Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Oops, I did it again!


Sobota. Mój cotygodniowy reset. Reboot. 

Było dobrze. Wstałam rano, zjadłam zdrowe śniadanie, pobiegałam. Kupiłam kilka książek, wypiłam kawę. 
Wpadłam do kumpeli-sąsiadki i ugotowałyśmy sobie zdrowy obiad. 

I gdyby ten dzień mógłby na tym się skończyć byłby idealny dietetycznie. 

A tak był idealny towarzysko. Dawaj z nami, mówili. Będzie fajnie, mówili. I było. 
Ulubiony pub, ulubiony barman, ulubione piwo. Konkretnie 5 ulubionych piw. Do tego 3 przepyszne shoty z bliżej niezidentyfikowanych składników. 

Dobre towarzystwo, dobry alkohol. Dużo śmiechu. Fajny, przystojny adorator. Niestety przepłoszony przez najlepszego mego przyjaciela. 
Na szczęście wszyscy skończyli w miarę trzeźwi. I kac ma słaby bilans bo dopadł zaledwie jedną na sześć osób. I to nie byłam ja. 

Wiem, ten pamiętnik brzmi jak zwierzenia alkoholika. Ale kiedy jak nie teraz? Istnieje szansa, że będę mieć dużo bardziej odpowiedzialną pracę, nie daj boshe męża i/lub dzieci. No skończą się powroty o 5 rano, z przystankiem w maku na frytki...

Dieta na pewno na tym ucierpiała… ale bez przesady. Schudnę, tylko trochę dłużej mi to zajmie. 

Dziś dobrze. Owsianka z gruszką, zielona herbata z pomarańczą. Teraz sączę smoothie czy tam - po naszemu - koktajl. Dziś chyba idę zjeść na mieście. Nie chce mi się walczyć z garami. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.