Mówi się, że pierwsze koty za płoty, ale nie było tak źle jak myślałam.
Dzień przeleciał szybko i nie odczuwałam z powodu diety właściwie prawie żadnej różnicy. Głodna nie byłam, obiad i kolacja były nawet treściwe, tylko z wodą nie poszło mi tak dobrze, jak powinno.
Wypiłam tylko jedną butelkę, jakoś więcej nie mogłam w siebie wlać. Do tego 30 minut na rowerku, nie jest tak źle.
Już się cieszę na jutrzejszy dzień.
Ważyć się będę raz w tygodniu, tak postanowiłam, bo myślę, że częściej nie ma sensu.
Tym bardziej, że rano waga pokazała mi z przodu 7, a więc kilogram więcej, niż jeszcze dwa tygodnie temu, kiedy ważyłam się ostatni raz.
Ostatni tydzień mojego kulinarnego rozpasania, pozostawił swój ślad. Masakra!
Więc zaczynam z jednym kilogramem więcej, niż zadeklarowałam w swojej rozpisce.
Ale jest to dla mnie jeszcze większa motywacja, żeby wygrać tę walkę.
Tylko wytrwałości i cierpliwości mi teraz potrzeba..