Dziś jest dzień drugi z dwóch dni urlopu, które sobie zafundowałam w środku tygodnia. Tak, zaszalałam, wolno mi. Tyram jak wół, więc dla zdrowotności i poprawy humoru te dwa dni. Na dodatek pogoda dopełniła szczęścia.
Wczoraj był dzień lekarski, a dziś... Dziś zaliczyłam rozszerzoną "trasę jelitkowską" tzn. start przy ul. Gospody, Park Jelitkowski, bulwar do mola na Zaspie, molo, budy w Brzeźnie i powrót tą samą trasą z postojem w parku na rozciąganie. Według mego przyjaciela krokomierza wyszło, że: wykonałam 10.671 kroków na dystansie 7,86 km przy aktywnym marszu przez 1,17 godziny. No i spaliłam 488 kcal. Chyba to niezły wynik, co?
Po powrocie drugie śniadanie i rzut na okno. Wypucowałam je tak, że wreszcie świat przez nie widać. A, że byłam w ferworze walki to machnęłam szyby w witrynce i odkurzyłam , choć małą, ale całą chałupkę. No i teraz z myślą dobrze spełnionego obowiązku odnotowałam aktywność w tabelce Grupy i chwalę się tutaj.
Ten dzień podładował mi akumulatory, bo już smęty mnie brały i brakowało mi sił, aby podołać wszystkiemu.
Ha, mam jeszcze prawie 3 tygodnie niewykorzystanego urlopu wypoczynkowego za 2013 rok, to będę sobie robiła takie przyjemności. Firma (szef i reszta) dwa dni beze mnie wytrzymają, a ja zyskam równowagę ducha odstresowując się.