Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nadwaga towarzyszy mi od podstawówki, a od okolic 15 r.ż. pozostaję z nią w stanie walki przeplatanej rezygnacją. Moja waga zazwyczaj waha się w przedziale 70-75kg (w najgorszym momencie 86kg). Kiedyś moim największym marzeniem było zobaczyć siebie 20kg lżejszą, obecnie nie wierzę, że to cokolwiek zmieniłoby na lepsze.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 13705
Komentarzy: 117
Założony: 15 maja 2013
Ostatni wpis: 16 października 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
bona-sforza

kobieta, 33 lat, Warszawa

165 cm, 70.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 grudnia 2023 , Komentarze (3)

No dobra, kolejny tydzień odhaczony, ładny spadek, jestem zadowolona. Laptop z tego co widzę na trackingu, od dwóch dni siedzi w Niemczech. Nie do końca mi się to podoba, ale niech mu będzie. Przypadkiem wynikło, że dzisiaj przyjedzie do mnie chłop. Trochę się cieszę, a trochę nie wiem. Na pewno obawiam się czy nie będzie powtórki z ostatniej wizyty, czyli niedzielnego niekontrolowanego opróżniania lodówki. Może nie, bo w sumie nie mam aktualnie nic atrakcyjnego w niej. Trzeba tylko przypilnować chłopa żeby nie ciągnął mnie na pączki. Trochę mnie korci napić się razem wina, ale z drugiej strony szkoda mi moich neuronów, które i tak są na wyginięciu. Nie wiem. Największe wyzwanie w tym wszystkim to posprzątać. Jestem syfiarą, nie będę ściemniać. Nie sprzątałam od czasu jego ostatniej wizyty, więc trochę latania dzisiaj będę miała. No i gotowanie jeszcze mnie czeka, wiele wskazuje na to, że będę musiała zrobić krewetki. Drugi raz w życiu. Wczoraj robiłam pierwszy raz i wyszły takie "meh" z pogranicza "bleh". No, ale nie mam wyjścia, nie zdążę jeszcze dzisiaj polecieć do sklepu po coś innego. Jak będzie kręcił nosem to najwyżej zje kanapki z serem.

29 listopada 2023 , Komentarze (5)

Obgryzłam paznokcie niemal do krwi. Wyglądają żałośnie. Denerwuję się, ale do końca nie wiem czym. Albo czym bardziej. Z okazji black friday wyszarpałam ostatnie zaskórniaki i kupiłam laptopa. W poprzednim zjarałam płytę główną swoim nonszalanckim podejściem do naderwanych zasilaczy. Wstrzymywałam się z kupnem nowego, bo myślałam, że zrobię sobie odwyk i zajmę się czymś pożytecznym w miejsce bezmyślnego scrollowania internetu, ale koniec końców zmieniłam tylko tryb z komputerowego na mobilny. Przy okazji czuję, że się technicznie uwsteczniłam. Nie polecam takich zmian. No, a sytuacja jest dla mnie stresująca, bo pierwszy raz zamawiam z angielskiego Amazonu i jeszcze muszę korzystać z pośrednika z niemieckim adresem, który podeśle mi paczkę na polski adres, bo Amazon nie dawał możliwości wysyłki do Polski. Akcja ogólnie bardzo nieprzemyślana, już pomijając ryzyko zaginięcia/kradzieży/zniszczenia paczki na tak długiej trasie, to nie mam nawet przejściówki do angielskiej wtyczki. Mam tylko "chyba" pasujący do zasilacza kabel. Pewnie zjaram kolejnego laptopa, o ile przyjdzie.

Co mnie kolejnego denerwuje? Sprawy okołochłopskie. To okropne, że tak cały czas na niego nadaję, ale ostatnio odwalił mi taką akcję, że straciłam jakąkolwiek pewność co do niego. Okropne, okropne, okropne jest to wszystko. Chciałabym napisać coś więcej o tym co się stało, ale wiem jak to wygląda z zewnątrz. Beznadziejnie.

Zrobiłam sobie zdjęcie dla porównania. Niby 6kg na minusie powinno być widoczne, a jednak trzeba dużo dobrej woli żeby stwierdzić, że te zdjęcia prezentują utratę wagi.

24 listopada 2023 , Komentarze (2)


Sukces, po czterech latach znów witam się z szóstką. Jakoś jednak nie chce mi się skakać z radości. Może dlatego, że do wymarzonej sylwetki jeszcze w cholerę daleko i już tyle upadków za mną, że nie wierzę żebym kiedykolwiek miała być tak szczupła jakbym chciała. Zresztą zaczynam wątpić czy to rzeczywiście jeszcze jest moim marzeniem. Obecnie trwające podejście do odchudzania zostało po trochu zainicjowane przez potrzebę zrobienia dobrego wrażenia na potencjalnej teściowej, a w decydującym stopniu podyktowane było przez raczkujące plany zajścia w ciążę. Myślę, że jak spadnie mi jeszcze z 5kg to już będzie w porządku. Mój chłop i tak jest gejem.

17 listopada 2023 , Komentarze (1)


No! Tego się nie spodziewałam, ale jestem miło zaskoczona. Zważyłam się dwa dni wcześniej niż planowałam, bo dzisiaj wyjeżdżam do chłopa na kilka dni a może i dłużej. Będziemy przejmować mieszkanie od niezbyt współpracującego sprzedającego. Mieszkanie kupione 2 miesiące temu, a facet do tej pory nie potrafił zorganizować transportu dla swoich rzeczy. Co prawda przekazał klucze, ale sobie zostawił dorobiony komplet od drzwi żeby mieć dostęp do mebli jak będzie miał czas je zabrać. Byliśmy skonsternowani tym podejściem, ale przystaliśmy na to, bo nic nas nie goniło i nie chcieliśmy wchodzić w konflikt z gościem. No, ale! Dwa miesiące?! I jeszcze przestał odbierać telefony żeby bylo przyjemniej. Koniec tego dobrego, nasze mieszkanie to nie jest magazyn. Mój chłop wymienił przedwczoraj wkładki i planujemy tam posiedzieć razem kilka dni, zobaczyć czy dojdzie do jakiejś akcji. Czuję dreszczyk emocji! Przez te 2 miesiące ponoć widać było, że koleś tam bywał, zgromadził swoje rzeczy w jednym pokoju, ale nic poza tym. Raczej tam nie pomieszkiwał, bo liczniki na prąd i gaz polikwidowane to co najwyżej mógł sobie ręce umyć. Po cichu liczę, że uda się sytuację rozwiązać bez żadnych ekscesów, ale jestem gotowa do walki! Żeby nie było, że chcemy tam jakieś awantury urządzać, jak się gość pojawi i będzie chciał zabrać meble to w porządku, nawet możemy mu pomóc, ale ze swobodnym dostępem już koniec.

12 listopada 2023 , Komentarze (2)

Powiedziałam, że się zważę i tak też zrobiłam. W pierwszym odruchu chciałabym napisać, że żałuję, bo ów widok mnie rozczarował. Przez miesiąc, pomimo tego, że 90% tego czasu pozostawałam na deficycie, przytyłam 100 gramów. Nie ma się tu jednak co rozczarowywać i obrażać, taka jest rzeczywistość. Dobrze, że wczoraj podliczyłam te wpadki weekendowe, bo gdybym tego nie zrobiła to dzisiaj widząc ten wynik byłabym solidnie oszołomiona. 

Najgorsza jest odpowiedź na pytanie co właściwie mogę zrobić żeby znów ruszyć. Pierwsze co mi się nasuwa na myśl to, że może lepiej byłoby się ważyć częściej. Może nawet co tydzień? Moje tempo nie jest szczególnie szybkie, ale wydaje mi się, że przy częstszym ważeniu będę mogła łatwiej wyłapać kiedy tracę kontakt z rzeczywistością i skręcam w ślepą uliczkę. Drugi wniosek jest banalny, jeśli chcę widzieć efekty to powinnam nieco więcej z siebie dać. Aktywność fizyczna to słowo klucz. W końcu trzeci wniosek to nie wodzić się na pokuszenie. Nie robić zapasów smacznych rzeczy, zakupy robić wyłącznie według wcześniej ułożonej listy. Najlepiej nie częściej niż raz w tygodniu. Chociaż z tym ostatnim trochę bym polemizowała, bo jednak do tej pory zakupy były dla mnie najsilniejszym motywatorem do ruszenia się z mieszkania. Czarno widzę wychodzenie dla samego wychodzenia. Gdzie tu nagroda za wysiłek bez kupienia choćby bezcukrowego energetyka? Oczywiście śmieję się z siebie, temat odroczonej gratyfikacji to kolejna rzecz, którą będę musiała przerobić. Poza tym jeśli nie ma innej siły, która wyciągnęłaby mnie na zewnątrz to pragnę przypomnieć sobie, że przecież mam ekskluzywny wieszak na ubrania, który ma też funkcje roweru stacjonarnego. Wystarczy chcieć i traktować siebie poważnie.


No usyfiona, wiem.


11 listopada 2023 , Skomentuj

Powinnam się zważyć. Nie robiłam tego od blisko miesiąca. Nie żebym oczekiwała jakichś sporych zmian na wagowym wyświetlaczu, ale... *szukam w myślach argumentu za*...gdyby coś drgnęło w dół mogłabym poczuć satysfakcję. Z drugiej strony jeśli drgnęło za mało lub nie daj Boże poszło w drugą stronę, będzie rozczarowanie. Dzisiaj już wypiłam kawę, więc nie ma mowy żeby się ważyć. Poza tym trzeba by to zrobić jak kichy będą puste, a odkąd zaczęłam suplementować żelazo z opróżnianiem kiszek jest baaardzo słabo. Najgorzej, że lada moment zacznę nabierać wody przed okresem, co też może wpłynąć na wynik. 

Byłoby zdecydowanie łatwiej gdybym nie dała sobie popłynąć w zeszły weekend. No, ale weź tu licz kalorie kiedy raz na kwartał widzisz się ze swoim chłopem. Wszystko było na ostatnią chwilę, sprzątanie, gotowanie, odgruzowywanie się. Gdybym jeszcze do tego miała wszystko ważyć i notować po prostu bym się nie wyrobiła. Żeby nie zagłodzić chłopa też postawiłam na raczej treściwe potrawy ze sporą ilością tłuszczu, więc tutaj każda nadprogramowa łyżka mogła niszczyć mój deficyt. Oprócz tego przez weekend wpadła marketowa zapiekanka, 2 piwa i duży pączek. Nie brzmi to szczególnie tragicznie, ale najgorsze przyszło dopiero jak odstawiłam chłopa na pociąg. Zadziałała typowa kombinacja: zmęczenie, niewyspanie, lekki smutek i nietypowo pełna lodówka. Dość powiedzieć, że w sam ten jeden wieczór opędzlowałam jakieś 3/4 bochenka chleba z połową pęta kiełbasy i majonezem w roli masła. Podobnie minął mi początek tygodnia. Na deficyt wróciłam dopiero jak wyjadłam wszystkie weekendowe rarytasy, czyli dwa dni temu. Szacuję, że mogłam nadprogramowo dobić jakieś 6000 kcal i jest to całkiem dołujące. Właściwie podliczyłam to dopiero teraz i jestem bardziej zdruzgotana niż wydawało mi się, że powinnam być. Przy przyjętym przeze mnie tempie takie dodatkowe 6000 kcal to jest zniweczenie 2 tygodni pracy. Taką niewinną kiełbaską z majonezem, takimi zdrowymi serkami i owockami, kto to widzioł. No cóż... Polacy nic się nie stało, lecimy dalej!

Jutro się zważę. Jeśli przez ten miesiąc spadło mi chociaż 0,5kg to będę zadowolona.


27 października 2023 , Komentarze (2)

Mam ogromny problem z ustaleniem co sprawia mi przyjemność. Do tej pory oczywistą, odruchową wręcz odpowiedzią było: jedzenie. Przyjemność prosta w zdobyciu, na wyciągnięcie ręki. Niestety jakoś tak wyszło w ostatnim czasie, że któryś raz z rzędu próbując poprawić swój stan jedzeniem, przestałam odczuwać przyjemność. To nawet nie jest kwestia wyrzutów sumienia, że chcę a nie powinnam. Po prostu ulżenie tak chwilowe i płytkie przestało jakkolwiek działać na moje stale pogłębiające się problemy. Z jednej strony może to nieść za sobą fantastyczny efekt zrzuconych kilogramów, ale z drugiej czuję się jak topiący się człowiek, któremu zabrano kawałek utrzymującego go nad wodą styropianu.

Mam już tyle lat, a jakbym w ogóle nie znała siebie. Pewnie powinnam więcej wychodzić z mieszkania, ale na zewnątrz czuję się jak dzikie zwierzę otoczone kordonem myśliwych. Wiem, to tylko moje myśli, tak naprawdę nikt mnie nawet nie zauważa, ale nie chcę by pojawił się choć cień szansy by ktoś na mnie patrzył i mnie oceniał. Wymówki. Zawsze mogę wstawać wcześniej i chodzić na spacery przed wschodem słońca. Widocznie spacery wcale nie są aż tak przyjemne.

Może tu jednak wcale nie chodzi o przyjemności, może największą ulgą byłoby się dostać na powrót do tego zamkniętego pokoju moich pragnień i życiowych planów? Boże, za grube te rozkminy. Otwieranie tego pokoju grozi śmiercią, rozumiesz?!!?!! Zwłaszcza, gdy okaże się, że jest całkiem pusty.


20 października 2023 , Komentarze (1)

Jestem ponownie. Chłop mnie niemożebnie wkurza, a ja nie radzę sobie z emocjami. Odkąd pamiętam zawsze odczuwałam je zbyt mocno i wbrew pozorom z wiekiem wcale mi ta przypadłość nie przechodzi. Jedyne co się zmieniło to, że po milionie spalonych w szale mostów, dzisiaj potrafię się na chwilę w tym szale zatrzymać, ale to nie znaczy, że on słabnie i znika. Zostaje jedynie zepchnięty gdzieś głębiej pod pretekstem "jestem już za stara, zbyt wiele szans zmarnowałam, a kolejnych może już nie być". Jestem zwykłym człowiekiem, pragnę normalnego, raczej spokojnego i szczęśliwego życia, ale mam wrażenie, że nadejdzie kiedyś dzień, kiedy już nie utrzymam tej złości i... I wyrzygam z siebie te wszystkie rzeczy w skutkach ostateczne i nieodwoływalne. Czy to coś złego, jeśli byłyby prawdziwe? Ale co to znaczy prawdziwe? Nie chce mi się wchodzić w żadne filozoficzne dysputy. 


Muszę się uspokoić, tylko tyle. Nie szukam argumentów za tym żeby zmienić chłopa. Lepszego nie znajdę. Szukam jedynie sposobu żeby zaakceptować jego wady i jego sposób traktowania mnie.

Wróciłam może na chwilę, może na dłużej. Startuję mniej więcej z miejsca, w którym zniknęłam. Kiedy ważyłam się przed dwoma tygodniami, waga wskazywała równe 71kg. Pewnie coś mi od tego czasu spadło, ale wątpię żeby było poniżej 70. Obrałam podobne tempo co poprzednio, z tą niekorzystną różnicą, że teraz praktycznie nie ruszam się z mieszkania.


14 września 2021 , Komentarze (2)

Od tego tygodnia odpuszczam sobie notowanie rzekomej aktywności fizycznej. Mój zegarek wciąż pokazuje mi kosmiczne wartości spalonych kalorii, a potem wchodzę na wagę i widzę -0,3kg. Śmiech na sali. W sobotę niestety się nażarłam, ale szczęśliwie nie słodyczami. W ten weekend też może być kiepsko, jednak póki co nie będę zapeszać. Aby do przodu!

11 września 2021 , Komentarze (3)

Jest ciężko. Dzisiaj co prawda dzień już z wolna chyli się ku końcowi, lecz nie mam pewności czy uda mi się nie ulec napadowi obżarstwa. Zjadłam obiad, myślałam, że będzie mi lepiej i się uspokoję, ale nie. Chyba pojawiło się we mnie jakieś wewnętrzne przyzwolenie na myśli o słodyczach. Mój organizm próbuje mi wmówić, że te dwa miesiące na diecie, bez potknięć i cheat day'ów to już dość, że trzeba odreagować trudy przeszłe i przyszłe. A ja chcę tylko spokoju, żeby żarcie znów nie dominowało moich myśli, żebym co chwila nie komponowała kolejnych zamówień na UberEats i nie fantazjowała o kupowaniu ciastek w Biedronce. Choćby dla tego świętego spokoju gotowa jestem się nażreć. Szkoda tylko, że spokój ów kończyłby się wraz z ostatnim kęsem czekolady. Już znam te gierki. 

Mimo to czuję, że tracę kontrolę nad sobą. Prawda zapewne jest taka, że ani przez moment jej nie miałam i jedynie wspomaganie się farmakologią jakoś trzymało mnie w ryzach. Od dwóch tygodni próbuję schodzić z tianeptyny, bardzo prawdopodobne, że to właśnie zmniejszająca się dawka jest przyczyną moich obecnych trudności. Szczerze jednak nie chcę już dłużej jej brać, bo mam wrażenie, że mnie otępia. Do tego dochodzą problemy z pozyskiwaniem, bo każdorazowo muszę wydawać 50zł na samą e-receptę, a potem kolejne 50zł na wykupienie leku. Nie jest mi to na rękę, bo obecnie jestem w trybie turbooszczędności. Nie mam pewności czy uda mi się utrzymać w tej nowej pracy, a nawet jeśli to i tak zasuwam za miskę ryżu i nie ma miejsca w moim budżecie na takie rarytasy jak leki.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.