Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Od kiedy pamiętam, to zawsze byłam na granicy wagi normalnej i nadwagi lub miałam po prostu nadwagę. Nie jest to moja pierwsza próba osiągnięcia zdrowej wagi, ale mam nadzieję, że ostatnia i nie będę musiała już nigdy zastanawiać się "W jaki sposób można zrzucić 10kg?". Do wzięcia się porządnie za siebie skłoniło mnie to, że duch aktywności i odchudzania wstąpił w moich rodziców. Muszę przyznać, że ich zapał jest niesamowicie zaraźliwy. Wiedziałam jednak, że sama nie dam rady i jako osoba z natury leniwa potrzebuję kontroli i planu. Mam nadzieję, że znajdę to wszystko tutaj. Co do zainteresowań, to mogą one zabrzmieć trochę stereotypowo, ale co tam... Jak na razie napiszę ogólnikowo: książki, muzyka i filmy. Na rozwinięcie tematu pewnie nadejdzie jeszcze czas...

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3229
Komentarzy: 41
Założony: 31 sierpnia 2015
Ostatni wpis: 18 września 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Saraquiel

kobieta, 35 lat, Wrocław

160 cm, 63.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 września 2015 , Komentarze (6)

"W re­zul­ta­cie je­dyny­mi przeg­ra­nymi są ci, którzy na­wet nie spróbowali." - David Viscott

Niecierpliwość wzięła górę i zamieszczam tygodniowe rezultaty wcześniej niż zamierzałam. Prawdopodobnie wieczorem będę już zbyt leniwa żeby napisać o treningu, więc relację z niego zdam jutro. Wspomnę tylko, że zakwasy na brzuszku wciąż są i mają się dobrze...;)

A teraz werbel, werbel... Schudłam równo 1kg w tym tygodniu! :D

Dokładne wyniki są w tabelce poniżej.

A teraz przegląd sylwetki. Zdjęcia po lewej stronie są z poprzedniego piątku, a po prawej - dzisiejsze.

Aż nabrałam jeszcze większej ochoty do dalszego odchudzania :D

Pozdrawiam!

17 września 2015 , Komentarze (8)

"Tra­gedia w życiu nie po­lega na nie osiągnięciu swo­jego ce­lu. Tra­gedia po­lega na bra­ku celów do osiągnięcia." - Benjamin Mays

Ech, wczorajszy trening dał mi nieźle w kość. Wieczorem nie miałam już siły żeby napisać cokolwiek w pamiętniku. Niby ćwiczenia były podobne jak w poprzednich treningach modelujących, ale po fakcie stwierdziłam, że dużo większy nacisk został położony a mięśnie brzucha. Zakwasy jeszcze mi nie przeszły... Dzisiaj miałam Pilates II (25 minut) z Klubu Fitness Online i tam był jeszcze większy nacisk na to, żeby cały czas mieć napięte mięśnie brzucha... Zobaczymy, jak będę się czuła jutro rano. Niezmiernie się cieszę, że jutrzejszy trening będzie się składał z prawie samego biegania. nie myślałam, że kiedykolwiek napiszę takie zdanie... (uff)

Jeśli chodzi o dietę, to wczoraj uszło ze mnie trochę zapału. Ratuje mnie to, że mam wyznaczony jadłospis. Dieta jest przestrzegana, ale bardzo nie chciało mi się wczoraj czegokolwiek gotować. Wszystko poprawiło się wieczorem i było już spokojnie. Dzisiaj rano nie mogłam wykrzesać z siebie entuzjazmu do śniadania. Miałam kanapki z masłem, białym serem i szczypiorkiem. Jest to kombinacja, która zazwyczaj i smakuje, ale dzisiaj czułam jakby jedzenie rosło mi w ustach. Na szczęście wszystko później nie miałam już problemu. Chyba jest to wina tego, że przez wiele lat nie jadałam śniadań i organizm próbuje bez pozwolenia wrócić do starych nawyków... ;)

Jutro ważenie, mierzenie i zdjęcia kontrolne. Nie jestem zestresowana tak jak w zeszłym tygodniu. Zobaczymy o będzie rano i jeśli nie będzie wyników, to przecież zawsze mogę się skontaktować z dietetyczką i będziemy kombinować. :)

Jeszcze na koniec zdjęcia fryzury, które obiecałam.

Do jutra. Pozdrawiam!

15 września 2015 , Komentarze (2)

"Gdy czu­jesz, że skończyły ci się po­mysły, po pros­tu wpad­nij na jeszcze jeden." - John Whitmore

Niewiele się dzisiaj działo i dzień był raczej spokojny. Wychodząc z mieszkania przeżyłam wewnętrzną rozterkę pod tytułem winda vs schody. Diabełek w głowie podpowiadał oczywiście, że winda, że nikt się nie dowie i tak dalej. Jednak schody zwyciężyły. Precz ty leniwy głosiku z mojej głowy! ]:>

Poza tym ćwiczeniowo to miałam dzisiaj Stretching II z Klubu Fitness Online (27 minut). Świetny trening z serii Body&Mind. W trakcie zatęskniłam za yogą, z którą miałam przelotny romans kilka lat temu. Jednak podchodząc do tego realistycznie, to muszę najpierw wyrobić treningi, które już sobie zaplanowałam na trzy miesiące. Ale pomysł zostaje zapamiętany na przyszłość. Samopoczucie po ćwiczeniach jest zupełnie inne niż gdy trening jest nakierowany stricte na spalanie tkanki tłuszczowej i rozbudowanie mięśni. Nie jestem naładowana endorfinami, ale czuję wewnętrzną harmonię i błogi spokój. 

Dietowo trzymam się bez problemu. Przyznam, że jestem wciąż zadziwiona jak mało wyrzeczeń jest w tym jadłospisie. Wciąż pokutuje u mnie myślenie, że jeśli nie cierpię, to się nie odchudzam. W skrytości cały czas czekam, aż przestanę chudnąć, żeby ten paskudny głosik, o którym pisałam na początku, mógł zwycięsko wykrzyknąć: "Aha! Wiedziałam, że to się nie uda i było zbyt piękne, żeby było prawdziwe!". Mam nadzieję, że wtedy z pomocą przyjdziecie mi Wy. Logicznie wiem, że po prostu trzeba działać dalej i się nie poddawać, ale jestem kobietą i logika nie zawsze do mnie przemawia... :p

Zdjęcie nowej fryzury będzie jutro, kiedy moje włosy zrozumieją, kto tu rządzi i dadzą się ułożyć. Rano była to istna przeprawa i w ruch musiały pójść spinki i opaska... Zawsze tak mam, gdy włosy ułoży mi fryzjerka...

Do jutra. Pozdrawiam!

14 września 2015 , Komentarze (6)

"Słabości, twe imię kobieta!" - William Shakespeare

"Wiem, że jak każda ko­bieta, mam więcej siły niż na to wygląda." - Eva Perón (Evita)

Dzisiejszy dzień zaczął się paskudnie - dostałam okres. Miałam ochotę kopnąć pierwszą spotkaną osobę, a jednocześnie czułam się pozbawiona siły do jakiegokolwiek działania... Przez jeden dzień w miesiącu nienawidzę mężczyzn za to, że nie są poddawani takim męczarniom... Pocieszeniem było to, że taki antyspołeczny nastrój trwa u mnie tylko jeden dzień. Wzięłam się w garść i postanowiłam pójść za przykładem jak_nie_dzis_to_kiedy i na poprawę humoru poszłam do fryzjerki. W dużym stopniu zadziałało, ale jak wracałam do domu, to okazało się, że winda nie działa. Wtedy przypomniałam sobie o postanowieniu tygodniowym - schody zamiast windy. Jakimś cudem szóste piętro nagle wydaje się znajdować dużo wyżej niż wczoraj... ;)

Po południu czas zaczął płynąć ze zdwojoną prędkością i ledwo wyrobiłam się z ugotowaniem i zjedzeniem wszystkich posiłków, które były zaplanowane. Przynajmniej miałam dzisiaj czekoladę w planie do drugiego śniadania. Co prawda tylko sześć gramów, ale starta dała wrażenie dużo większej ilości. Dzięki temu nie musiałam cierpieć z powodu powstrzymywania się od zachcianki.

Zapomniałam wczoraj napisać, że po uzgodnieniu z dietetyczką zaczęłam stosować suszony sok z młodego zielonego jęczmienia. Teraz trzy razy dziennie przed posiłkami wypijam szklankę wody z rozpuszczoną łyżeczką tego proszku. Wyczytałam, ze jest to bomba witaminowa i zawiera mnóstwo antyoksydantów. Poza tym ma bardzo ciekawy smak :p

 Mimo ogólnej niechęci do robienia dzisiaj czegokolwiek, wykonałam zaplanowany trening. Tu muszę się pochwalić, że w trakcie rozgrzewki przebiegłam całe osiem minut bez żadnej przerwy, czy zwolnienia tępa! Pierwszy sukces treningowy. Dodatkowo naładowałam się energią i mam wrażenie, że wróciłam do mojej normalnej kondycji psychofizycznej... Może dopiero wieczorem, ale udało mi się pokonać zły nastrój.

Do jutra. Pozdrawiam!

13 września 2015 , Komentarze (5)

"To brak wiary w siebie spra­wia, że ludzie boją się po­dej­mo­wać wyz­wa­nia. Ja w siebie wierzę." - Muhammad Ali

Dzisiaj dostałam raport tygodniowy od trenera Zrealizowałam swój plan treningowy w stu procentach i jestem w połowie fazy adaptacyjnej. Jeszcze tydzień i później zacznę fazę właściwą, która jest główną częścią procesu treningowego. Poza tym w systemie oceny sprawności fizycznej TrenLab®, który ma pięć poziomów, Przeskoczyłam z pierwszego (TrenStart) na drugi (TrenMid). Nie wiem, czy cieszyć się tym, że zwiększy się intensywność treningów, ale w końcu bez wyzwań nie będzie postępów... W ciągu tego tygodnia spaliłam w sumie 1076 kcal. Jak to zobaczyłam, to oczy zrobiły mi się wielkie, a uśmiech zagościł na ustach. Wizualnie przedstawili to jako spalenie 5,4 pączka.

Jeśli chodzi o Klub Fitness Online, to miałam dzisiaj trening Nokaut (25 minut) i po zakończeniu wiedziałam skąd wzięła się ta nazwa. Nie wiedziałam, że można być jednocześnie padniętą i naładowana energią. Jeszcze nigdy nie spociłam się tak bardzo przy tak krótkim treningu...

Co do diety, to trzymam się bezproblemowo. Jestem cały czas najedzona, a mój organizm już tak przyzwyczaił si do regularnych pięciu posiłków, że zaczynam być głodna dopiero, gdy przychodzi czas na jedzenie. Zaspokojone są też wszystkie moje zachcianki. Dzisiaj na kolację miałam pieczone pomidory z mozarellą. Było palce lizać. Roztopiony ser zaspokoił chętkę na coś w rodzaju pizzy. Nie tknęłabym teraz niczego podobnego, nawet gdyby ktoś mi za to płacił. Jutro na drugie śniadanie mam grejpfruta z jogurtem i tartą gorzką czekoladą. I wtedy minie wszelka myśl o zgrzeszeniu słodkością, chociaż muszę przyznać, że poważny kryzys jeszcze mnie nie dosięgnął. Cóż, to dopiero początek i wiem, że zawsze przy odchudzaniu przychodzi moment załamania. Zobaczymy jak wtedy spisze się cała ta VitaMotywacja i wsparcie psychologa.

Do jutra. Pozdrawiam!

12 września 2015 , Komentarze (4)

"Za­dowo­lenie z sa­mego siebie jest praw­do­podob­nie naj­trud­niej osiągalne." - Baruch Spinoza

Przeżyłam wczorajszy trening, ale chyba tylko dla tego, że jestem strasznie uparta i postanowiłam nie dać się pokonać wirtualnemu trenerowi. Dwie minuty przed końcem zaczęłam się zastanawiać, czy każdy trener ma w sobie coś z sadysty? W każdym razie ja czułam się jak masochistka. ;) Muszę jednak przyznać, że po tym całym bieganiu byłam naprawdę naładowana endorfinami a całe ciało było błogo rozluźnione. Jestem zadowolona, ponieważ podczas każdego biegu (8 minut podczas rozgrzewki i 10 minut w ramach części zasadniczej) zmieniłam bieg na marsz na kilka sekund tylko po jednym razie. Jest to dla mnie bardzo duży sukces. Podczas poprzednich treningów również miałam bieganie na rozgrzewkę, ale musiałam zwalniać przy najmniej cztery razy. Dzisiaj miałam lekki dzień jeśli chodzi o ćwiczenia. Wykonałam Stretching I z Klubu Fitness Online, który trwał 22 minuty.

Z ciekawostek, to wczoraj dołączyłam do wyzwania "100 dni smarujemy i dbamy o ciało". Głównym celem dla mnie jest zużycie balsamów, których mszę przyznać, że sporo się nazbierało. W związku z tym wieczorem smaruję pośladki i uda antycellulitowym żelem rozgrzewającym z Lirene, a resztę ciałka rajskim balsamem nawilżającym Hawaii od Dr Ireny Eris. Na rano mam przygotowany antycellulitowy żel chłodzący z Lirene do pośladków i udek oraz mleczko nawilżające Le Petit Marseiliais.

Do jutra. Pozdrawiam!

11 września 2015 , Komentarze (3)

"Nie po­większaj wa­gi swoich nie­szczęść i nie przy­dawaj so­bie ciężaru skargami." - Seneka Młodszy

Zacznę od wyników dzisiejszego ważenia, których obawiałam się wczoraj. W ciągu tygodnia schudłam 1,2kg! Także mam powód do świętowania. Czeka mnie nagroda za osiągnięty krok milowy. Jutro mam wieczór relaksu z muzyką i aromaterapią. Dokładniejsze wyniki znajdziecie w tabelce poniżej.

Po długim zastanowieniu postanowiłam przy ważeniu robić sobie zdjęcia, żeby później móc ocenić zmiany wizualnie. Poniżej są dzisiejsze zdjęcia sylwetki.

A teraz przeleję trochę frustracji do pamiętnika, żeby nie wyglądało na to, że życie jest za łatwe. Wczoraj jednak wywołałam wilka z lasu, gdy pisałam, co w ciągu dnia poszło nie tak. Mianowicie nie miałam dzisiaj (aż do teraz) ciepłej wody (tak jak duża część Wrocławia). Nieciekawy był sposób jak się o tym dowiedziałam. Byłam wtedy pod prysznicem. Takim porannym orzeźwieniem nie pogardziłabym, gdyby na zewnątrz było ponad 30st. C, ale przy obecnej pogodzie był to chyba najszybszy prysznic w moim życiu… Ale trzeba myśleć pozytywnie. Jak sobie pomyślę, że przed snem wezmę sobie gorący prysznic, to aż uśmiech pojawia mi się na ustach.

 

Co do dzisiejszej diety, to było bezproblemowo. Niesamowite, jak pozytywne wyniki odchudzania motywują do dalszej pracy nad sobą. Dzisiaj rozpoczęłam pierwszy tydzień z narzędziami motywacji Vitalii. Musiałam określić sobie cele na tydzień, które mają pomóc mi w odchudzaniu. Przyznam, że na początku miałam pustkę w głowie i tylko krążyło mi po głowie: "Cele? No przecież chcę schudnąć… Co tu jeszcze można dodać?". W końcu, gdy poczytałam na forum, jakie cele wyznaczali sobie inni, to udało mi si wymyślić własne.

Po pierwsze, będę ćwiczyła trzy razy w tygodniu realizując trening przygotowany dla mnie przez trenera Vitalii.

Po drugie, będę ćwiczyła trzy razy w tygodniu realizując trening przygotowany przez Klub Fitness Online.

Po trzecie, postaram się przesypiać co najmniej siedem godzin w nocy.

I na koniec, zamiast jeździć windą, będę chodziła po schodach.

 

Dzisiejszy trening w części zasadniczej będzie miał tylko bieganie… Zobaczymy jak to przeżyję… Dam jutro znać. Trzymajcie za mnie kciuki!

Pozdrawiam.

10 września 2015 , Komentarze (2)

"Aby zer­wać z na­wykiem, wyrób so­bie in­ny, który go wymaże." - Mark Twain

"Za­siejesz myśl, zbie­rzesz działanie. Działanie zaowo­cuje na­wykiem, a ten da plon w pos­ta­ci cha­rak­te­ru. Cha­rak­ter jest ziar­nem, z które­go wy­kiełku­je two­je przeznaczenie." - William Makepeace Thackeray

Oczywiście, jak tylko zaplanowałam sobie pisanie wcześniej, to musiało coś pójść nie tak... Tym razem była to tylko częściowo moja wina. Około południa, gdy postanowiłam zasiąść przed laptopem, moje kochane urządzenie oświadczyło, że może trza uaktualnić swój system do Windowsa 10 (choć czekałam na to już od końca lipca...). Pomyślałam, a co tam, zrobię sobie  w tym czasie kawę. Powiem wam jedno. Robienie kawy nie trwa trzech godzin, a zmiana systemu operacyjnego to i owszem. A że pisanie dłuższych tekstów na tablecie wkurza mnie, to wyszło, jak wyszło. Po południu dopadła mnie senność i zamknęłam oczy na pięć minut... Obudziłam się po trzech godzinach. W sumie tyle tylko poszło dzisiaj źle, a zawsze mogło być gorzej. W sumie, jako urodzona pesymistka, to spodziewałam się czegoś więcej... Może brak dostępu do internetu, awaria wodociągu albo brak prądu. Choć może lepiej nie wywoływać wilka z lasu...

W każdym razie jest kilka rzeczy, o których chciałam napisać wczoraj. Po pierwsze, to gdy byłam na zakupach, kasjerka zdziwiła się, że kupiłam tyle pomidorów (na moją obronę, to robiłam zapasy krojonych pomidorów w puszce i przecieru pomidorowego, które powędrowały do skrytki lokatorskiej...). Odpowiedziałam jej, że jestem na diecie i w jadłospisie mam codziennie pomidory. Wtedy spojrzała na mnie i powiedziała: "Dieta? Ale chyba nie odchudzająca?". Bez wstydu powiem, że byłam przeszczęśliwa. Jeśli ktoś obcy uważa, że wygląda się dobrze, to jest to niesamowicie budujące.

Poza tym w końcu wymieniłam w końcu baterie w moim krokomierzu. Kto by pomyślał, że wypad do sklepu zaowocuje ponad siedmioma tysiącami kroków... Teraz nie muszę już bawić się w programie na telefonie, które mierzą dystans, a później dzielić tego przez długość mojego kroku. Obecnie w ramach mojego wyzwania zrobiłam 41231 kroków w dziesięć dni. Wiem, że nie jest to specjalnie dużo, ale wciąż się staram. Przeskoczyłam już na miejsce jedenaste z dwudziestu siedmiu.

Komentarze do wczorajszego wpisu dały mi dzisiaj niezłego kopa i w końcu zajrzałam do Klubu Fitness Online. Mam teraz plan treningowy i dzisiaj zaczęłam ćwiczyć. Na początek miałam trening Pilates I, który trwał szesnaście minut. Może nie jest to nic imponującego, ale jestem z siebie dumna, że zaczęłam coś robić. Kolejny trening (Stretching I, dwadzieścia dwie minuty) mam wykonać do środy i pomyślałam, że nie będzie problemem wprowadzić takie szybkie i przyjemne ćwiczenia, jako nie do końca nowy, ale odświeżony sprzed lat nawyk. Dlatego ogłaszam wszem i wobec, że będę ćwiczyła codziennie. Czuję jakby ciężar spadł mi z barków, ponieważ jak mam gdzieś zapisany albo ustalony przez kogoś plan, to nie mam takich trudności z jego przestrzeganiem.

Co do diety, to miałam bardzo smaczny dzień. Najbardziej zaskakującą potrawą była przekąska: surówka brzoskwiniowo-paprykowa. Do wymienionych w nazwie składników dodałam sok z cytryny, miód, oliwę z oliwek oraz pieprz. Po przeczytaniu przepisu miałam spore wątpliwości, ale okazało się, że to jest po prostu pyszne. Zaczynam patrzeć na paprykę w zupełnie innym świetle. Kiedyś było to dla mnie po prostu warzywo, ale teraz dostrzegam, że jej soczystość i słodkość idealnie kombinuje się z owocami. Ciekawa jestem iloma jeszcze przepisami zaskoczy mnie Vitalia...

Jutro jest mój dzień ważenia i jeśli powiedziałabym, że nie jestem niespokojna, to skłamałabym. Ciekawość walczy u mnie z obawą. Z jednej strony widzę w lustrz efekty (tak przynajmniej wydaj mi się; rozsądzi to miar jutro), ale z drugiej, to jem więcej i pełniej niż na jakiejkolwiek innej diecie. Rano okaże się, czy będzie to dzień świętowania, czy może przelewania żalu do wpisu w pamiętniku...

A teraz z innej beczki. Ostatnio mam fazę na filmy związane z podróżami kosmicznymi. Oglądałam Interstellar i Grawitację. Oba zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Ten pierwszy trzymał mnie w napięciu prawie do samego końca i problemy, które co krok spotykały głównego bohatera na prawdę poruszały emocjonalnie. Jeszcze przez kilka dni myślałam o tym filmie. Ten drugi film najlepiej podsumowuje zdanie: ""Grawitacja" sprawdza się zarówno jako rozsadzające gałki oczne widowisko za wywrotkę dolarów, jak i kameralny dramat rozpisany na aktorską parę George Clooney - Sandra Bullock." napisane przez Michała Walkiewicza w recenzji tego filmu pod tytułem Dryfując w pustkę na portalu Filmweb. Przez cały film miałam wrażenie, że jestem tam z bohaterką i był to jeden z niewielu filmów o kosmosie, przy którym nie miałam wrażenia, że jest to sci-fi.

Myślże tyle wystarczy na dzisiaj. Pozdrawiam i dobranoc!

9 września 2015 , Komentarze (4)

"Co z te­go, że stoisz na środ­ku skrzyżowa­nia, jeżeli nie masz chęci, by iść dokądkolwiek?" - Antonina de Saint-Exupéry

Miałam dzisiaj ciężki poranek. W związku z tym, że nie poszłam wczoraj na zakupy, to w kuchni miałam tylko to, co było mi potrzebne na śniadanie. Tak bardzo nie chciało mi się ruszyć dupy, że w myślach zaczęłam kombinować, co by tu zrobić, żebym nie musiała marszować do sklepu. Na szczęście ten dół minął bardzo szybko. Żeby nie ryzykować nawrotu chronicznej przypadłości, czym jest lenistwo, to od razu wzięłam prysznic, ułożyłam włosy, zrobiłam makijaż, ubrałam się i wyszłam z domu. Można powiedzieć, że reszta dnia poszła z górki.

8 września 2015 , Skomentuj

"Zmiany przyjdą na pew­no, lecz nie wte­dy, kiedy się na nie czeka." - Stefan Kisielewski

Dzisiejszy dzień nie był niczym szczególnym. Trzymałam się diety tak jak przekazano, ale nie udało mi się wykonać dodatkowej aktywności fizycznej. Kiedy piszę, że się nie udało to tak w zasadzie mam na myśli, że nie chciało mi się i nie zmotywowałam się wystarczająco. To jest chyba jeden z moich największych problemów podczas tego odchudzania. Bardzo ciężko jest mi wrócić do nawyku sprzed lat, jakim było regularne ćwiczenie. Coś mi się wydaje, że muszę zacząć od postawienia sobie poprzeczki (jak sprytnie potrafię wpleść metaforę sportową, gdy piszę o ćwiczeniach...) na bardzo niskim poziomie. Nie mam problemu z zaplanowanymi ćwiczeniami z Vitalii, problem pojawia się gdy zaczynam coś sama wymyślać. 

Będąc przy temacie treningu, to wczoraj miałam wrażenie, że za mało było ćwiczenia, w związku z tym moje mięśnie postanowiły zrobić mi na złość i mają dzisiaj zakwasy. Nie mam jakoś dzisiaj weny na pisanie czegoś więcej...

Pozdrawiam.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.