Jak ten czas szybko leci.
Obudziłam się , wyszłam z psami, wróciłam i położyłam się znowu. Tak, aby odpocząć . No i odpoczęłam......ha ha , do godziny 12. No zasnęłam, co zrobić , zasnęłam .
Po południu poszłam z córką do miasta. Kurcze, jak dawno nie widziałam takiego widoku. Pełno ludzi w mieście, w sklepach , z racji tego że cieplutko było to restauracje, bary, lodziarnie i pijalnie czekolady były oblegane na zewnątrz . W mieście pełno aut. Po prostu życie wróciło do normy. No czego tu się dziwić? Przecież otworzyli granice w sobotę o północy.
Mieszkam w mieście przygranicznym PL/DE , w sumie to w dwumiescie. Miasta blizniacze- tak to się mówi.
Wiem, że nieraz narzekałam, że kolejki w sklepie, że nie ma gdzie auta postawić na parkingu (bo taka prawda), ale jednak brakowało mi tego.
Przez te kilka miesięcy kwarantanny kiedy miasto było "jak wymarle'" trochę odpoczęliśmy od Niemców, ale jednak oni są nam potrzebni jak i my im.
Gdyby nie oni to 3/4 miasta nie miałoby pracy, nasze miasto żyje dzięki Niemcom.
Pracuje w sklepie to wiem jak to jest. Dosłownie 90 procent klientów to Niemcy. Kiedyś jeszcze miałam własną działalność gospodarczą, stałam na bazarze to jak polski klient trafił się że 2 razy na miesiąc to było wszystko. No więc......miasto wróciło do życia :).
Wieczorem ugotowałam jeszcze zupę kapuściana, żeby popakowac ja w słoiki na kilka dni, ale coś mi nie smakuje. Chyba trzeba będzie na talerzu bardziej ja doprawić.
Położyłam się około północy , ale długo jeszcze nie mogłam zasnąć, bo jak spoglądałam na zegarek to widziałam godzinę 1:35.