Mam ogromny problem z ustaleniem co sprawia mi przyjemność. Do tej pory oczywistą, odruchową wręcz odpowiedzią było: jedzenie. Przyjemność prosta w zdobyciu, na wyciągnięcie ręki. Niestety jakoś tak wyszło w ostatnim czasie, że któryś raz z rzędu próbując poprawić swój stan jedzeniem, przestałam odczuwać przyjemność. To nawet nie jest kwestia wyrzutów sumienia, że chcę a nie powinnam. Po prostu ulżenie tak chwilowe i płytkie przestało jakkolwiek działać na moje stale pogłębiające się problemy. Z jednej strony może to nieść za sobą fantastyczny efekt zrzuconych kilogramów, ale z drugiej czuję się jak topiący się człowiek, któremu zabrano kawałek utrzymującego go nad wodą styropianu.
Mam już tyle lat, a jakbym w ogóle nie znała siebie. Pewnie powinnam więcej wychodzić z mieszkania, ale na zewnątrz czuję się jak dzikie zwierzę otoczone kordonem myśliwych. Wiem, to tylko moje myśli, tak naprawdę nikt mnie nawet nie zauważa, ale nie chcę by pojawił się choć cień szansy by ktoś na mnie patrzył i mnie oceniał. Wymówki. Zawsze mogę wstawać wcześniej i chodzić na spacery przed wschodem słońca. Widocznie spacery wcale nie są aż tak przyjemne.
Może tu jednak wcale nie chodzi o przyjemności, może największą ulgą byłoby się dostać na powrót do tego zamkniętego pokoju moich pragnień i życiowych planów? Boże, za grube te rozkminy. Otwieranie tego pokoju grozi śmiercią, rozumiesz?!!?!! Zwłaszcza, gdy okaże się, że jest całkiem pusty.
mmMalgorzatka
27 października 2023, 14:14W sumie też mam problem z określeniem, co sprawia mi przyjemność. Tak długo dbałam o przyjemności innych, że zapomniałam o sobie.
ognik1958
27 października 2023, 12:47Przyjemność to..kochać i być kochany ale na to trza zapracować
ognik1958
27 października 2023, 12:46Komentarz został usunięty