Pobudka po 4-ej. Faceta przydało by się czasem udusić, ale nie potrafię. On chodzi do pracy na popołudniówki, wraca ok 23-ej czasem później, kladzie sie spać w środku nocy. Wiadome rano go z łózka nie zgoni. I jak przyjdzie weekend to On wieczorem usiedzieć nie może to tak trochę jak z niemowlakiem. No i wiadome jakie tego skutki są ze szwenda sie po mieszkaniu w np. tak jak dzisiaj ok 4ej, no i po moim spaniu. Dzień będzie długi... Już spełniam swe warzenie od rana.. Założyłam ze dzisiaj pobiegnę dłużnej tak z 5 min. od ostatniego mojego najdłuższego wybiegania( piękne słowo). W niedziele było 47nim . a dziś jakoś te dodatkowe 5 nim. przerodziło sie w sumie w 73min. Sama nie wiem jak. Po prostu. Pogoda-zimno, szczerze to jak wracałam to zmarzłam, tak ciągnęło od morza, w bardzo ciepłe dno biega się cudownie nad woda bo chłodzi, ale w zimie przy przymrozkach oj tam bym sie nie wybrała, bo bym wróciła bez chyba żadnej kończyny. A przecież jeszcze mi się do czegoś przydadzą raczej.
Ciąg dalszy wpisu nastąpi później, zmykam do Amsterdamu Buzki w nóżki.*
Jestem już z powrotem, mój facet gorszy niż baba, muszę go na siłe ze sklepu wyciągać. na serio lubię od czasu do czasu wyskoczyć na zakupy, ale bez przesady. I nie znoszę składowania bubli. Bardzo żałuje ze nie wzięłam aparatu bo mieliśmy takie widoki mimo iż nie jest to dla mnie nowość to zapiera dech w piersiach, możne jutro jak dopisze pogoda skocze rowerem w kilka miejsc to Wam troszkę fajnych miejsc pokaże.
A rano coś tam pisałam o bieganiu. Biegam dla siebie, tylko dla siebie, nie oczekuje oklasków ani pochwał. Ale niczym fajnym jest słuchanie durnowatych komentarzy, albo chrząkania pod nosem. Mój facet wychował sie w rodzinie dla których chociażby spacer z rodzina jest uważany za szczyt idiotyzmu, o innym ruchu to nawet nie wspomnę. Ciężkie to dla mnie było na początku bo ja na tyłku nie usiedzę. Jesteśmy razem 10 lat i On juz dawno przywykł, do moich zapędów. Wiem ze czasem sie ze mnie śmieje, ale widzę tez ze sie cieszy ze robię cos dla siebie. I bardzo lubi sie chwalić tym ze "pawianuję" to taki nasz żartobliwy szyfr oznaczający każdą moja aktywność.jak sie ktoś ze znajomych mnie pyta, bo widzi ze ja duzo rowerem jeżdżę, kilka osób widziało ze zaczadzam biegać to on mi nie da nawet dojść do słowa. trajkocze jak "radio wolna europa". A bo ja tam i tam była, ze dla mnie rowerem byc tam czy tam to jak zjedzenie bułki z masłem.itp.ja rozumie ze nie każdy musi być pasjonatem sportu. Jeden lubi to, tamten lubi co innego.Ale z jego siostra lekko nie mam pod tym względem, zresztą nie tylko pod tym. Komentarz z jej ust jak widzimy kogoś kto np. biegnie " Chyba by musiało mnie całkowicie poj...ć, no tak jak sie całymi daniami w domu siedzi to i z nudów można sie przebiec". Albo jak wracam czy to z biegania czy z rowerowej trasy, mój facet sie mnie pyta jak tam było, czy mnie nie porwało itp. ja cos tam odpowiem, Ona ani słowem tylko głupkowate chrząkanie pod nosem. Tak samo jak ktoś przy niej mi powie ze schudłam. Sama wazy spokojnie ponad 100kg. Więc wiecie do czego zmierzam. Myślę ze nadejdzie kiedyś taki dzień że swoim samozaparciem i siła wali zatkam jej usta. I tym akcentem kończę dzisiejszy wpis. Życzę cudownego dnia buziaki.*