Święta się skończyły.
I chwała za to.Plan miałam taki - jem po prostu, czyli wszystko. Rano weszłam do łazienki udając że wagi nie widzę i po ogarnięciu się wyszłam nawet nie spoglądając w jej kierunku.Były ciasta, były sałatki , śledzie i obiad w wersji wysokokalorycznej. Na bogato było. Już wczoraj wieczorem wyrzut sumienia był wielki jak mój wywalony brzuch.
Dziś mamy nowy dzień , zmotywowana jestem chyba jeszcze bardziej niż przed świętami , wracam na właściwe tory.W sumie to ten wyskok miał swoje dobre strony.Kiedy byłam w "ciągu" dietetycznym ,zapał malał , wydawało mi się ciągle że za dużo jem ( a jadlam coraz mniej) , efekty bywały różne , m.in. zastój wagi.
W trakcie świąt i tzw. normalnego jedzenia , widziałam po sobie, że mój żołądek odmawia posłuszeństwa po niewielkich w zasadzie porcjach kalorycznych potraw. Uczucie pełności ,przejedzenia okazał się być naprawdę nieprzyjemnym doznaniem.Efekt jest taki że wcale już nie mam ochoty czuć się przejedzona.Tym bardziej że nadal czuję pełen żołądek , choć ostatni syty posiłek był wczoraj o godz.19-tej.
Dziś jemy twarożek , pomidory , ogóreczek i rzodkieweczkę. Zielona herbatka do tego, po której wypiciu powinnam sobie cewnik założyć, bo latam do toalety jak wariatka.