W czasie swojej diety, a także wcześniej, zauważyłam pewną rzecz... W jaki sposób większość ludzi reaguje na "odchudzam się", "jestem na diecie X", "schudłam już...", itp? Prostymi stwierdzeniami sprowadzającymi się zazwyczaj do "i tak będzie jojo", "i co, zamierzasz tak żyć całe życie?", "to niezdrowe"...
Ze świecą szukać osób, które zauważą efekty, które będą się nimi cieszyły razem z tobą, które postarają się cię wesprzeć, a nie zdołować czy odwieść od diety głupimi docinkami.
Zauważyłam też, że w większości są to osoby, które nigdy nie miały problemów z wagą, nigdy nie musiały się odchudzać czy też nie próbowały przytyć, mogą jeść codziennie w McDonaldzie i wrzucać sobie zdjęcia na Instagrama z niezdrowym jedzeniem, a "dupa im nie rośnie" LUB osoby, które zwyczajnie chciałyby się odchudzić a brak im pomysłu/samozaparcia/nie wychodzi im.
Czym jest spowodowane to, że kiedy ktoś się stara, cieszy się, odnosi jakiś sukces, zaraz ktoś zupełnie nie mający prawa rozumieć jego postępowania lub zwyczajnie nie znający nawet jego sytuacji, robi wszystko, żeby tylko zniechęcić odchudzającą się osobę?
Nie potrafię tego zupełnie zrozumieć!
Kiedy ja się nie odchudzałam, kiedy nie miałam takiego zamiaru lub mi nie wychodziło, nie reagowałam na osoby na dietach wielkim BEEEEEEEE, tylko gratulowałam i skrycie zazdrościłam.
Czasem odnoszę wrażenie, że przez takie osoby przemawia czysta zawiść. Osoba nie mająca problemów z wagą mogłaby np. zazdrościć samego samozaparcia i silnej woli. Osoba, która z kolei chciałaby się odchudzić - efektów.
Najbardziej w takich rozmowach rozśmiesza mnie argument nie tylko jojo, ale "problemów ze zdrowiem". No moim zdaniem mając nadwagę czy będąc otyłą mam większy problem ze zdrowiem niż na diecie... (co zresztą każdy potrafi zauważyć, kiedy widzi grubszą osobę na ulicy). Zwłaszcza, że wszystkim otwarcie mówię, że po schudnięciu mam zamiar zrobić sobie badania, że jem wszystko, że zauważyłam, że na diecie właśnie mój organizm ma się lepiej niż bez niej - bo poprawiła mi się kondycja cery, bo zamiast "iść na grubszą sprawę" do łazienki raz czy dwa w tygodniu idę codziennie, bo widzę, że moje włosy wyglądają lepiej.
Co więcej, zazwyczaj argument "zdrowia" występuje u osób, które jakoś nigdy wcześniej się moim losem czy kondycją nie przejmowały. A teraz nagle jaka troskliwość... Potrafię zrozumieć mamę, która obserwuje mnie na co dzień, zna mnie, widzi efekty (zarówno wagowe jak i właśnie dotyczące np. przemiany materii) i martwi się, że mogę nie dostarczać organizmowi wszystkich składników odżywczych - ale ona rozumie mnie i cieszy się, kiedy mówię, że zrobię sobie badania krwi.
Pokażcie mi dietę odchudzającą, na której dostarcza się organizmowi WSZYSTKICH składników odżywczych. Pokażcie mi człowieka nie na diecie, który dostarcza organizmowi WSZYSTKICH składników odżywczych. Pokażcie mi dietę odchudzającą, na której zapewnia się organizmowi odpowiednią ilość PPM i ma się efekty bez ćwiczenia, bo nie każdy może ćwiczyć! Pokażcie mi dietę, na której nie ma zagrożenia efektem jojo!
Nie uważam swojej diety za jakąś super zdrową, najlepszą na świecie. Każdy organizm jest inny i każdy reaguje na różne diety inaczej.
Jednak skoro mam efekty, skoro czuję się na diecie dobrze, to dlaczego miałabym z niej rezygnować bo ktoś, kto właściwie mnie nie zna, powie mi, że jest ona zła?
Jestem dumna ze swoich efektów. Jestem dumna z tego ile udało mi się schudnąć, jak teraz wyglądam. Jestem dumna z tego, że wchodzę w spodnie sprzed 5 lat. Nie przeszkadza mi, że na początku waga spadała BARDZO szybko, a teraz o wiele wolniej - uważam, że tak jest właśnie lepiej i zdrowiej.
Jestem dumna z każdej osoby, która się odchudza, o ile nie głodzi się, nie zajada watą, nie wywołuje wymiotów wkładając do gardła palce czy szczoteczkę do zębów. Nawet, jeśli jej efekty są minimalne!
Jestem dumna z każdej osoby, która ćwiczy, bo chce wyrobić sobie sylwetkę, o ile nie faszeruje się sterydami! To, że ja nie ćwiczę nie oznacza, że uważam osoby ćwiczące ze złe, bo nadwyrężają sobie kręgosłup, stawy czy cokolwiek innego!