. Franca jedna zbiesiła się , wchodzę raz - 79,4 , wchodzę po 3 sekundach- 80,4 . Dziś dałam jej kolejną szansę.Weszłam , wyświetliła mi bezczelnie 81,4! No bez jaj , ja rozumiem że to waga elektroniczna ale odrobina empatii nawet od rzeczy martwych czasem by nie zaszkodziła.
Umiłowany mój małżonek kupił mi tę wagę ponad rok temu , sprawdziłam na necie , trochę się cholera wykosztował. Więc wywalić nie wypada. Przeszedł mi przez głowę szatański plan żeby zgonić winę za niefortunne zniszczenie na nieletnich , w sensie dzieci nasze, ale boję się że są cwańsze ode mnie i prędzej czy poźniej by mnie wydały.
Każda odchudzająca się przyzna mi jednak rację , nic tak nie demotywuje jak waga która jaja sobie z nas robi. Za tydzień wyciągam metr krawiecki i jak on również nie pokaże mi tego co pragnę ujrzeć , to przysięgam , potnę na kawałki tępymi nożyczkami i spuszczę w toalecie.
Ja rozumiem posty doświadczonych o zdrowym ,mądrym odżywianiu się , że wolniej to lepiej, a wogóle to lepiej wcale na pomiary nie spoglądać. Ale podejrzewam że znajdę na tym portalu minimum jedną taką jak ja ofiarę ,która ma w d... zdrowy tryb życia aż do śmierci , tylko chce po prostu mieć tyłek w rozmiarach akceptowalnych społecznie i brzuch który nie wywija pląsów przy każdym ruchu.
A ! I wiem jeszcze , chcę latem nosić zwiewne sukienki niczym rusałka ,i żeby mi się uda nie zacierały. Bo rusałki nie noszą pod sukieneczkami gaci sięgającyh połowy ud dla emerytek w kolorze bladego beżu.