Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Taka ja. Dziwna? Na pewno.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 17738
Komentarzy: 499
Założony: 26 grudnia 2013
Ostatni wpis: 12 lutego 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ToBeMyself

kobieta, 32 lat, Kraków

173 cm, 90.10 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

31 grudnia 2013 , Komentarze (1)

Sylwester, a ja w domu... Nie chce mi się nawet tego tłumaczyć.

Dzień dość udany. Menu bez grzeszków choć mam wrażenie, że porcja obiadu, który SAMA sobie zrobiłam była zbyt duża.
Napisałam trochę pracy, ale jakoś bez szału. Tak szybko mija mi czas ostatnimi czasy. To chyba dobrze, bo brakuje mi go na "głupoty".

Wrzucam dziś zdjęcia dwóch moich posiłków, ale bez obaw. Były 4 :)

Wiem, że śniadanie nie wygląda zbyt apetycznie ale smakuje wspaniale. (pomarańcz, kiwi, banan, pół jogurtu naturalnego, muesli)



Obiad to makaron pełnoziarnisty z mąki durum, sos pomidorowy własnoręcznie przyrządzony z żywych pomidorów, czosnku, oregano, cebuli i mięsa mielonego z indyka.



Co do aktywności to dziś był Skalpel z Ewą i rowerek stacjonarny 5 km. 

Jestem tu już prawie tydzień. Postanowień noworocznych brak, bo już wiem jak to jest z moim planowaniem. Małe kroczki tzn. do KSW ma być 8 z przodu, a dalej kolejne kroki.


Czy ktoś oprócz mnie spędza Sylwestra w domu? Jak Wasze postępy i czy macie jakieś postanowienia?

Czekam cierpliwie, ćwiczę wytrwale...

30 grudnia 2013 , Komentarze (7)

To był udany dzień, mimo że późno wstałam i troszkę zegar mi się poprzestawiał. Zjadłam lekkie śniadanko (muesli z bananem, kiwi, pomarańczką zalane jogurtem naturalnym). Później miałam wziąć się za pisanie pracy, ale jak zwykle tysiąc innych rzeczy było ważniejsze od tego. Zdałam logopedię! Na 24 osoby było 13 ndst, mnie udało się zdobyć 4.5. :) 
Później był obiad (łosoś z piekarnika, warzywa z wody). 

Kurde, dopiero teraz sobie uświadomiłam, że ja właściwie to dziś nic nie zrobiłam. Ja to jestem udana :) Ale z drugiej strony po tym ciężkim czasie na uczelni i w życiu to mi się należy taki dzień.

Później oglądałam "Chirurgów", brat przyszedł trochę mi głowę pozawracać. Zjadłam podwieczorek (kiwi, pomarańcz) i tak się poplątałam po domu. Zasnęłam na niecałą godzinkę, zjadłam kolację (sałatka z pomidora i ogórka, jogurt naturalny), odczekałam godzinę i poszłam biegać. To już 3 raz, ale mam wrażenie, że nic się nie poprawia. Pewnie to za wcześnie. Mam tylko nadzieję, że uda mi się później (za 5 treningów) wytrzymać te 2 minuty biegu i 4 marszu.

Ale dziś to leję wodę... Kończę już i zobaczymy co przyniesie dzień jutrzejszy.
PS Co do ważenia i mierzenia to mierzyć postanowiłam się co miesiąc, a ważyć co 2 tygodnie. Trzymacie kciuki?

Czekam cierpliwie, ćwiczę wytrwale...

30 grudnia 2013 , Komentarze (4)

Oj się działo... 

Wiedziałam, że robię 1 dzień przerwy od ćwiczeń, bo po tym bieganiu i Ewie bolały mnie takie miejsca na moim ciele, o których nawet nie wiedziałam, że mogą boleć.

Menu wręcz książkowe... dopóki po południu nie napadł mnie "Czerwony głód". Musiałam coś słodkiego, skończyło się na pierniczku, ale tłumaczę to moim przyszłym stanem...


Wieczorem kino. Hobbit. Ja na Hobbita? Coś tu się nie zgadza. No dobra, skoro mnie zaprosili to pójdę. Oj się wymęczyłam 2 godziny i 40 minut. Później to już wolę nawet nie wspominać. Jedzenia nie było ale... no właśnie ale. Dziś za to odpokutuję, już to czuję. Dzisiejszy dzień opiszę wieczorem. Już widzę, że nie jest za dobrze, bo za długo spałam, za późno zjem śniadanie i tak koło się toczy. Dziwnie to zabrzmi, ale już tęsknię za takimi dniami z harmonogramem. Rano uczelnia, później jakieś inne zajęcia i nie ma, że boli. Za bardzo rozregulowałam mój zegar. Nic szczególnego ten wpis nie wzniósł, ale czułam, że muszę się tym podzielić. Więcej grzechów nie pamiętam... Do wieczora.

Czekam cierpliwie, ćwiczę wytrwale...

28 grudnia 2013 , Komentarze (6)

Czy ja w tym domu nie mogę mieć nawet 40 minut dla siebie? Czy to tak dużo? Wrrrrrr....
Dziś robiłam przerwę od biegania, ale nie od ćwiczeń i postanowiłam zrobić Skalpel z Ewą. Uruchomiłam kompa i ćwiczę wytrwale, pot się leje z czoła, z ust przekleństwa (bo to wbrew pozorom nie jest takie łatwe) aż tu nagle słyszę "Siostra! Odwieziesz mnie do Ewy?" (dziewczyna mojego brata). Odwiozę, ale dopiero za 30 min. Nie! To musi być teraz, bo znów mi się od niej dostanie. No dobra. 
Wróciłam i kontynuuję mój trening i nagle rozdzwonił się telefon. Tym razem mój drugi braciszek, szybko go spławiłam. Nie mija minuta, a tu znów telefon, Filip. Wcisnęłam mu kit,  że prowadzę i że nie mogę rozmawiać. Kurde to tak dużo w ciągu dnia te 40 minut? Nie mija kolejne 10 min jak do pokoju wpada mama. No ja nie wytrzymam. 
Jakimś cudem skończyłam ten trening, ale własnie w takich chwilach tęsknię za bieganiem. Wtedy jestem tylko ja, mój dres i muzyka. Nawet nie miałam kiedy zrobić sobie dzisiaj zdjęcia w dużym pokoju z lustrami, bo ktoś ciągle tam się plątał. Postanowiłam, że co miesiąc będę robić takie zdjęcia swojej sylwetki dla porównania. Ok, już się wyzłościłam.


 Dziś jestem zadowolona z moich posiłków:

Rano śniadanko: jajecznica z 2 jajek na 2 plasterkach szynki, smażona bez tłuszczu

W tak zwanym międzyczasie owocki: banan, 2 pomarańczki

Obiadek: Pierś z kurczaka z piekarnika, suróweczka z kiszonej kapusty



Kolacja: sałatka z pomidora i ogórka, soczek z pomarańczy (własnoręcznie wyciskany)



Czekam cierpliwie, ćwiczę wytrwale...

27 grudnia 2013 , Skomentuj

Co to był za dzień.

Śniadanko, później załatwianie różnych spraw (prezent dla kuzynki, odebranie wyników, po drodze wkradł się też P), późny obiadek, ale tu pragnę się pochwalić:
- łosoś bez skóry z piekarnika
- własnoręcznie zrobiona surówka z kiszonej kapusty
- oraz gwóźdź programu własnoręcznie wyciskany sok z pomarańczy



Dwie godziny przerwy i moje upragnione bieganie. Dziś było zdecydowanie trudniej niż wczoraj, ale dałam radę (bo niby, że miałabym nie dać?). Przebiegłam to, co zaplanowałam, 1 minuta biegu 5 minut marszu i tak razy 5, plus powrót do domu.
Jutro jeden dzień odpoczynku od biegania, ale spokojnie nie nie osiądę na laurach. Plan już jest, ale wiecie jak to jest z planowaniem u mnie. Jak wykonam, to napiszę :) 
Zapomniałabym o porannych pomiarach. Jak można zapomnieć o takich CYFRACH? Miazga, masakra, apokalipsa. Ale cóż trzeba od czegoś zacząć.
Jak się Wam podoba mój obiadek?

Czekam cierpliwie, ćwiczę wytrwale...

26 grudnia 2013 , Komentarze (8)

Drugi dzień Świąt. A ja? Postanowiłam od dziś zmienić siebie. Stół ugina się pod ciężarem jedzenia, a mi właśnie dziś odbiło. Kiedyś musiało.


Może po kolei.

Postanowiłam to już dawno ale początek zaplanowałam na 1 stycznia. Wyszło jak zwykle czyli inaczej niż to zaplanowane. Dlatego nie będę tu pisać o moich wielkich planach w odchudzaniu. Żadnych takich, że nie jem, ćwiczę codziennie i do maja ważę 65 kg. Oj nie, nie tym razem. Stawiam sobie małe cele. Kurde w końcu musi się udać.


Cel nr 1: KSW 26 Warszawa, 22 marzec, z przodu spodziewana 8 :)

 Dziś to się popisałam: Rano nic nie jadałam i tak do 12, później wepchałam w siebie to co zobaczyłam, a później zdecydowałam, że czas zacząć. Znalazłam 10- tygodniowy plan biegania. Zaczynamy od 1 minuty biegu, 5 minut marszu i tak pięć razy co w sumie daje 30 minut. To jest plan na pierwszy tydzień. Ze względu na moją małą aktywność wcześniej pierwszy plan z pierwszego tygodnia powtórzę przez dwa tygodnie. Dziś pierwszy trening za mną. Kurde było na prawdę super (nie mówię tu o zmęczeniu, które było na prawdę duże), ale o moim samopoczuciu teraz. Po dzisiejszym jeszcze nie nienawidzę biegać. Ciekawe jak długo. Jutro jakieś szczegółowe pomiary na początek. Trochę się boję, ale potrzebuje tego by później widzieć rezultaty w cyferkach.
To chyba tyle. A Wy co myślicie uda się?

Czekam cierpliwie, ćwiczę wytrwale...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.