Tak jak w tytule.
Dziś na mojej tablicy będzie dostępna moja nowa dieta rozpisana na 3 miesiące. Póki co, przechodziłam "okres próbny", który wymyśliłam sobie sama na rzecz przygotowania się mentalnie i fizycznie do kolejnych 3 miesięcy, przez które docelowo mam zgubić 13kg.
Tymczasem zamiast sukcesów odnotowuję pod koniec tygodnia same porażki, motywacja oczywiście słabnie, a wymówki są wręcz doskonałe, jedna z moich ulubionych - po co mam już teraz trzymać dietę, skoro dopiero od poniedziałku zaczynam tę właściwą? Druga wymówka, która wczoraj przeważała to - przecież są Mikołajki! Kiedy mam zjeść te wszystkie czekoladki, jak nie dziś, skoro potem będę na diecie? Efekt był taki, że wczoraj zjadłam sporych rozmiarów "gruboskórnego" Mikołaja z czekolady mlecznej, no i nie trzymałam ani trochę godzin posiłków. Na dodatek jadłam zupełnie normalnie, czyli nie dietetycznie, ale też trudno powiedzieć, że jakoś bardzo źle, jednak na pewno wczorajszy jadłospis nie pomagał w zrzuceniu choćby 20g tłuszczu. Na kolację zjadłam wielki kawałek jogurtowego ciasta z Auchan, który zagryzłam, bo mnie zemdliło dwiema kromkami chleba z masłem i szynką włoską, a następnie popiłam dobrymi 4 kieliszkami Cavy... Świętowałam wczoraj moje naukowe sukcesy, ale to w żadnym wypadku nie usprawiedliwia opojstwa i słodyczowego obżarstwa.
Plusy soboty?
Jednak jakieś były:
przez całe 1h 15min jeździłam na łyżwach i się nawet zmęczyłam
przez 3h spacerowałam na mrozie w dobrym towarzystwie
przez 3h intensywnie wspinałam się na ściance wspinaczkowej i nieźle się umęczyłam
Błagam, dajcie mi jakiegoś kopa w te zbyt krąglą pupę, bo nie zniosę kolejnej porażki..