Od piątku ostro walczę. Wróciłam na siłownię - 3 dni pod rząd 50 minut bieżni, przedwczoraj Skalpel z Chodakowską (powiem Wam, ze mimo swoich 90kg dałam radę! - choć wiem, ze to najprostszy z treningów). Na wadze już mniej bo 91,2kg, więc i samopoczucie fizyczne lepsze. Gorzej z głową. Czuję jakiś wewnętrzny dołek...niechęć do pójścia na uczelnię. Ale wydaje mi się, ze to wynik mojego nicnierobienia ostatnio i strach przed zderzeniem z rzeczywistością. Mam duże zaległości w badaniach do pracy. W końcu powinnam coś ruszyć...ale chyba dobijający mnie dół fizyczny cały czas mnie do tej pory blokował. Może jak podniosę się w końcu z tego doła to ruszę też z resztą.
Brakuje mi słońca...a Wam? Niby coś przebija się przez chmury, ale od 2 tygodni nie było fajnego, ładnego, ciepłego dnia...gdzie ta wiosna? Już za chwilę lato...a za oknem co? deszcz i zimno...
Po tym jak przekroczyłam 30tkę...a waga wciąż pokazuje mi wiek ciała na 45 lat mam ostrego kopa ...Przecież tak nie może być. Przecież potrafię wyglądać świetnie. Dlaczego więc o to nie powalczyć. Ostatnio oglądałam swoje zdjęcia i widzę jak zmieniłam się na gorsze...kompletnie inna twarz...zniknęły mi ładne rysy...tragedia...I pomyśleć, że wówczas w czasach robienia tych starych zdjęć twierdziłam, ze większość z nich nadaje się do wyrzucenia...Kobiety!
A może uda się kiedyś tak wyglądać? Jeśli tak to przede mną długie miesiące pracy i walki...tylko czy sił wystarczy?
Edit: Pół Turbo Spalania zrobione...hmm w zasadzie chyba więcej, bo 25 minut. Nie chciałam przeginać, bo za chwilę wychodzę na uczelnie i nie chce wyglądać jak zmokła kura ;)