Pierwszy mały kroczek:)
Spadł kilogramik.:) Mimo, że we wtorek waga pokazywała tyle samo, to wczoraj pokazała już kilogram mniej.:)
Dziś nie ma mnie na siłowni, bo musiałam pozałatwiac kilka spraw i nie wyrobiłabym się. Ale jutro idę na bank, a w sobotę pilates. Trochę się przeziębiłam przez spacery na jadalnię w pracy i wychodzenie z temperatury plus 30 stopni na minus 2,3.
Zaczyna się.... Ale dam radę. Podkuruję się trochę a z cwiczeń nie zrezygnuję.
Nawet mój mężulek zaczął chodzic. Wczoraj był sam na siłowni. Wykupił sobie karnecik. W przyszłym tygodniu będziemy chodzic razem.:)
I najważniejsze... jest już szafa!!!! I będzie porządeczek...:) Nareszcie. A jutro może odbiorę firaneczkę do dużego pokoiku i zasłonki do małego i będzie już przytulniej.:) Super:)
Pierwszy dzień zaliczony
Cóż, byłam nawet obiektem podśmiechów ze strony panów na siłowni, ale do momentu aż zaczęłam cwiczyc jak to na mnie przystało. Gdy się okazało, że nie jestem na siłowni pierwszy raz, zamilkli.;)
Generalnie, jestem z siebie dumna. Byłam godzinkę i 20 minut. Muszę wcześniej wychodzic, żeby potem zdąrzyc z obiadkiem i zakupami dla mężulka.
Zakwasy nie są najgorsze, brzuch i plecy trochę. Bałam się, że nogami nie poruszam dzisiaj, ale wogóle mi nie dokuczają.:)
Następny raz pójdę w czwartek, bo jutro montują nam szafę, to będę siedziała w domu. A w sobotę idę na pilatesa.
Zmotywowało mnie to, że nie mogę sobie kupic na siebie tego co mi się podoba.
Poza tym, mam taką "miłą" koleżankę w pracy, która co raz to rzuca hasłami typu: "ooo fartuszek się nie dopina...", albo wprost "przytło się Magdzie"... Gratuluję jej sposptrzegawczości, bo już dwa miesiące taka jestem, ale mnie wnerwiła... Zawsze w takich momentach mówię, że mąż o mnie dba.:) Ale mimo wszystko, sprawiają takie słowa przykrośc.
Tak poza tym, wreszcie kupiłam sobie firankę do dużego pokoju i zasłonkę do małego.:) Nie będzie już "kina-oka", jak to mówi Sebastian.:)
Spędzamy razem więcej czasu. Zrezygnował z jednego klubu i nie jeździ już na treningi. To była jego decyzja, nawet o tym nie wiedziałam. Ale jest teraz lepiej między nami.:)
Jeszcze tylko mały bąbelek i będzie pełnia szczęścia... Ale już tak obsesyjnie o tym nie myślę, nawet nie robię już testów.;) Jestem z siebie dumna.
Widzicie więc, że wszystko jest na dobrej drodze.:)
Ależ ja się dzisiaj rozpisałam.:)
Buziaczki Kochane.:***
P.S.
Chciałyście pasek wagi...proszę.;) Aż wstyd... Teraz jest może z 20dkg mniej...Ważne, że coś zaczęłam z tym robic, stąd hantelki na pasku.;)
Jutro pierwszy dzień na siłowni.
Kiedy ja tam ostatnio byłam...;)
Muszę się jutro już zmobilizowac, bo po próbach zakupienia kilku ciuchów, ręce mi opadły nad moją sylwetką...
Damy radę.;) W końcu mam już wprawę w zrzucaniu.;)
Jestem grzeczna...:)
Już dwa dni i z dobrym początkiem trzeciego. Nie jem słodyczy i o dziwo, wcale mnie do nich nie ciągnie. Potrafię przejśc koło nich z obojętnością.
Ograniczyłam spożycie pieczywa i jem tylko ciemne z ziarenkami.
Dobry początek. Dobry, bo poskutkował spadkiem wagi jak u Asieńki.:) Ważę kilogramik mniej, bo 87,8.:) Super. To motywuje.:)
A jutro lub w piątek zaczynam cwiczenia. Wcześniej odpada z racji obowiązków.
Będzie dobrze.
O dzidzi przestałam na razie myślec. Właściwie to przyzwyczajam się do myśli, że łatwo nie będzie, więc nie mam co przeżywac. A byc może potrwa to nawet rok...
Chętnie zmieniłabym pracę. Ale jakby jednak się udało, to byłabym na straconej pozycji. Z drugiej strony, głupio byłoby iśc na L4 od razu po otrzymaniu normalnej umowy.
Pozostaje mi pomęczyc się jeszcze tutaj.
Ale nie marudzę. Dobrze jest.:)
Asiulka, byle tak dalej.:)
Ufff....to mi się przytyło....
Stanęłam dziś na wadze...Heh... Wiele odwagi mnie to kosztowało. I tak moje drogie ważę teraz 88,9kg. Nieźle co... Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek tyle ważyła. Ewidentnie nadszedł czas ruszyc te swoje cztery litery... Jak cwiczę to mniej jem. Od przyszłego tygodnia do boju więc...
Asiula, nie widzę innej możliwości, żebyś nie dołączyła. W końcu razem tu zaczynałyśmy...;)
Twoje wsparcie mi się przyda. A może zdrowa rywalizacja w czymś nam pomoże. Te 8 kg muszę zrzucic koniecznie.
Proszę więc o porządnego kopala w dupala.:D
Druga rocznica naszego poznania.
Tyle minęło od dnia, kiedy poznałam mojego męża. Niby tak niewiele, a tak wiele się wydarzyło w tym czasie i czuję, jakbyśmy byli razem duuużo dlużej.
Czy mój mąż coś przyszykował na tą okazję?? Nie wiem...
Ja zostawiłam mu w domu prezent, bo rozmijamy się zmianami.
Rok temu była kolacja, kino i oświadczyny...
W tym?? Nie wiem... czasem mam wrażenie, że popadliśmy w monotonię... Już...
Ale co mam zrobic, gdy widzę swojego męża góra trzy godziny dziennie?? Jak nie praca, to treningi i mecze...
Miałam mu jeszcze zrobic rogaliki, na którego go "złapałam", ale zadzwoniła mama, że brat wraca do domu i musieli po nich pojechac. A ja dyżuruję z psem i szykuję im obiadek.
Cieszę się, że nareszcie będą w domku. Tu dojdą do siebie szybciej niż w szpitalu.
Tylko Justynka musi na siebie uważac, żeby nie urodziła przed czasem, bo szyjka mocno się skróciła i brzuch jej stwardniał trochę.
Ale jest dobrze. I to mnie cieszy nie wiecie nawet jak bardzo...:)
To cud, że przeżyli...
...tak powiedziała moja mama po tym jak zobaczyła ich auto, a raczej to co z niego zostało...
Nie ma całego, jest zgnieciony aż do przednich siedzeń, przód też. Tir uderzył w nich od tyłu i wbił w barierkę.
I cóż z tego, że mój brat jeździ zaledwie 70km/h. Zawsze znajdzie się jakiś idiota...
Teraz cieszę się bardzo, że po wszystkich badania, tomografii, rezonansie, okazało się, że mają tylko ogólne potłuczenia.
Cieszę się,że po wypisaniu ze szpitala wrócą na trochę do Sosnowca, że będę ich miała tak blisko siebie.
Spieszmy się kochac ludzi....bo naprawdę nie wiadomo kiedy ich stracimy...
Nawet nie wiecie, jak jestem wdzięczna tej sile wyższej, która nad nimi czuwała.
Dotarło do mnie jak bardzo kocham mojego "małego" braciszka... i jak bardzo zależy mi na jego żonie.
Nie liczą się pieniądze, pogoń za nimi, zbędne kilogramy, to wszystko nic... najważniejsza jest rodzina i ich zdrowie. Wszystko inne to banał i każdy problem da się jakoś rozwiązac.
Bądźcie dla siebie dobrzy.
Dziękuję Wam za wszystkie ciepłe słowa i wsparcie.:*
P.S.
Chciałabym podziękowac dobrym ludziom, którzy pomogli mojemu bratu i jego rodzinie udzielając pierwszej pomocy... i nie był to kierowca tira....
Dołek...
Taaak... nadszedł chyba czas jesiennej depresji.
Ale moja nie jest kaprysem.
Już nawet nieudane starania nie bolą przez to co wydarzyło się wczoraj.:(
Mój brat z bratową mieli wypadek, gdy wracali od nas do Warszawy.
Wjechał w nich tir...
Na całe szczęście, moja bratowa i maluszek czują się dobrze.
Tylko mój brat ma zszytą głowę i cały jest potłuczony. Ma jakiegoś guza na kręgosłupie(pewnie krwiak) i nie może się podnieśc.
Cały jest obolały i osłabiony.
Cały czas prawie płaczę. Próbuję sobie tłumaczyc, że to szczęście w nieszczęściu, że "spotkania" z tirami kończą się dużo gorzej, ale niewiele to pomaga....
Proszę... Wspomóżcie dobrą myślą, bądź modlitwą.... :(
Czekałam...
... 6 dni... i szóstego dnia nadszedł...:( A już uwierzyłam... Los gorzko sobie ze mną pogrywa...
Muszę iśc do lekarza.
Wszystko mi już jedno.... :(
Czekam i czekam....
I ... mam nadzieję, że się nie doczekam...;)
P.S.
Czy pisałam, że Kasiax ma cudowną córeczkę Oleńkę??:D