Mam mieszane uczucia po tym co zobaczyłam na wadze. To znaczy się, spodziewałam się takiej wagi, bo w swoich starych zapiskach z obwodami miałam też podopisywaną masę ciała, więc łatwo było po samych aktualnych wymiarach dojść do przybliżonej wagi.
Wyrok za miesiące żywieniowej swawoli wybrzmiał:
75,6 kg żywej masy
Czyli o wiele za dużo jak na mój nikczemny wzrost
Jeśli chodzi o zmiany w pomiarach obwodów, to też nie było zaskoczeń. Można powiedzieć, że w ciągu tych dwóch tygodni nastąpiła poprawa, ale właściwie na granicy błędu pomiaru. Średni spadek w poszczególnych obwodach na poziomie 0,5cm.
OBWODY 27.07: | [cm] | Zmiana [cm]: |
---|---|---|
Szyja: | 33 | - 0 |
Ramię: | 33,5 | - 0,5 |
Klatka: | 97 | - 2 |
Talia: | 79 | - 1 |
Brzuch: | 99 | - 0 |
Biodra: | 109 | - 1 |
Udo: | 65 | - 1 |
Łydka: | 40,5 | + 0,5 |
Nie zamierzam się z tego powodu jednak samobiczować, bo ten ostatni czas traktowałam raczej jako fazę adaptacji. Przestawienie się z pochłaniania ok. 3000kcal dziennie na 2000kcal jest nieco dramatycznym doświadczeniem, a co najmniej pełnym dyskomforu! Na pewno jestem zadowolona ze swojej konsekwencji w nietykaniu słodyczy (no, z jednym potknięciem). Pierwszy tydzień był fatalny pod względem parcia na słodkie, ale to już na szczęście minęło, myśli o słodyczach nie są już tak częste i obsesyjne. Chociaż nie będę kłamać, gdzieś tam sobie ciągle w tle istnieją.
Cel jaki stawiam sobie na kolejne dwa tygodnie to zmniejszenie podaży kalorii o 500kcal/dzień. Będę starać się też włączać stopniowo więcej warzyw i błonnika, bo jestem bardzo wrażliwa na uczucie ssania, a przy moim obecnym sposobie żywienia ograniczenie podaży o założoną wartość oznaczałoby możliwość zjedzenia dwóch paczek gotowych pierogów i nic ponad to. Warzywami jednak można się trochę zapchać. Tak ogólnie to nie mam nic przeciwko warzywom, ale jak sobie pomyślę, że trzeba to wszystko myć, obierać, kroić, stać nad garami, a na koniec jeszcze pozmywać to mi się słabo robi. No, ale nie ma wyjścia, muszę się z tym oswoić.