Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 5445
Komentarzy: 46
Założony: 6 października 2015
Ostatni wpis: 5 listopada 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
veryconfused

kobieta, 34 lat,

168 cm, 60.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

13 października 2015 , Komentarze (1)

Za mną tydzień. 
Jest dobrze. 

Ja wiem… ja grzeszę - żłopię piwo i jeszcze frytki jadłam. Ale who cares? Chudnę. Powoli - bo dopiero 0,6kg - ale jednak spadek jest. 

Zresztą dziś też już po piwie bo współlokator kran w mieszkaniu naprawiał… a jak wiadomo przy pracy napić się należy. Ja, służąc dobrą radą i podtrzymywaniem na duchu, również jedno wychyliłam. Who cares? 

Gotuję sama - i to jest sukces. 
Ćwiczę na fitnessach i siłowi - i to jest sukces. 
Generalnie 5 posiłków dziennie… nie jest źle. 

Rozchwytują mnie ostatnio panowie. Tu randka w kinie, tu na kawie… Dziwne, nie zależy mi. Umawiam się, dobrze się bawię… Ale jak pomyślę, że miałabym być w związku… Brrr! Blokada się odpala. Nie chcę. Nie potrzebuję. 

Przyjaciele, rodzina, kot, praca i te dorywcze randki na razie wystarczają. A co. Dopóki ktoś nie zatrzęsie moim światem, nie zakrzywi mojej orbity, nie dostarczy drżenia serca - jestem singielką i dobrze mi z tym.

Who cares? Będę miała stado kotów. I walcie się ciotki kochane pytające: kiedy twoja kolej. 

11 października 2015 , Skomentuj

Sobota. Mój cotygodniowy reset. Reboot. 

Było dobrze. Wstałam rano, zjadłam zdrowe śniadanie, pobiegałam. Kupiłam kilka książek, wypiłam kawę. 
Wpadłam do kumpeli-sąsiadki i ugotowałyśmy sobie zdrowy obiad. 

I gdyby ten dzień mógłby na tym się skończyć byłby idealny dietetycznie. 

A tak był idealny towarzysko. Dawaj z nami, mówili. Będzie fajnie, mówili. I było. 
Ulubiony pub, ulubiony barman, ulubione piwo. Konkretnie 5 ulubionych piw. Do tego 3 przepyszne shoty z bliżej niezidentyfikowanych składników. 

Dobre towarzystwo, dobry alkohol. Dużo śmiechu. Fajny, przystojny adorator. Niestety przepłoszony przez najlepszego mego przyjaciela. 
Na szczęście wszyscy skończyli w miarę trzeźwi. I kac ma słaby bilans bo dopadł zaledwie jedną na sześć osób. I to nie byłam ja. 

Wiem, ten pamiętnik brzmi jak zwierzenia alkoholika. Ale kiedy jak nie teraz? Istnieje szansa, że będę mieć dużo bardziej odpowiedzialną pracę, nie daj boshe męża i/lub dzieci. No skończą się powroty o 5 rano, z przystankiem w maku na frytki...

Dieta na pewno na tym ucierpiała… ale bez przesady. Schudnę, tylko trochę dłużej mi to zajmie. 

Dziś dobrze. Owsianka z gruszką, zielona herbata z pomarańczą. Teraz sączę smoothie czy tam - po naszemu - koktajl. Dziś chyba idę zjeść na mieście. Nie chce mi się walczyć z garami. 

9 października 2015 , Komentarze (5)

Piątek, piąteczek, piątunio. 

Wczoraj był czwartek, czwarteczek, czwartunio, który zmienił dzisiejszy poranek w piekło. 2 butelki wina na głowę, 2h snu i godzina pod prysznicem. Mam wrażenie, że śmierdzę jak gorzelnia. 
Kobiety i tak mają łatwiej - makijaż, makijaż, makijaż. Tona korektorów, fluid, puder. Sztuczny uśmiech, sprężysty krok - choć każde uderzenie obcasa powoduje solidną eksplozję pod czachą - i jeszcze komplementy zebrałam.
Dziękuję Ci l'orealu, manhattanie i rimmelu. 

Rozejrzałam się dyskretnie i odetchnęłam z ulgą. Większość moich młodych i gniewnych kolegów też ma SDW. W końcu Polacy grali (oj jak pięknie grali).

Wszyscy nonszalancko sączymy wodę, staramy się nie pokazywać grymasu bólu, nie przymykać oczu, nie przysypiać. Gra pozorów. Wszyscy wiedzą, wszyscy udają. 

Przed lunchem obstawiałam ile osób zamówi rosół - i to naprawdę cud, że wystarczyło dla wszystkich zainteresowanych.

Ja nawet nie chcę myśleć o jedzeniu.

Za 2h wpełznę pod koc, w wyciągniętym dresie i różowych, mięciutkich skarpetach. Zawinę się w kokon i oddalę się do mojego szczęśliwego miejsca. 

Herbatka, książka, Hendrix. 

Piątek, piąteczek, piątunio. 

P.S. może po godzinach utworzę laboratorium w piwnicy i spróbuję wynaleźć lek neutralizujący kaca. Albo zapobiegający. Byłabym miliarderką. 

8 października 2015 , Komentarze (16)

Tak. 
Kochałam bardzo. 
Nie. 
Nie zasługiwał na mnie. 

I całe szczęście, że to zrozumiałam. Jestem piękna, mądra, zabawna. Nie czepiam się, nie marudzę. No jak on tego docenić nie potrafił to ja bardzo przepraszam, znajdzie się taki co doceni. 

Zaczęłam chodzić na jakieś fitnessy, jeżdżę na rowerze i jem same pyszności zdrowe. 

Wyglądam jak milion dolarów, czuję się jak dwa miliardy. Promienieję szczęściem. I ludzie to widzą. A pan żałuje i chce wrócić. No cóż. Niedoczekanie.


Chyba się starzeję bo żaden facet nie jest w stanie zmiażdżyć już mojej pewności siebie. 

6 października 2015 , Komentarze (8)

Na karku prawie 26 lat.
Obowiązki wręcz śmieszne - praca, kot i weekenowe popijawy. 
Zainteresowania szerokie. 
Jak mój tyłek. 

Kiedy to się stało? Jak to zatrzymać? Ledwo mieszczę się w swoje spodnie. Za jakie grzechy? (cicho, cicho to wcale nie te hektolitry napoju bogów ani dziesiątki zjedzonych kawałków pizzy. To nawet nie te porcje frytek zjadane o 3 nad ranem)

Jestem jednak kobietą zadaniową. Cel postawiony (-2kg do urodzin, -5 do końca roku), plan mniej więcej ogarnięty. Czas działać. 

Swoją drogą… skoro założyłam, że sama będę gotować zadanie jest ułatwione - wszak co przygotuje ch*jowa pani domu? Prawdopodobnie będę prawie głodować bo będzie niesmacznie i węglowo. 

Powinnam również zacząć ćwiczyć. Hm. Trzeba się zgłosić po multisporta. Na razie odgrzebię buty i może, może zacznę biegać. Współlokator posika się ze śmiechu ale niech się śmieje. Jego brzuch też rośnie! A ja wcale nie jestem wredna. 

Plan nie wyklucza jednak weekendowych wypadów i chlania dobrych piw bo z tego nie umiem zrezygnować. Co jak co ale:
- trzeba odstresować się po tygodniu pracy, 
- jestem młoda, 
- rozkminy o życiu i śmierci o 4 rano potrafią zmienić spojrzenie na świat. 

Także ten. Jestem tłusta. Ale nie będę.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.