Nie odkryję Ameryki twierdząc, że najlepsze rezultaty w odchudzaniu osiąga się stosując równocześnie dietę i ćwiczenia....
Z dietą problemów nie mam, podczas wcześniejszych prób w odchudzaniu nauczyłam się zdrowo i optymalnie odżywiać, wystarczy jedynie podążać konsekwentnie tą drogą.
Jeśli chodzi o ruch, no cóż, drzemie we mnie leniuszek.
Co prawda zawsze podczas odchudzania stosowałam się do zaleceń: bardzo długie spacery, codzienny aerobik, ćwiczenia w domu, basen. Teraz bardzo chwalę sobie wspólne długie spacery z mężem i granie godzinami w ping ponga, podczas którego o dziwo można wylać sporo potu.
Ostatnio porzuciłam regularne uczęszczanie na fitness, który bardzo lubiłam. Główną przyczyną było noszenie ze sobą bardzo ciężkiej torby. Zawsze po fitnessie brałam prysznic, bo nie wyobrażam sobie przejścia nawet tego kulometru do domu będąc spoconą i brudną. W związku z tym tachałam ze sobą każdorazowo w tą i z powrotem dwa ręczniki, klapki, kosmetyki pod prysznic i do makijażu, bieliznę na zmianę, ciuchy na fitness, adidasy, wodę itp. Dramat. Już nie chodzi o sam fakt, można by było potraktować to jako rozgrzewkę przed fitnessem i dodatkowy wysiłek fizyczny - co jest na plus. Niestety, raz że kręgosłup zaczął mi się dawać we znaki to było to demotywacją dla mnie do ruszenia się do klubu. Zaczęłam wymyślać sama przed sobą głupie wymówki, wizualizując sobie tą ciężką trasę. Ponadto bardzo męczące było codzienne wypakowywanie tego wszystkiego, pranie, suszenie... Wkurzało mnie też, że zabierało mi to tyle czasu w ciągu dnia. Dużo pracuję, zajmuję się domem, mam swoje hobby a każdy kolejny dzień miał zbyt krotka dobę. Do tego wyjście do klubu zabierało mi zawsze ok. 2,5h co rozwalało mi plan dnia :(
Dlatego tez postanowiłam zmienić taktykę i zamiast tracić czas i pieniadze na kluby, postanowiłam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu :)
Zainspirowała mnie do tego książka "Perfekcyjna Pani Domu" (wersja brytyjska), która trafiła w moje ręce. Anthea Turner napisała w niej coś oczywistego, rozwiązała tym samym mój problem. Podczas sprzątania spalamy setki kalorii, ćwiczymy wszystkie partie mięśni, robimy to bezpłatnie i nie musimy ruszać się z domu a dodatkowym bonusem jest pięknie utrzymany dom :)
Czy to nie brzmi wspaniale?
Nigdy nie byłam pedantką, nie przepadałam za sprzątaniem, ale chciałabym aby moje mieszkanie zawsze wyglądało idealnie. Chciałabym nie musieć upychać porozrzucanych ciuchów na naprędce do szafy, gdy niespodziewany gośc puka do drzwi i nie przykrywać tony nieumytych naczyń dużą miską :)
Zawsze podziwiałam takie prawdziwe gospodynie domowe, umiejętnie ogarniające swoje obowiązki. Pomógłby mi to w organizacji swojego dnia a po za tym, jako to przyjemność siedziec w wysprzątanym domu! Mam przepiękne, wyremontowane mieszkanie więc sama przyjemność jest dbanie o nie :)
A więc mój plan wprowadziłam w życie.
I oto:
- Jednego dnia pomyłam okna, uprałam i powiesiłam firanki, umyłam parapety i odświeżyła kwiaty, wyprałam i wyprasowałam pościel, odświeżyłam materac, przewietrzyłam kołdry
- Drugiego poodkurzałam meble i podłogi, umyłam podłogi i wszystkie lustra w domu
- Trzeciego dnia odbyło się generalne sprzątanie łazienki i ubikacji, umycie szyn w szafach przesuwnych
- Czwarty dzień to mycie wszystkich drzwi, sprzątanie kuchni z porządkowaniem i segregowaniem wszystkich przypraw, pojemniczków itp., wielkie pranie, wieczorem prasowanie
W szafach i szafkach na szczęście pilnuję porządku na co dzień, w zeszłym tygodniu posegregowałam też dokumenty (moja zmora) i pilnuję aby odkładać wszystko od razu na miejsce (mój mąż jest bardzo porządnicki więc i on jest jak najbardziej za). Wprowadziłam tez w życie opróżnianie zmywarki zaraz po umyciu i wkładanie do niej od razu każdego brudnego naczynia (wcześniej robiła to dopiero gdy uzbierała się jakaś większa sterta w zlewie).
Na tyle pozwoliły mi wolne od pracy dni. Myślę, że zrobiłam sporo i chociaż moje mieszkanie nigdy nie przypominało chlewu, to zamiast sprzątać specjalnie na przyjście gości np. chcę mieć je posprzątane zawsze, na co dzień. W
Moim postanowieniem jest codzienne sprzątanie, naturalnie w mniejszych dawkach niż w minionym tygodniu, bo to nie wokół sprzątania ma się kręcić moje życie :)
A więc np. jednego dnia odkurzyć i umyc podłogi, innego umycie luster i drzwi, kolejnego umycie łazienki i ubikacji itp. Codziennie coś.
Ku chwale mojemu domu i mojej sylwetki ;)
Poniżej wklejam tabelę przykładowych czynności domowych i ilości spalanych kalorii:
Gotowanie
105 kcal
Mycie okien |
240 kcal |
Mycie podłogi |
250 kcal |
Odkurzanie
150 kcal
Pranie ręczne |
150 kcal |
Prasowanie |
144 kcal |
Ścieranie kurzy
240 kcal
Sprzątanie łazienki |
240 kcal |
Sprzątanie pokoju |
180 kcal |
Szorowanie podłóg
426 kcal
Zamiatanie podłogi |
100 kcal |
Zmywanie |
75 kcal |
Zmywanie naczyń |
144 kcal |