Chyba nigdy nie zacznę zaplanowanej diety na 100%. Co zrobić.
Zacznę od rzeczy, które postanowiłam i dopóki nie schudnę chcę codziennie się ich trzymać.
- Zero białego pieczywa, białego makaronu
- Zero słodyczy - cukierki, czekolada, batoniki, ciastka, ciasta, drożdżówki itd
- Zero słonych przekąsek - paluszki, precelki, orzeszki solone, chipsy, krakersy itd
- Zero słodzonych napojów
- Zero soków w kartonach, butelkach
- Zero mięsa, wraz z rybami owocami morza (tak tak ryba to nie warzywo)
- Zero produktów odzwierzęcych - jajka, mleko i jego przetwory, sery, jogurty itp.
- Codziennie minimum 2 litry wody
- Codziennie 5 posiłków
- Codziennie koktajl owocowy/warzywny/owocowo-warzywny
- Codziennie 6-8 godzin snu
- Codziennie i tu wielkie BUM chcę zacząć codziennie biegać, zacznę od 5 minut dziennie
Myślę, że to wszystko. Makaron i pieczywo zamienię na ciemne, razowe. Jeszcze myślę co zrobić z ćwiczeniami. Prawdopodobnie cztery razy w tygodniu będę wykonywać trening vitalii.
Jutro znowu wesele, frytki, kluski, ziemniaki, zawsze to samo, zmęczenie, przemęczenie, stres, 20 godzin bez snu, cała noc ciężkiej pracy. Wszystko to utrudnia dietę i powoduje, że organizm się broni i ciężko zrzucić zbędne kilogramy. Nigdy nie wejdę na dietę. I cóż tu zrobić. Przynajmniej w jedno wesele spalam chyba z 5000 kcal heh, a szczególnie jak mamy salę ze schodami i trzeba latać tysiąc razy po nich. Wpis miałam zrobić w trakcie wesela, ale nie da rady, tyle roboty i ani się skupić, ani myśleć. To chyba ostatni wpis w tym roku.
Jutro jedziemy do Żywca, jakieś ponad 2h jazdy mamy. Wyjeżdżamy ok 9:30, czyli wstać muszę gdzieś o 8, dam radę? Muszę, nie mam wyjścia. Kto by pomyślał, nie dość, że wesele w drugi dzień świąt, to jeszcze w sylwestra mamy. Żyć nie umierać hehe. Mam nadzieję, że chociaż będzie fajnie.
Swoją drogą na jednym weselu, tydzień temu jakiś gostek się przyczepił do mnie. Od początku prosił mnie o taniec, no dobra po 00:00 zatańczyłam z nim, potem z innymi i z panem młodym. Potem jeszcze drugi i trzeci raz z tym co się przykleił do mnie i... nie dość, że był z żoną, to jeszcze pytał się co ma zrobić by spotkać się ze mną. Mówił jakie mam piękne oczy, jak pięknie pachnę itd. Myślałam, że mnie coś trafi, mówię mu niech wraca do żony i to ostatni taniec. Na koniec pakowałam swoje rzeczy, usiadł obok i gada, gada, mówię, że ma odejść, ten dalej siedzi. Wstaję, idę składać sprzęt, jakiś gostek podchodzi i mówi, ej dziewczyno nie przesadzaj co, on z żoną przyszedł, myślałam, że śmiechem wybuchnę.
Z kolei ostatnie wesele z przed dwóch dni w Głuchołazach było jednym z 10 najlepszych wesel w tym roku, jak mój kuzyn określił (a było wesel w tym roku z 90?). Ja ze swojej strony powiem, że było meeegaaa. ok 130 osób, 4/5 osób młodych. Nie obyło się bez koncertu życzeń (czyt. pijani podchodzą i proszą różne piosenki). Takie mocne piosenki chcieli, że po północy mega łupankę im zrobiliśmy. W takim transie byli, że tarzali się po podłodze i wrzeszczeli z zachwytu (Niemcy). Młodzi tak zadowoleni, że przedłużali wesele. Poszła klubowa muza i takie hity jak Kiesza-Hideaway, Scotty-The black pearl (piraci z Karaibów), Safari Duo-Played a Live (Algida),mówię meeegaa impra.
Manaaa