Po powrocie do Polski kupiłam książkę "po prostu schudnij". Autor zapewniał w niej, że nadwaga, lub zmagazynowany tłuszczyk tu i ówdzie (mimo prawidłowej wagi), nie jest naszą winą. Daje kilka skutecznych rad, przepisów, ćwiczeń. Pisze w jaki sposób działa nasz mózg, hormon sytości (?), kiedy akurat czujemy większą ochotę na słodycze, fas-foody, czy inne produkty niedozwolone w trakcie diety.
Gdy tak zagłębiałam się w tę lekturę, kolejny raz byłam zniesmaczona. Nadmiar informacji, a także zbieżność tych, które zebrałam w internecie, wywołał u mnie taką reakcję, że książka od września leży "niedoczytana" od połowy :)
Ale.. zapamiętałam z niej kilka rad:
1) Przed wilczym apetytem najlepiej jest zjeść surową porcję (i nieograniczoną!!!) warzyw. Spowoduje to, że spożyjemy mniejszą porcję posiłku (czyli przyjmiemy mniej kalorii - jest, jest, jest!!!)
2) Koktajle owocowe zawierają mnóstwo błonnika. Są gęste, dzięki czemu należy je poniekąd "przeżuć". A im dłużej coś gryziemy, tym mniej spożywamy.
3)Koktajle białkowe świetnie zapełniają nasz żołądek i są alternatywą kolacji.
Wszystkie metody przetestowałam i muszę powiedzieć, że naprawdę działają. Nie wiem tylko, dlaczego tak późno je wdrożyłam w życie, bo dopiero od kilku dni :(( Tylko trzeba uważać na te owoce, by nie wybierać tych, które zawierają dużo cukrów. Ja niestety złapałam się na dodawanych jogurtach owocowych - nie przeczytałam składu i okazało się, że moje koktajle mają cukier!!!
Co do warzyw, nie zawsze mam coś pod ręką, ale po schrupanej marchewce boli mnie już żuchwa i nie chce mi się nic jeść..
Koktajle białkowe - niestety nie stać mnie na razie na nie. Jestem również sceptycznie nastawiona do tego, że jest pozyskiwane z naturalnych białkowych składników. Za bardzo boję się o moją wątrobę. Poza tym już dożywotnio musiałabym spożywać takie specyfiki, a to nie napawa optymizmem..
Reasumując - moja propozycja na dziś: awokado-banan-jabłko-woda mineralna niegazowana !
Smacznego!