Według mojej Dietetyczki, każde zdrowe odchudzanie powinno być poprzedzone przygotowaniem się do nowego stylu życia i odżywiania. Jak wyglądało moje?
Otrzymałam garść zaleceń, do których musiałam się zastosować oraz orientacyjny jadłospis na jeden dzień, który miałam powtarzać przez co najmniej 3 dni.
Ja korzystałam z niego dokładnie przez 10 dni. Oczywiście ciężko byłoby jeść przez 10 dni jedno i to samo, dlatego kombinowałam i podmieniałam produkty starając się jednak zachować pewne proporcje i kaloryczność produktów.
Moje zalecenia na ten czas były dla niektórych pewnie proste i banalne ale uwierzcie,
w moim życiu zrobiły niemałe zamieszanie ;-)
- Posiłki mają być spożywane o stałych porach i w stałych odstępach czasowych
Koszmar! Jak to? Jak ja mam to zrobić? Nie wiem nawet o której jutro wstanę a mam planować o której zjem śniadanie, II śniadanie, obiad, podwieczorek i kolację? Tragedia :-)
- W ciągu doby, należy wypić przynajmniej 1,5 litra wody niegazowanej
Kolejny dramat. W ciągu dnia to ja piję, owszem ale kawę - ok 5 kubków dziennie. I to moje całe, dziennie nawodnienie organizmu. Żadnej herbaty, żadnej wody ani innych napojów.
- Codzienna suplementacja witaminy D i B12
Ok...jak nie zapomnę to połknę ;-)
- Rezygnujemy całkowicie z wieczornego rytuału objadania się słodyczami, wyciągamy kabelek zasilający i zajmujemy ręce zupełnie czymś innym - np. czytaniem, szyciem lub innymi pożytecznymi czynnościami
........
Mój wstępny etap diety zakładał jak już wspomniałam, pięć posiłków. Na śniadanko zjadałam zazwyczaj ok. 3/4 kromki chleba, do tego 2 jajka na twardo lub na miękko (mogłam wymieniać na biały ser półtłusty a nawet mozarellę, ha! :) ), garść sałaty na wierzch oraz kubek jogurtu naturalnego z łyżeczką oliwy z oliwek lub oleju rzepakowego tłoczonego na zimno.
II śniadanie to sałatka: góra baby szpinaku, trochę ugotowanego amarantusa, papryka, ogórek kiszony, żółty ser, czerwona fasola oraz wiejski serek.
Obiad, to rodzaj gulaszu: komosa ryżowa, pomidory z puszki (lub świeże), trochę warzyw i przypraw do smaku.
Podwieczorek : włoski orzeszek, kawałek chleba, podsmażane tofu i zielenina
Kolacja: chlebek, sałata, papryka, biały ser półtłusty, szczypiorek i inne ziołowe przyprawy.
Jeszcze kilka słów na koniec o moich upodobaniach kulinarnych i o tym, dlaczego ta dieta wygląda tak a nie inaczej: od półtora roku jestem wegetarianką. Zależało mi bardzo na tym, aby nie rezygnować z mojego niejedzenia mięsa i aby nauczyć się jak bez niego komponować fajne i zdrowe posiłki. Mniej więcej rok temu, po wielu badaniach, wielu wizytach u lekarza i latach zmagania się z ogromnymi problemami trawiennymi, okazało się, że nie toleruję glutenu. Nie mam jednak celiakii! To ważne, ponieważ taki stan pozwala, aby w diecie znajdowały się niewielkie ilości glutenu, które toleruję. Mniej więcej 2 miesiące temu zaczęłam odczuwać bardzo duży dyskomfort po zjedzeniu czegokolwiek słodkiego. Nasilało się to coraz bardziej. Punktem kulminacyjnym były bardzo przykre skutki po zlizaniu pół łyżeczki miodu, przypominające ciężkie zatrucie. W rozmowie z moją Dietetyczką dowiedziałam się, że bardzo często problem glutenu jest "w pakiecie" z czymś innym: nietolerancją laktozy, nabiału itp. W moim przypadku wszystko przemawia za nietolerancją fruktozy.
Mój "pakiet" plus wegetarianizm, sprawił że dieta musi być bardzo specyficzna i niestety dość okrojona. Mam jednak nadzieję, że podołam temu i nie wrócę już do starych nawyków, które są dla mnie bardzo szkodliwe. Proszę, trzymacie za mnie kciuki! :)