Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Młoda mama na wychowawczym, która w końcu chce zrobić dla siebie coś dobrego i zając się swoim ciałem, bo po ciąży umysł doszedł do równowagi, a ciało niestety nie... Zdrowa dieta + cwiczenia = 10 kilo w dół? Jestem dobrej myśli!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 24072
Komentarzy: 542
Założony: 2 kwietnia 2013
Ostatni wpis: 15 września 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
malykombinator

kobieta, 39 lat, Białystok

158 cm, 62.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 września 2015 , Komentarze (3)

Ckliwy tytuł, no nie? I chwytliwy. Czym jest dieta w moim życiu, czym była i czy zajmuje ważne miejsce w mojej codzienności.. Otóż tak się składa, że jest czymś, co mam w głowie od najmłodszych lat szkolnych, odkąd zaczęłam nosić stanik i zaokrągliły mi się kształty. Od zawsze uważałam, że jestem za gruba. Do tego chyba nie tylko ja tak uważałam,bo w podstawówce często słyszałam docinki ze strony kolegów z klasy, raz usłyszałam od nich nawet określenie "gruba świnia". To ostatnie bolało najbardziej, o czymś świadczy fakt, że pamiętam to do dziś. Czasy podstawówki zaważyły monstrualnie na mojej samoocenie i dziś mogę stwierdzić, że przez lata nie była to ocena obiektywna. Zawsze widziałam siebie jako pulchną niską okularnicę, teraz gdy patrzę na zdjęcia sprzed kilkunastu lat, wcale nie było tak, jak myślałam. 

Wiecie, ja to przerobiłam sama ze sobą, zrozumiałam w miarę upływających lat, pogodziłam się z myślą,że nigdy nie będę typem modelki i zawsze będę musiała ciężko pracować, by dobrze czuć się w swojej skórze. Ale mam córkę. Teraz ma 4 lata i jak pomyślę, że z racji okrąglejszych kształtów ktoś nazwie ją "grubą świnią" czy pączkiem, to mam ochotę zabić. Bo dzieciaki niestety nie mają skrupułów, jeśli ktoś jest choć trochę inny wytykają palcami, przezywają, pozbawiając tym samym pewności siebie. A wiecie dlaczego? Bo wynoszą to z domów. Bo takie zachowania widzą na co dzień w najbliższym otoczeniu i biorą je za normalne. Jeśli macie dzieci, uczcie je tolerancji. I mimo, iż szczerość jest ogromną zaletą, nie pozwalajcie, by obrażały kogokolwiek dlatego, że jest inny. Stąd się biorą późniejsze kompleksy, tak rodzi się nasza niska samoocena. Nawet jeśli sam czujesz się dobrze w swojej skórze, a ktoś Cię wyśmieje za jego zdaniem za duży tyłek, od razu perspektywa się zmienia a słupek Twojego zadowolenia z siebie maleje do 0. Tak, możesz po prostu się nie przejmować. Ale do tego dorastasz latami, będąc gówniarą/gówniarzem z gimnazjum nie wiesz nic na ten temat, łykasz wszystko jak młody pelikan i bardzo łatwo cie zranić. 

W moim życiu dieta będzie zawsze. Zawsze będzie walka o figurę i zdrowie, to nieodłączny element mojego życia, choć nie koniecznie ukochany. Z drugiej strony, gdybym była szczupła z natury, co mają niektóre szczęściary, pewnie trudniej było by mi ruszyć tyłek z kanapy i skończyło by się obwisłym tyłkiem tuż po 30-tce i zadyszką po próbie podbiegnięcia do autobusu. Także nie ma tego złego :) Apropo 1 września skończyłam trzydziechę i wiecie co? Jestem w stanie przebiec bez przystanku 5 km, mam silne mięśnie, jestem gibka i nic mnie nie boli. W sumie powinnam chyba podziękować kolegom z klasy 4F, dzięki nim chyba nigdy sobie nie odpuszczę.

18 lipca 2015 , Komentarze (3)

Wygląda na to, że bycie na diecie grozi izolacją od znajomych i pewnym wyobcowaniem. No bo pójść do klubu niby można, ale jak powiem że nie piję to zaraz zaczną zadawać pytania "a Ty co,w ciąży?" (tak,wiem że mój bebech wygląda na 5 m-c), "a Ty chora?" Nie kurna, właśnie próbuję być zdrowa, piękna i fit. A i zabawa nie ta bez %%... Niestety nie mam znajomych, którzy tak jak ja muszą/chcą się odchudzać i chcą to robić razem ze mną. Nie żebym miała samych idealnych znajomych...

No i tak siedzę sobie w domu przy chudym twarogu i szklance czystka.. czy jestem szczęśliwa? Ogólnie tak, ale siedzenie w domu kiedy inni się bawią mnie wcale nie cieszy. Jak trudno jest zaakceptować siebie takim jakim się jest w danym momencie.. zawsze jest jakiś warunek "jak schudnę będę szczęśliwsza", "jak będę miała ładniejsze ciało będę pewniejsza siebie"

...jak to ktoś pięknie powiedział "Życie nie polega na czekaniu aż burza minie, polega na tym, aby wyjść na zewnątrz i tańczyć w deszczu" 

W.

16 lipca 2015 , Komentarze (3)

Dzień zaliczam do udanych, sukces na całej linii :) Tym razem odżywiania nie chcę nazywać dietą, bo nie potrafię stosować diet. Już jakiś czas temu (około 2,5 roku temu) przestawiłam swoje myślenie na tryb "wiem, co jem", czyli po prostu zmieniłam swoje przyzwyczajenia żywieniowe i odżywiam się bardziej świadomie. Od tamtego czasu czytam składy produktów żywnościowych, które kupuję. Nie jem rzeczy mocno przetworzonych i unikam wszystkiego co co tłuste, słone, słodkie, ciężkostrawne. Kawę (sypaną, rozpuszczalnej nie tykam) i inne ciepłe napoje słodzę tylko stevią (czasem miodem), prawie nie piję mleka krowiego (bo akurat na mnie działało nie najlepiej), zamiast tego do kawy i owsianki dodaję "mleka" roślinne, ryżowe, owsiane. Tak samo staram się karmić swoje dziecko i męża, choć w obu przypadkach czasami kończy się to jedynie moją frustracją... nadal owsianka na śniadanie jest dla nich katorgą, a warzywa kilka razy dziennie spotykają się z jakże wymownym wyrazem twarzy mówiącym "bleee, wolał(a)bym bułke z parówką". 

Nie powiem,czasami zdarzają mi się wyskoki, wypiję sobie z mężem piwko z sokiem, do tego zjem chipsy (Lay'sy solone to moje ulubione,niestety.. ) Ale to się zdarza tak 1-2 razy w miesiącu. Na kolacje jadam prawie zawsze sałatki lub lekkie przekąski. Jednak coś musi być nie tak, skoro waga, jeśli tylko na chwilę odpuszczę, leci w górę. 

Czasem serio myślę, że to wina złych genów. Moi rodzice mają dużą nadwagę, mój brat również. Odkąd pamiętam w mojej rodzinie wszystkie kobiety były delikatnie mówiąc "puszyste" i ja również od zawsze miałam skłonności do tycia. Tylko że odkąd urodziłam dziecko, coś się w moim organizmie zmieniło. Czuję jakbym przekroczyła jakąś magiczną barierę i dała mu zielone światło do magazynowania tłuszczu...no nie wiem,jak to sensownie wytłumaczyć. Przed zajściem w ciążę ważyłam od dobrych kilku lat 58-60kg, a po porodzie nie mogę zejść poniżej 64kg.. myślę że nie jedna osoba przy moim trybie życia i sposobie odżywiania się nie miała by problemu z obniżeniem wagi czy jej utrzymaniem, dla mnie to ciągła walka i ciągłe myślenie o jedzeniu i o ruchu. 

Powiem Wam, czasami jestem zła na moich rodziców, że o zdrowym odżywianiu dowiedziałam się sama, dużo czytając i szukając informacji, tuż po wyprowadzeniu się z rodzinnego domu. Nikt mi wcześniej nie powiedział, że białe pieczywo jest nie zdrowe i tuczy, że jedzenie po nocach jest nie zdrowe, czy że słodycze są całkiem zbędne w naszej diecie. Odkąd pamiętam mama dodawała łychami glutaminian sodu do pozornie zdrowych zup, wszystko smażyła na głębokim tłuszczu, biały chleb to była norma, do tego mam po niej irracjonalny pociąg do octu (??) , który w przeszłości dodawała nawet do zupy i polewała nim chleb (biały,oczywiście). No istna masakra! Ja swoje dziecko wychowam inaczej, tak, żeby nie musiało całe życie męczyć się z dodatkowymi kilogramami i chorobami wszelkiej maści.

Znów zeszłam z tematu, sorki. Dziś moje menu to 2 kanapki z ciemnym pieczywem,łososiem i pomidorem + kawa, granola z borówkami i mlekiem owsianym na II śniadanie, sałatka z kaszy gryczanej, pomidora i sera feta na obiad i jajko + pół kostki chudego twarogu na kolację. Nie żebym lubiła taki twaróg, ale mój mąż upiera się że to jest dobry posiłek na kolację, bo organizm długo go trawi i dzięki temu spalamy kalorie nawet w nocy, słyszałyście o czymś takim?;) Piłam też czystka i dużo wody - dla oczyszczania organizmu oczywiście.

Z aktywności pograliśmy sobie dziś trochę w badbingtona (nigdy nie wiem jak to słowo się poprawnie wymawiam, no wiecie, te paletki z lotkami to "badmington"??) , nie całą godzinkę, było też kilka żspacerów. Już po dwóch dniach czuję się lżej, na prawdę dobrze mi robi to trzymanie rygoru, tylko, że wisi nade mną widmo myślenia o tym całe życie. A wiecie, że im bardziej się czegoś wyrzekamy i koncentrujemy na tym całą uwagę, tym bardziej się do tego przywiązujemy...

Dobranoc :*

W.

  •                      

15 lipca 2015 , Komentarze (3)

heee! przestraszyłam Was,co? :P Nie? eee... no dobra, do rzeczy...

Od razu mówię,nie było mnie tu długo,ale szczęśliwie nie muszę się przed sobą i przed Wami tłumaczyc, a na pewno nie z tego, że przytyłam kilogramowo. Ważę obecnie 65kg, co oznacza że przez ostatni rok przytyłam nie wiele (waga wskazuje że 1kg...choć wydawało by się nieco więcej). Zamiast kilogramów nabyłam za to obwisłości tu i ówdzie i nie zapinam się w tę granatową kraciastą koszulę w której wstawiłam Wam zdjęcie do któregoś z postów. Jak któraś z Was chciała by, żeby szło w cycki, to wyplujcie to! Mi zawsze idzie w cycki i w brzuch i tak mnie to wkur*** że masakra. Cycki się wylewają ze stanika, koszule się nie zapinają, no bo jak dobrać rozmiar czegokolwiek jeśli przy wzroście 158cm mam miseczkę 75-80EE?? Żal..

Dośc o cyckach. Odnośnie reszty... Jem zdrowo,ale prawdopodobnie za dużo. Wnioskuję to wyłącznie z faktu nie dopinania się, bo nie uważam, żebym się objadała. Pozwalam sobie na piwo i chipsy od czasu do czasu, a nie potrafię z tego zupełnie i na zawsze zrezygnować - to sprawdzone. 3 miesiące to max, później pojawiają się objawy jak na detoxie ;) Dziś postanowiłam (po cichu,głęboko w Weronice), że do 30-tki która nieuchronnie się zbliża i wypada 1 września zaciskam pasa i biorę się za siebie na nowo. Planuję huczną imprezę urodzinową i postawiłam sobie za cel, żeby nie musieć wciągać na niej brzucha. 

Tak,to był główny impuls do akcji, zachęca mnie fakt, że to już za 1,5 m-ca, czas i tak minie, a mogę być szczuplejsza o te 5kg, lub taka jak teraz, czy grubsza, mój wybór. Na pewno też tak macie, że wraz z upływającym czasem macie jakieś przełomowe daty, urodziny, jakieś zdarzenia, które dają Wam powera i bierzecie się za siebie od nowa. No i jestem. 

Z ciekawostek,zrobiłam sobie 2 tyg temu laserową korekcję wzroku :) Byłam dosłownie ślepa jak kura, miałam w obu oczach -6 dioptrii i bez patrzałek/kontaktów nie widziałam dosłownie NIC. Finansowo bieda, ale pomogli mi rodzice i oto jestem, w pełnej ostrości, polecam każdemu i za jakiś czas jeśli kogoś będzie interesował ten temat mogę opisać dokładniej swoje doświadczenie z kliniką i ogólnie z zabiegiem :) 

Pozdrawiam Was kochani, mam nadzieję że została jeszcze choć jedna osoba która mnie pamięta i będzie mnie wpierać w walce o ładne ciało, 30-tka na karku to przecież nie przelewki!

2 lipca 2014 , Komentarze (2)

Ale nie łudźmy się, póki nie zacznę robić konkretnych, dużych kroków i nie zacznę zachowywać się jak dorosły człowiek, to i efekty będą mizerne albo i żadne. 

Ostatnio sporo jeżdżę rowerem (znowu czuję mięśnie na udach!), bieganie raczej słabo mi wychodzi, ale staram się w zamian coś dla sportu robić prawie każdego dnia. Wiadomo, bieganie to najlepszy sposób na schudnięcie, przynajmniej na mnie działa najlepiej, zajebiście też ujędrnia ciało i eliminuje cellulit. Ale póki nie zmobilizowałam się jeszcze na dobre, to musi być tak, jak jest.  

Natomiast jedzeniowo całkiem nieźle, próbuję eliminowac wszystko co nie zdrowe, ograniczam cukier, kawy ani herbaty nie słodzę od ponad roku, nie piję gazowanych napoi, słodzonych soków, odstawiłam też moje ukochane piwko z sokiem.... tęsknię....a im cieplej robi się za oknem tym ta tęsknota jest większa... :P Denerwuje mnie tylko, że kompletnie nie mam wsparcia ze strony rodziny, a mąż wieczorami je gofry i naciera się wręcz nutellą i bitą śmietaną. Wczoraj zrobiłam bardzo zdrowy obiad dla 3ech osób, czyli dla mnie, mojej 2-letniej córeczki i męża. Mianowicie były krewetki z patelni + purre z kalafiora + kasza jęczmienna z warzywami z tego przepisu klik . Mąż w połowie odłożył widelec z błagalną miną patrząc to na mnie to na zamrażarkę, w której ma swoje składowisko mrożonek "na czarną godzinę" , albo jak kto woli "jak żona zrobi nie dobry (czyt.zdrowy) obiad". Moje dziecko po dwóch czy trzech kęsach zrobiło minę, jakby dostało niezłe lanie, rozpłakało się, po czym udało (a może wcale nie udawała?) odruch wymiotny i mąż pozwolił jej zagryźć to ciastkiem i popić sokiem. 

No i weź człowieku dbaj o zdrowie tych, których kochasz. Tak jak ze wszystkim, człowiek musi sam chcieć, zrozumieć, zmuszanie nie ma sensu. A mała się jeszcze nauczy, chociaż nie wiem co to będzie jak pójdzie do przedszkola, gdzie na obiad dostanie przesmażonego schabowego a na podwieczorek słodką bułkę i przesłodzoną herbatę... Chętnie posłała bym ją do przedszkola gdzie dla dzieci mają zdrowe menu, ale wyobraźcie sobie że w moim mieście nie ma takiego. Musiała bym się wyprowadzić, co z resztą planujemy z mężem, ale o tym innym razem.

Obiecałam zamieszczać zdjęcie co tydzień, ale chyba zmienię zdanie i będę robić to co 2-3 tygodnie, żebyście mogły na tych moich nie wyraźnych fotkach zauważyć jednak jakąś równicę (o ile taka będzie;) Także z kompromitacją poczekam do następnego poniedziałku ;) 

W zamian zdjęcie mojej nowej fryzury, którą jestem zachwycona. Dziewczyny, doszłam do wniosku że krótkie włosy mogą być na prawdę sexi i mega kobiece, jeśli ich kształt dobrze dobrany do urody, twarzy i naszego charakteru. Zawsze miałam dłuższe włosy bo wydawało mi się że to mnie wyszczupla, a wcale nie prawda, było wręcz odwrotnie. Czuję się w tych nowych włosach po prostu świetnie, rysy wydają się szczuplejsze, nawet jakby dodają mi kilka cm, dobra fryzjerka to prawdziwy skarb :) Dajcie znać czy Wam się podoba, buziaki i mam nadzieję że do jutra ;):*

23 czerwca 2014 , Komentarze (6)

Czy biegam regularnie? NIE!

Czy trzymam diete? NIE!

Czy robię cokolwiek żeby zrzucic kg? NIE NIE NIE!

No, najtrudniejsze - przyznanie się za mną. Prawda jest taka, że ostatnio nic mi się nie chce. Biegam 1-2 razy w tygodniu, jak mnie coś najdzie. Czasami wyjdę na rower, w boże ciało (celowo z małej litery) zrobiliśmy z mężem i córeczką 20km naokoło Białego. Jakaś aktywność jest, ale nie jest to to, co kiedyś. Do tego piję piwo, jem co chce i mam wyje**ne ogólnie. Nie wiem o co chodzi, ale kompletnie mam nie poukładane w życiu. W domu burdel, brak stałego zajęcia, dziecko zaraz idzie do przedszkola, praca inż nadal nie obroniona, wszystko pozaczynane, nie skończone, no nic tylko nakopać w ten tłusty zadek... Nawet teraz, dziecko śpi, a ja zamiast wziąć się za coś konstruktywnego popijam se kawke i beztrosko wybebeszam się na vitalii. No kur... niech mnie ktoś popchnie, bo na siebie liczyc nie moge.

Zastanawiałam się skąd zaczerpnąć motywację, wcześniej robienie zdjęć i rejestrowanie zmian mnie motywowało, dlatego zacznę tym razem tak samo ("zacznę" po raz kolejny). 

Będę ćwiczyć, będę jeść czysto i zdrowo, piwo wypije mąż, od dzisiaj.

Obserwujcie i dawajcie znać czy widzicie jakieś zmiany, postanowiłam że zdjęcie porównawcze będę zamieszczać tu co tydzień. Jeśli mnie pamięć nie myli, motywacja do ćwiczeń pociąga za sobą motywację do robienia całej reszty (ahh jeszcze pamiętam to uczucie sprzed roku "mogę wszystko!"). Trzymajcie kciuki i motywujcie jak zawsze!

Oto ja 23 czerwca 2014.

waga 65kg

23 czerwiec 2014

Widać, że brzuch znów wyskoczył (zapewne od piwa), pupa nie jest tak odstająca i jędrna, uda niby dalej pokazują 51cm, ale jakieś takie się zrobiły sflaczałe, ramiona okrągłe, podbródek.. no, masz to na co zapracujesz, także nie ma się co dziwić. Postaram się biegać ok 3 razy w tygodniu i za tydzień w pon walnę Wam kolejne foto. Dzis bieganie, zdam relację wieczorem czy gęba nie dupa. 

cia! ♥

19 marca 2014 , Komentarze (4)

Coś jakby ruszyło, nos jeszcze nie wrócił do normy, ale przynajmniej głowa mnie tak nie boli i kaszel jakby się uspokoił. Dziś przy okazji wizyty kontrolnej z córką lekarz zbadał i mnie (tak, stetoskopem po cycach...) i stwierdził "masz (bo mówi do mnie na Ty...) zapalenie zatok". Really? ehh... wychodzi na to że ze mnie lepszy lekarz niż z niego bo doszłam do tego o wiele wcześniej. Ale antybiotyk mam brac pełne 10 dni czyli do piątku. Domyślam się że po zakónczeniu tej kuracji czeka mnie długa kuracja Clotrimazolem i innymi specyfikami tego typu. Ale pocieszam się faktem, że jest lepiej,a to oznacza że lada dzień zrobię swój pierwszy od miesięcy Skalpel a za jakiś tydzień może nawet pobiegam! Nowe ciepłe getry i kurtka wiatrówka z Decathlonu leżą w szafie od miesiąca.. nie rozpakowane i z metkami jeszcze.

Tymczasem postanowiłam całkowicie usunąc z diety cukier i pieczywo, żeby trochę oczyścic organizm, po czym na kilka dni zrobię sobie oczyszczające 2-3 dni na samych warzywach + cytryny, grejpfruty i jabłka. Robiłam już takie oczyszczanie po świętach i dobrze zadziałało na mój bezczelnie wystający brzuch, w 2 dni zrobił się płaski jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Do tego ładnie czyści z wszelkich złogów i toksyn.

Mam też dla Was zagwostkę na temat głośnej ostatnio babki płesznik, czyli o magicznych nasionkach w stylu popularnego siemienia o cudownych właściwościach. Piję od ponad miesiąca, plus olej lniany nieoczyszczony budwigowy. 

Słyszeliście? Piliście? Zdrowiście?;)

17 marca 2014 , Komentarze (4)

W naszym kraju, lepiej nie chorować i pewnie wszyscy się ze mną zgodzą, biorąc pod uwagę jakość usług świadczonych przez złodziei z NFZ. Nie wiem na co człowiek liczy idąc do internisty, bo na to że ten zainteresuje się naszym stanem i wyrazi chęć pomocy, to na pewno liczyć nie może. Wnerwia mnie już porządnie, że każda wizyta kończy się wypisaniem antybiotyku po zajrzeniu do gardła, a raczej dotknięcia go drewnianym patykiem i wywołania odruchu wymiotnego jedynie. Jakiemu lekarzowi chce się przecież obejrzeć dokładnie czyjeś drogi oddechowe, jeśli są to już setne tego dnia... Jestem  zdruzgotana faktem, iż nikogo oprócz mnie nie obchodzi stan mojego zdrowia, a już na pewno nie lekarza, do którego chodzę i pokazuję w zamian cycki żeby mnie mógł posłuchać swoim stetoskopem... nawet to nie pomaga żeby utrzymać na sobie jego uwagę. Także biorę ten Augmentin już piąty dzień, wybijam sobie nim złe i tak ciężko wyhodowane zdrowym stylem życia dobre bakterie, a jak czułam się marnie tak nadal się czuję, jeśli nie gorzej. A każdy dzień mija bezproduktywnie, bez treningu, bo nie dam rady ćwiczyć mając wciąż totalnie zatkany nos, kaszel i ból głowy, no sorry, ale tym razem czuję się usprawiedliwiona w swojej wymówce. Coś czuję że to zatoki mam chore, a nie krtań, do dupy z tymi lekarzami. 

Także wegetuję sobie już prawie od miesiąca w domu, próbując się jakoś wykaraskać z tego bagna, ale nie idzie mi ni h*ja. Może ktoś ma jakieś sprawdzone sposoby na uporczywy katar i kaszel... ratunku :(

13 marca 2014 , Komentarze (7)

wstyd wstyd wstyd...

Ale powracam do Was! 

Widzę że sporo się pozmieniało na vitalii, jestem trochę nie na bieżąco, ale nadrobię. 

Od miesiąca nie mogę wyleczyć się z uciążliwego kaszlu i ogólnego osłabienia organizmu, dziś w końcu dostałam antybiotyk i mam nadzieję za jakiś tydzień zacznę porządnie trenowac. Oby Augmentin to było to.

Dokonałam dziś pomiarów (po 5-u miesiącach nic nierobienia!) i okazało się że raptem kilka cm mi przybyło i niecałe 0,5 kg, po ubraniach powiedziała bym że zatrzymałam się w miejscu od września... Zapewne zmiana nawyków żywieniowych pozwoliła mi nie przytyć, nie ma się z czego cieszyć, ale jakiś punkt zaczepienia mieć muszę.

Także niedługo zaczynam, dziś trochę wymachów tego i tamtego na dobry początek + ćwiczenia na pośladki i wracam do gry dziewczynki! :*

20 września 2013 , Komentarze (10)

Rozważam przedłużenie włosów, jak Wam się podoba ten pomysł?

Na zdjęciu mam doczepione, tymczasowe pasma, ale na dłuższą metę powierzyła bym to fryzjerowi, rzecz jasna. Czy któraś z Was ma może doświadczenie w tym temacie? Czy to za mocno nie obciąża włosów? Swoje mam słabe, dlatego myślę o zagęszczeniu, ale żebym sobie tym gorzej nie zrobiła...poradźcie mi coś, vitalijki :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.