No tak. Tego nie dało się uniknąć. Wczoraj był Tłusty Czwartek i obiecałam sobie, że w ramach nabierania zdrowego stosunku do słodyczy, zjem jednego. Skończyło się na trzech, taki już ze mnie słaby i ułomny człowiek :( Ale nic, nie załamuję rąk tylko wracam do swojego rytmu i zaplanowanego jadłospisu. A w ostatnich dniach gościły u mnie takie oto pyszności:
Faszerowana i zapiekana cukinia. Farsz z komosy ryżowej, pomidorów i fasoli. Danie pyszne, bardzo sycące a w dodatku z rozpuszczonym żółtym serem - oczywiście tyle na ile pozwala dzienny przydział :D
Kanapeczka z podsmażanym tofu (♥), szpinakiem, ketchupem (to już mój autorski dodatek) i kiszonym ogórkiem. Pyyycha!
Apropos tofu, muszę się pochwalić, że ostatnio po raz pierwszy usmażyłam tofucznicę. Dla niezorientowanych, to wegański odpowiednik jajecznicy, tyle, że jajko udaje pokruszony i podsmażony serek tofu. Dzięki dodatkowi czarnej soli i płatków drożdzowych - smak obłędny. Polecam, jeśli mielibyście kiedyś ochotę zaszaleć w kuchni.
Pomimo moich słodyczowych grzeszków, waga pokazała dzisiaj 66,4 kg, co oznaczałoby, że jednak mnie ubywa. Pod koniec lutego mam jednak wizytę kontrolą i do tego czasu wstrzymam się z wprowadzaniem nowej wagi.
Veggi
13 lutego 2015, 20:17Wow super :))) Gratuluję! Wygląda pysznie. Tofucznica u mnie rządzi, ale płatków drożdżowych nie jadłam jeszcze.
MyNameIsAlice
14 lutego 2015, 16:01Jeśli jesteś z Krakowa to polecam sklep na Krupniczej ze zdrową żywnością - do tofucznicy kupiałm tam czarną sól, która smakuje jak jajko (!) i właśnie płatki drożdżowe. Spróbuj koniecznie, na prawdę warto! :-)))