Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Od kiedy pamiętam, to zawsze byłam na granicy wagi normalnej i nadwagi lub miałam po prostu nadwagę. Nie jest to moja pierwsza próba osiągnięcia zdrowej wagi, ale mam nadzieję, że ostatnia i nie będę musiała już nigdy zastanawiać się "W jaki sposób można zrzucić 10kg?". Do wzięcia się porządnie za siebie skłoniło mnie to, że duch aktywności i odchudzania wstąpił w moich rodziców. Muszę przyznać, że ich zapał jest niesamowicie zaraźliwy. Wiedziałam jednak, że sama nie dam rady i jako osoba z natury leniwa potrzebuję kontroli i planu. Mam nadzieję, że znajdę to wszystko tutaj. Co do zainteresowań, to mogą one zabrzmieć trochę stereotypowo, ale co tam... Jak na razie napiszę ogólnikowo: książki, muzyka i filmy. Na rozwinięcie tematu pewnie nadejdzie jeszcze czas...

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3235
Komentarzy: 41
Założony: 31 sierpnia 2015
Ostatni wpis: 18 września 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Saraquiel

kobieta, 35 lat, Wrocław

160 cm, 63.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 września 2015 , Skomentuj

"Zrób jut­ro, co masz zro­bić dziś. A jeśli uda ci się to od­wlec do przyszłego ty­god­nia, tym le­piej dla ciebie." - Marian Keyes

"Nig­dy nie odkładam na jut­ro te­go, co mogę zro­bić pojutrze." - Oscar Wilde

Niepotrzebnie obiecałam na początku, że będę zamieszczała wpisy codziennie... Wokół tego nieopisanego weekendu kręci się moja spowiedź drodzy czytelnicy (mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zaglądnie mimo niesłowności autorki). Najprostszą wymówką niepisania jest to, że nie miałam mocy. Jeśli chodzi o samopoczucie, to większość soboty i cała niedziela były paskudne. Nie wyściubiłam nosa z domu i większość czasu spędziłam czytając lub oglądając filmy. W związku z tym nie posprzątałam mieszkania i nie poszłam na basen. Przyznam, że miałam wyrzuty sumienia, ale nie były one wystarczającą siłą żeby pobudzić mnie do działania. Wydaje mi się, że na tym kończy się moja lista grzechów. No dodać można jeszcze, że zrobiłam dzisiaj nie całe 3 tysiące kroków. Oznacza to, że jestem poważnie do tyłu w wypełnieniu mojego wyzwania w Grupie Wsparcia Premium (180 000 kroków w miesiąc). W rankingu plasuję się na 13. z 25 miejsc.

Teraz czas napisać coś o mojej diecie. Dzisiaj mija trzeci dzień odchudzania i w większości było świetnie. Przyznam, że jadłospis trzymał mnie w ryzach przez pierwsze dwa dni. Gdybym nie była na diecie, to pewnie do tej pory futrowałabym się słodyczami i innymi niezdrowymi przekąskami, nie mówiąc już o tym, że nie jadłabym pięciu posiłków w odpowiednich odstępach czasu... Tak na mnie działa spadek temperatury. Czasem myślę, że mój organizm próbuje się szykować do hibernacji na zimę, a przecież warstwy izolacyjnej w postaci tłuszczyku to mi nie brakuje...

Jak do tej pory, jestem najedzona i zachwycona wszystkimi nowymi przepisami. Nie brakuje mi soli, ponieważ nie używam jej już od ponad roku. Poza tym mogę wypić dwie kawy dziennie, a wisienką na tym dietetycznym torcie jest to, że mogę je pić z chudym mlekiem w stosunku pół na pół. Super jest też to, że mogę z umiarem używać stewii i ksylitolu do słodzenia. Nawet przed dietą nie stosowałam ich często, ale fakt, że nie są zabronione sprawia że nie czuję się osaczona. Do tej pory pamiętam, jak cierpiałam na diecie kopenhaskiej, gdzie dozwolona była tylko czarna kawa. Odliczałam dni do momentu kiedy wreszcie będę mogła dodać mleka. Stało się to chyba ważniejsze niż schudnięcie...

Dzisiaj zdarzyła się rzecz okropna. Znalazłam granicę smakową, której nie przekroczę więcej (mam przynajmniej taką nadzieję...) Na przekąskę miałam koktajl owocowo-warzywny (zmiksowany burak, jabłko, grejpfrut i ogórek). Nie pamiętam kiedy ostatni raz próbowałam czegoś równie ohydnego. Po pierwszym łyku miałam wrażenie, że odegram scenę z wymiotowaniem z Egzorcysty...

Zdecydowanie nadszedł czas na zmianę tematu... Dzisiaj miałam pierwszy trening z Vitalii i było super! Co prawda 8 minut biegania na początku rozgrzewki wydawało się pestką tylko na początku. Potem do głosu doszedł mój brak kondycji. Później już poszło z górki. Śmiać mi się chciało, gdy podczas biegu, co jakiś czas leciał komentarz typu "Nie poddawaj się!" lub "Dasz radę!". Na koniec dowiedziałam się, że spaliłam 187kcal, co jest równoważnikiem 5 kostek czekolady. Przyznam, że byłam z siebie dumna.

Zbliżamy się już do kończ poniedziałku, więc życzę Wam wszystkim dobranoc i (miejmy nadzieję) do jutra!

Pozdrawiam!

4 września 2015 , Skomentuj

"Miej ty so­bie pałace, ja mój do­mek ciasny.
Praw­da, nie jest wspa­niały, szczupły, ale własny." -
Ignacy Krasicki

Dzisiaj wyjechałam od rodziców i przyjechałam do mojego mieszkanka we Wrocławiu. Już kilka lat temu przeprowadziłam się tu na stałe, ale ciężko mi nazwać moje mieszkanie domem (w sensie emocjonalnym, jak home w angielskim), nawet gdy tylko o tym myślę. Wiem, że może to się wydać śmieszne, ale w umyśle jest to dla mnie jakąś zdradą rodzinnego domu. Chociaż jestem w kontakcie z rodzicami praktycznie codziennie i często przyjeżdżam do nich na weekend, to czuję się już tam trochę jak gość. Wszystko zaczęło się od tego, że mój stary pokój został przekształcony w biuro, gdy poszłam na studia. Proces togo swoistego przecięcia pępowiny skończył się gdy zabrałam od nich wszystkie swoje rzeczy (trwało to dobre kilka lat :P ).

Dobra, koniec z tą chwilą nostalgii. Czas wrócić do powodu założenia tego pamiętnika. Dostałam dzisiaj swój jadłospis i jestem zachwycona! Zamieniłam kilka rzeczy, między innymi śniadanie z jajkiem na miękko na omleta. Są w sumie trzy rzeczy, do których nie mogę się jeszcze przemóc: jajko na miękko, jajko na twardo i chrzan. Oczywiście biorąc pod uwagę prawa Murphy'ego, które rządzą całym naszym światem, to śniadanie pierwszego dnia musiało zawierać jajko na miękko. Chciało mi się śmiać, gdy tylko zobaczyłam rozpiskę... Jeszcze z ciekawostek, to przed rozpoczęciem diety schudłam 1,5kg. Jednak podczepienie się pod jadłospis rodziców coś zdziałało...

A teraz małe co nieco na temat mojej aktywności fizycznej. Pod tym względem dzień był raczej słaby. Niestety jazda samochodem nie jest wystarczającym treningiem i aż wstyd mi się przyznać, ale zrobiłam dzisiaj tylko około 4000 kroków i to tylko dlatego, że wyszłam na spacer. Jutro będzie lepiej, bo muszę posprzątać mieszkanie i to będzie zdecydowanie aktywnie spędzony czas. Poza tym planowałam iść jutro na basen, ale zobaczyłam, że zaczynam trening Vitalii w poniedziałek (poniedziałki, środy i piątki) i jeśli basenowo będę szła (płynęła?) tak jak do tej pory, to basen i trening będzie w tym samym dniu. Ech, ale wyszło zawiłe zdanie... Jestem za leniwa, żeby napisać to inaczej, choć mam wrażenie, ze im dłużej piszę, tym bardziej brzmi to jak wymówka... W każdym razie, wybieram się popływać w niedzielę, a później we wtorek itd.

Na koniec chcę bardzo serdecznie podziękować wszystkim, którzy odwiedzili mój pamiętnik. Jest to na prawdę dopingujące :) Na szczególne podziękowania zasługuje jadzia84, która zamieściła pierwszy komentarz na tej skromnej stronie, tak więc: DZIĘKUJĘ!

Pozdrawiam!

3 września 2015 , Komentarze (1)

"Nadzieje na jut­ro są atrakcyjne, póki dziś nie stało się wczoraj." - William Faulkner

Nie mogę się doczekać jutra, gdy dostanę wreszcie swój jadłospis. Nareszcie będę mogła zrobić zakupy na weekend i uzyskam dostęp do wszystkich wykupionych przeze mnie funkcji. Dietę zaczynam w sobotę, ale to nie wszystko. Z dumą oznajmiam, że będę miała też trening opracowany przez trenera Vitalii.


Chce się jeszcze pochwalić, że byłam dzisiaj na basenie i przepłynęłam sześćset metrów w pół godziny i zrobiłam ponad dwanaście tysięcy kroków. Tym samym odrobiłam sobie wczorajsze nieróbstwo.


Poza tym byłam dzisiaj w Instytucie Pielęgnacji organizowanym przez perfumerię Douglas. Konkretniej to miałam konsultację z przedstawicielkami marki Dr Irena Eris. Pytanie dobrały mi kosmetyki do codziennej pielęgnacji i pozwoliłam sobie na kupno serum zamykającego pory, peelingu sferycznego i nawilżającego balsamu do ciała. Do tego wszystkiego dostałam plyn micelarny i ujędrniający balsam do ciała gratis. Przyznam, że czułam się dopieszczona.


Tym przyjemnym akcentem mówię do jutra i dobranoc!
Pozdrawiam.

2 września 2015 , Skomentuj

In vino veritas, in aqua snitas. (W winie prawda, w wodzie zdrowie.) - przysłowie łacińskie

Dzisiaj był wyraźnie nieciekawy dzień. Choć wiedziałam od tygodnia, że dzisiaj już nie będzie pięknej, wręcz tropikalnej pogody, to dzisiejsze ochłodzenie wzięło mnie z zaskoczenia. Bura pogoda odebrała mi chęci do wszystkiego oprócz leżenia pod kołderką i czytania książki. Mam nadzieję, że jutro będę już działała na wyższych obrotach, ponieważ postanowiłam znowu iść na basen...

Wracając do tematu książek, to mam pozycję zdecydowanie godną polecenia. "Merde! Rok w Paryżu", której autorem jest Stephen Clarke jest błyskotliwą i komiczną opowieścią o perypetiach Brytyjczyka Paula Westa, który zaczyna pracę w Paryżu. Jeśli lubicie angielski humor w lekkim wydaniu, to bez wahania warto wziąć tą książkę pod uwagę. Ja właśnie czytam trzecią już część przygód Paula i muszę przyznać, że każda jest tak samo wciągająca i niesamowicie zabawna...

Zmieniając temat, to miałam definitywnie dzień grzeszków. Pierwszy już wspomniałam. Było to wylegiwanie się w łóżku, zamiast spędzanie aktywnie dnia. Następny to fakt, że zrobiłam dzisiaj tylko około tysiąca kroków, a powinnam była postawić co najmniej sześć tysięcy kroków... Na koniec zostawiłam to, czego nie potrafię szczerze żałować. Wypilam sobie lampkę pysznego białego wina alzackiego (Pinot Gris), które przywiozłam z Francji. Był to pyszny deserek, którym postanowiłam się nacieszyć zanim zacznę dietę. Dla ciekawych, jest to orzeźwiające, lekkie wino, przypominające Rieslinga. Byłam w winnicy, w której zostało ono wyprodukowane i smak od razu przeniósł mnie do Alzacji. Oczami wyobraźni widziałam Wogezy - góry, które przypominają piłki lub baloniki - usiane winnicami i skąpane w słońcu oraz piękne miasteczka, którym intensywne kolory i mur pruski nadają wygląd jak z bajki... Tym pięknym akcentem mowie wam: Do jutra!

Pozdrawiam!

1 września 2015 , Skomentuj

"Zwlekanie to naturalny morderca szansy na sukces." - Victor Kiam

Postanowiłam sobie dzisiaj rano, że wpis do pamiętnika zamieszczę dopiero po powrocie z basenu. Cóż z tego, że na basen poszłam po godzinie 20... Teraz siedzę przed komputerem, zamiast cieszyć się endorfinami które wytworzyłam sobie płynąc przez pół kilometra (tak, to właśnie było bezwstydne chwalenie się wynikami...). Wszystko to dlatego, że wpadł mi do głowy znakomity pomysł (nawet w mojej głowie brzmi to sarkastycznie...), żeby codziennie dodawać wpis do dziennika. Pisząc to, co chwilę zerkam na zegar, żeby sprawdzić, czy minęła północ...

A teraz z innej beczki, jak to było mówione w jednym z odcinków Latającego Cyrku Monty Pythona, to byłam dzisiaj w perfumerii Douglas na darmowym peelingu kawitacyjnym. Szczerze mówiąc, to zapisałam się na niego tylko i wyłącznie dlatego, że był za darmo (ach ta psychologia gratisów...), ale jestem niesamowicie zadowolona. Skórę mam gładszą i oczyszczoną lepiej niż peelingiem, który stosuję sama w domu. Jeśli ktoś się zastanawia, jaki zabieg na twarz sobie zafundować, to ten na prawdę gorąco polecam.

Z dietą, to nie mam jeszcze specjalnie o czym pisać, ponieważ oficjalne odchudzanie zacznę w sobotę. Nie mogę się już doczekać, a cierpliwość zdecydowanie nie jest moją mocną stroną... Jednak nie mam zupełnego bezdiecia, bo jeszcze przez kilka dni będę u rodziców, a oni i tak się teraz odchudzają, więc ja jestem podłączona do ich jadłospisu...

Chyba zaczynam już popychać bzdury i kompletnie nie mam pomysłu, co jeszcze zamieścić we wpisie. Pomyślę o tym rano...

Pozdrawiam!

31 sierpnia 2015 , Skomentuj

"Najważniejszy w każdym działaniu jest początek" - Platon

Co prawda moja dieta zaczyna się dopiero w sobotę, ale dzisiaj jest początek mojej przygody z odchudzaniem. Mam nadzieję, że będzie to ostatnia taka przygoda, bo tylko sumienie i waga łazienkowa wiedzą, że nie pierwsza...

Ponad dwie godziny temu zaczęłam się przymierzać do zrobienia analizy, dzięki której miała zostać dla mnie wybrana dieta i ćwiczenia. To i kupienie pakietu zajęło mi może 20 minut i to tylko dlatego, że trzeba się było wytaszczyć spod łazienkowej szafki wagę i wygrzebać spośród nici metr krawiecki. Co zatem robiłam przez ponad półtorej godziny? Wypełniałam bardzo szczegółowe formularze dotyczące diety i mojej aktywności fizycznej. Z preferencjami dietetycznymi to był w zasadzie pikuś, ponieważ gdy doszłam do zakładki fitness, to musiałam sprawdzić swój wyjściowy poziom zaawansowania... Chyba jest to jedyny przypadek, gdy dostaje się zadyszki podczas wypełniania rubryczek w internecie. Dla sprostowania dodam, że trzeba było wykonywać fizycznie pewne ćwiczenia i zapisać ilość powtórzeń, więc nie tylko na samą myśl o ćwiczeniach oblałam się potem. Zastanawiam się czy śmiać się czy płakać z powodu mojego braku kondycji...

Jak na razie wystarczy na początek... O kolejnych wpadkach i przypadkach napisze wkrótce.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.