WYBIEGAŁAM TEGO ŚLEDZIA :-)
Wybaczcie mi dxis ten slowotok, ale zwyczajnie brakowało mi obecności tutaj, możliwości podzielenia się z kimś swoimi przemyśleniami. No ale do rzeczonego śledzia przejdźmy. Po wieczornym obzarstwie u sąsiadki bałam się, ze nie dam już dziś rady nic zrobić, ale chyba zjadlyby mnie wyrzuty sumienia. Postawilam na krótki, jakościowy trening - zaledwie 6.5 km, ale za to z pięcioma szybszymi odcinkami. Co prawda na początku czulam sie jak slonica, ale satysfakcjw z pokdkrecenia tempa byla ogromna :-)
Poza tym, nie wiem jak u aas, ale u mnie jest niesamowicie ciepło. Bieglam w krotkim rekawku i cieniutkiej wiatrowce, szybko zdjęła m rękawiczki i opaske, i po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy zrobiłam część rozciagania na dworze. Ah, zapomnialabym o 20 squatach!
Teraz jogurt grecki z otrebami, kąpiel j regeneracja. Dobrej nocy.
A JUŻ DZIŚ MIAŁO BYĆ WZOROWO...
Moje postanowienie o powrocie na dobrą drogę bardzo szybko wzięło w łeb...Wystarczyła jedna wizyta u sąsiadki, która poczęstowała mnie świątecznym ciastem i śledzikiem. Mięczak ze mnie :-(
A zapowiadało się naprawdę nieźle. Na śniadanie zjadłam dwa jajka na miękko, kromkę ciemnego pieczywa, oliwki i kawę z mlekiem. Na drugie śniadanie płatki z brązowego ryżu z mlekiem i suszonymi morelami. Na obiad kuskus z warzywami. Na resztę spuśćmy zasłonę milczenia.Teraz czekam aż śledź się ułoży i będę mogła ruszyć tyłek (bieganie lub dywanówki). Ehhhhh, nie jest łatwo wracać...
aaaa,kilogramy wracają!!! wracam na Vitalię
Poświąteczne ważenie pokazało 2 kg na plusie, ale nie ważyłam się daaaawno, więc to chyba nie tylko efekt kilkudniowego obżarstwa...
prawda jest taka, że po osiągnięciu celu (65 kg) przestałam kontrolować wagę, pofolgowałam sobie również z jedzeniem. Jak widać, nawet bieganie 40km tygodniowo nie pozwala na bezkarne wcinanie słodyczy. Zatem wracam na właściwą drogę - będę biegać i ćwiczyć w domu. Wczoraj przez 40minut walczyłam z Mel B - było cudownieeeee!!!!
cel na początek to zobaczyć na wadze piątkę z przodu :-)
POKONAŁAM LENIA :-)
Ten tydzień jest masakrycznie ciężki... nie mogę się od poniedziałku podnieść rano z łóżka, zasypiam w połowie dnia. Wczoraj dramatycznie nie chciało mi się wyjść na trening. Prawie go przełożyłam na inny dzień ;-) na szczęście jednak przemogłam się i wyszłam, i była to najlepsza decyzja tego dnia. Przebiegłam 5.5 km w 35 minut. Biegło się cudownie - było tylko 10 stopni (idealnie do biegania), mżył deszcz, który mnie przyjemnie chłodził. Śmiać mi się chciało, gdy mijałam skulonych ludzi pod parasolami a ja taka radosna i uśmiechnięta :-)
Dziś na wadze prawie 71 kg, odrobinkę dosłownie jeszcze brakuje, mam nadzieję, że jutro przesunę pasek.
No i zaczytuję się ostatnio w kobiecych blogach o bieganiu:
RUN THE WORLD
KOBIETY BIEGAJĄ
KOLEJNY WIELKI KROK
Dzis w planie treningowym mialam do przebiegniecia 40 minut. Bylam z lekka przerazona - nigdy jeszcze tak dlugo nie biegalam, bylo bardzo cieplo a na dodatek zjadlam dzis dwa kawalki urodzinowego tortu... Bieglo sie baaaardzo ciezko. Nogi ciezkie jak u slonia,pluca przytkane. Endomondo przywrocilo mi jednak wiare w siebie. W 40 minut pokonalam 6.4 km!!!!!! Mam dwa nowe rekordy: najszybszy pierwszy km (5.47 min) i najlepsze srednie tempo (6.10 min). Chce sie zyc !!!!
BIGANIE = OGROMNA MOTYWACJAE
Nie sądzilam, ze kiedykolwiek powiem, iz bieganie jest motywujaca aktywnoscia. A jednak! Warunek jest tylko jeden - trzeba monitorowac swoje wyniki. Mozna sie smiac z biegaczy dzierzacych w dloni swoje smartfony, ale dla mnie ma to sens. Dzieki Endomondo wiem, ze z kazdym treningiem robie postepy, biegam szybciej i dluzej. Ogromna frajde sprawia mi przegladanie statystyk - przeciez to wspaniale, ze po 2.5 tygodnia treningow biegam szybciej srednio o 1.5 sek/km. I ze po tak krotkim czasie z kanapowca zmienilam sie w aktywna osobe, ktora jest w stanie biec bez przerwy przez 35 minut. Polecam bieganie wszystkim, ktorzy wielkiego sensu nie widza w wielogodzinnych treningach fitness czy na silowni.
5 KM BIEGU ZŁAMANE!!!
Dziś po raz pierwszy w życiu przebiegłam swoje pierwsze 5 km bez zatrzymania, dokładnie 5.41 km w 34.09 min, co daje rekordowe jak dla mnie tempo 6:18 min/km. Jestem przeogromnie dumna i szczęśliwa, czuję, ze mogę wszystko. Menu dzisiejsze: śniadanie -2 kromki razowca z lososiem i salata, kawa z mlekiem; obiad - kasza jeczmienna zapiekana z jablkami, gruszka i suszonymi sliwkami; podwieczorek - salata z papryka, ogorkiem, suszonymi pomidorami, feta, slonecznikiem, sezamem i sosem musztardowo-miodowym, 4 ptasie mleczka; kolacja - kisiel
HURRRAAAAA! KOLEJNY KG POSZEDŁ PRECZ
Dziś na wadze miła niespodzianka, mimo trwającego okresu, minus 1 kg. Jestem trochę zaskoczona, bo w tym tygodniu nie brakowało drobnych grzeszków, np. turecka baklawa czy japońskie wafelki z zieloną herbatą. To pewnie dzięki bieganiu, niecierpliwie czekam na jutrzejszy trening.
KOLEJNY BIEGOWY REKORD
Wczoraj biegało się bosko - po masakrycznym dniu w pracy i kłótni z mężem to było wyśmienite lekarstwo. A przy okazji pobiegłam swój najszybszy, jak dotąd, kilometr - 5.54 min!!!! Uwielbiam Endomondo i studiowanie moich statystyk biegowych. To bardzo motywujące widzieć, że są postępy :-)
Po majówce wracam do podsumowań jedzeniowych. Wcześniej nie było się czym chwalić - nie żałowałam sobie babcincyh przysmaków i to cud, że nie przytyłam. Ale już wracam na dobre tory. Wczoraj było:
śniadanie: owsianka z miodem i bananem
II śniadanie: jabłko
obiad: kuskus z tuńczykiem, groszkiem, kukurydzą, ziołami i jogurtem naturalnym
podwieczorek: serek waniliowy
kolacja: zupa ogórkowa, kisiel
W CZASIE BURZY FAJNIE BIEGA SIĘ :-)
Nie miałam dziś w planach treningu, ale tak się potwornie objadłam u Babci naleśników i kotletów, że musiałam się jakoś zrehabilitować. Zanosiło się na potworną burzę, grzmiało i było ciemno jak jasny gwint - mimo wszystko wskoczyłam w biegową zbroję i poleciałam. Dwie rundki wokół pobliskiego stawu w lekkiej mżawce... bajka, zastanawiałam się tylko, czy mój telefon ściąga pioruny ;-) po 20 minutach biegania rozpadało się na dobre; wracałam wzdłuż ulicy, po grząskiej trawie i błocie. Nawet pewien młody kierowca zatrzymał się, pytając, czy mnie nie podwieźć. Ogromne musiało być jego zdziwienie, gdy odpowiedziałam, że dziękuję :-) Pewnie wyglądałam na wariatkę. Wróciłam do domu przemoczona o suchej nitki i dawno się tak nie śmiałam. Przy okazji pobiłam swój rekord tempa - tym razem 6.46 min/km.