"Zadowolenie z samego siebie jest prawdopodobnie najtrudniej osiągalne." - Baruch Spinoza
Przeżyłam wczorajszy trening, ale chyba tylko dla tego, że jestem strasznie uparta i postanowiłam nie dać się pokonać wirtualnemu trenerowi. Dwie minuty przed końcem zaczęłam się zastanawiać, czy każdy trener ma w sobie coś z sadysty? W każdym razie ja czułam się jak masochistka. Muszę jednak przyznać, że po tym całym bieganiu byłam naprawdę naładowana endorfinami a całe ciało było błogo rozluźnione. Jestem zadowolona, ponieważ podczas każdego biegu (8 minut podczas rozgrzewki i 10 minut w ramach części zasadniczej) zmieniłam bieg na marsz na kilka sekund tylko po jednym razie. Jest to dla mnie bardzo duży sukces. Podczas poprzednich treningów również miałam bieganie na rozgrzewkę, ale musiałam zwalniać przy najmniej cztery razy. Dzisiaj miałam lekki dzień jeśli chodzi o ćwiczenia. Wykonałam Stretching I z Klubu Fitness Online, który trwał 22 minuty.
Z ciekawostek, to wczoraj dołączyłam do wyzwania "100 dni smarujemy i dbamy o ciało". Głównym celem dla mnie jest zużycie balsamów, których mszę przyznać, że sporo się nazbierało. W związku z tym wieczorem smaruję pośladki i uda antycellulitowym żelem rozgrzewającym z Lirene, a resztę ciałka rajskim balsamem nawilżającym Hawaii od Dr Ireny Eris. Na rano mam przygotowany antycellulitowy żel chłodzący z Lirene do pośladków i udek oraz mleczko nawilżające Le Petit Marseiliais.
Do jutra. Pozdrawiam!
Sadpotato
13 września 2015, 00:08Taka postawa treningowa mi się podoba :D
Saraquiel
13 września 2015, 11:37Ja nie wiem, czy ona mi się podoba, ale tak postanowiłam i tego się trzymam... ;P