no to się pochwalę:)
Ostatnio się zganiłam, to tym razem dla równowagi się pochwalę.- Rozpoczęłam sezon rowerowy:) Na świeżym powietrzu. Musiałam wyciągnąć gdzieś młodego na zewnątrz, więc wymyśliłam, że wyciągnę też rodziców na rowery. Że niby młody ma ich "asekurować". Inaczej nie wiem, czy dałabym radę wyciągnąć go z domu bez awantury. A tym podstępem się udało:)
Pochwalić to się tak naprawdę mogę rodzicami. W czwartek kupili sobie rowery, ponieważ na majówkę wybierają się na Bornholm. W związku z tym był mój pomysł, żeby je wczoraj wypróbowali. No i próbowali. Przejechaliśmy 30 km szlakiem zwiniętych torów od Łebcza do Krokowej. Bardzo fajna rzecz. Polecam wszystkim, którzy będą w okolicy. Trasa rozpoczyna się w Swarzewie, nieco na północ od Pucka i w Krokowej kończy. W jedną stronę ma niecałe 20 km (chyba 17). W miejscu, gdzie kiedyś leżały tory wąskotorówki, jest wylany asfalt i zrobiona ścieżka rowerowa. W każdej miejscowości znajduje się miejsce do odpoczynku i mapa trasy. Całość biegnie po płaskim terenie. No może czasami z lekkim wzniesieniem. Tak więc rozkręciłam całe towarzystwo, słoneczko nam świeciło, ale wiał wiatr i niestety było zimno. Temperatura w porywach wynosiła 10 st. Ale za to jak się w nocy spało!
Co do wagi: mam nadzieję, że już jutro na drugim miejscu zobaczę cyfrę 8. Oby:)
nie ma się czym chwalić:(
Przyszła kryska na Matyska:(
I po raz pierwszy totalna wtopa. Miałam nadzieję, ze po dzisiejszym ważeniu będę mogła się znów pochwalić, a tu d....a blada. Na wadze +0,2 kg od zeszłego czwartku. Oczywiście, że wiem co było przyczyną. Po 1. ponowne zaparcie (3 dniowe!!!)
Po 2. wczoraj zrobiłam dzieciom pizzę- i sama zjadłam kawałek
po 3. również wczoraj jakby było mało pizzy, to jeszcze wrąbałam zwykłą pszenną bułkę oczywiście z dodatkami. A dlaczego ją zjadłam? Bo się zdenerwowałam, że może te moje zaparcia to pochodzą stąd, że ja rzeczywiście teraz dużo mniej jem i w związku z tym potrzeba więcej czasu, żeby się "uzbierało", no to "dozbierałam". Pomimo, że jem mniej, to się tak zbiera jeden dzień, potem drugi, potem trzeci, a potem czwartego wypadło ważenie:(. Nawet obwód w brzuchu wzrósł. A już miałam 89 cm w poniedziałek. A dziś?- 92!
Na razie mnie ta sytuacja zdołowała. Nawet wpisu do 10 nie zrobiłam. Tylko dopiero co. Przecież nie ma się czym chwalić.
Ćwiczeniowo jest bardzo ok. Przez kolejne trzy dni po 2 godziny bardzo intensywnie (power pump, cycling, trening funkcjonalny, siłownia). Jutro też zmykam na godzinę cyclingu. Ale co z tego jak mi kg rosną? A może to waga obraziła się na mnie za to chowanie jej w szafie przez męża? Tak, to na pewno z tego powodu.
Zatem:
W kolejnym tygodniu wagi nie chowam!!!
przekora kobiety
Co robi kobieta, która poprosiła swojego męża o schowanie wagi (żeby nie kusiło jej codzienne ważenie) ? - Wyciąga centymetr krawiecki i codziennie się mierzy!!!
To już parodia:(
Jak mu jutro wręczę i wagę i centymetr to chyba pęknie ze śmiechu:)
weekend tak sobie
Weekend minął "tak sobie", bo niezupełnie utrzymałam dietę. Tzn. w sobotę było ok, ale już w niedzielę nie. Byłam "u cioci na imieninach", a co tam zazwyczaj jest to każdy wie. Sałatki, barszczyk, mięska, pasztet, kulebiak, bułeczki, ciasta kilka rodzai. W sumie, to się trzymałam-zjadłam tylko mały kawałek pasztetu (robionego przez ciocię, więc pyyycha), i przeźroczysty kawałek tortu. Zgodnie z zasadą: Wszystko dla ludzi, nawet tych Vitalijowych, byle by z umiarem. Ale za to później w domu musiałam w końcu zrobić suhi. Ostatnio dzieci już mnie strasznie męczyły. Oczywiście nie wytrzymałam i zjadłam kilka kawałków. W końcu ja też uwielbiam takie frykasy.
W czwartek ważenie. Mam jeszcze całe trzy dni na poprawę. I żadnych okazji do zgrzeszenia. Mam więc nadzieję, że będzie dobrze!
gdzie jest waga?
Gdzie jest waga? Nie wiem. Mąż schował ją ponownie. Oczywiście na moją prośbę. Znów się dziwił i mówił: " przecież jak nie chcesz się ważyć, to się nie waż" . Cwaniak, prawda? No przecież to normalne u kobiety, ze jak się nie chce zważyć, to się zważy:). A jutro w "nagrodę" idę do kosmetyczki. Czyli od jutra będę piękna, ha,ha!
ha, ha, ha.....59,2!
Jak mi się ładnie tytuł rymuje, nieprawdaż?
A tak serio, to jestem zdziwiona, ze tak ładnie poszło w tym tygodniu. Wiadome już dwudniowe problemy z zaparciem, drożdżówka, kilka ziarenek kawy w czekoladzie i niestety z braku czasu - niedużo ćwiczeń. Wagę dostałam wczoraj wieczorem i oczywiście nie wytrzymałam i się zważyłam. Już wówczas byłam zdziwiona. A wiadomo - wieczorem zawsze jest więcej.
Wynik tygodnia: -0,9 kg!
Ładnie, prawda? Choć miałam chudnąć w tempie 0,5kg/tydzień. Nie będę się jednak tym zamartwiać, że zrzuciłam więcej:)
Podsumowując dwa tygodnie mojej diety mogę już stwierdzić skąd pochodziły moje problemy ze wzrostem wagi. Przede wszystkim : nigdy nie jadłam głupio pod względem jakościowym (tak!, tak! ). Tyle, że .....jadłam za często. Właściwie to nigdy nie dałam organizmowi poczuć głodu. Nie licząc oczywiście jakiś sporadycznych przypadków. A w rezultacie jadłam po prostu za dużo. Ruszam się zawsze sporo, jestem aktywna. Nie piję słodkich napoi, nie słodzę herbaty, kawy, nie jadam fast foodów, nie obżeram się ciastami i słodyczami . Co oczywiście nie oznacza, że ich nie lubię. Oczywiście, że lubię słodycze ( czekoladę zwłaszcza) i ciasta. Teraz nie dość, że jem rzadziej, to jeszcze ograniczam porcje. Rezultaty na razie są. W euforię na razie jednak nie wpadam, gdyż jak się sama zaparłam, to też potrafiłam zejść nawet do 57 kg. Ale jak już zobaczę na wadze cokolwiek poniżej 57 to już będę się cieszyć!
dziękuję:)
Bardzo wszystkim dziękuję za wpisy i podpowiedzi. Widać, że jest to problem wielu z nas podczas odchudzania:( Muszę rzeczywiście jeszcze raz przeanalizować to co wysyła mi system. Są bowiem dni kiedy mam wrażenie, ze stosuję Dukana, a kiedy indziej znowu zapodają mi chleb 4x w ciągu dnia. Bardzo dobrze działa na mnie owsianka z dodatkiem otrębów (zresztą bardzo ją lubię), więc będę musiała częściej ją zajadać. No i pilnować, żeby na II śniadanie zawsze była jakaś surówka. Ispagul stosuję, aczkolwiek nieregularnie. Do czystej wody natomiast zmuszam się. Dużo bardziej wolę herbatę z cytryną lub kawę:)
Dziś jestem głodna jak wilk. Może wytrzymam. To znaczy na pewno wytrzymam dopóki nie wrócę do domu. A później zapiję się.....herbatką z cytryną:) Ilością litra-to może oszukam głód. Pozdrawiam
zaparcie:(
Pomimo zjedzonego wczoraj kawałka świeżutkiej drożdżówki upieczonej przez moją mamę czułam, że jestem lżejsza. Ubyło w najgorszym miejscu, czyli brzuchu 1 cm i wszystko byłoby ok, gdyby nie....zaparcie:( Coś się zakorkowało od dwóch dni i teraz czuję się pełna. Nie ważyłam się, bo jak pisałam wcześniej poprosiłam męża, żeby schował wagę. Ale dziś na pewno jest gorzej:(Nie lubię pić herbatek przeczyszczających, ale dziś było to już koniecznością. Będę chyba musiała zaznaczyć to w swoich ustawieniach, żeby dołożono mi więcej błonnika.
teatr+marsz na orientacje
Wczoraj wieczorem byłam w teatrze. O matko! co za masakra! dawno nie byłam na tak "psychodenicznej!!!" sztuce. "Tak powiedział Michel J."-sztuka na podstawie życia Jacksona. O jego rozterkach, przeżyciach, problemach. Ale pokazane w taki sposób,że.....no maskra i tyle. Krew się leje na scenie, bo główny bohater obcina sobie przyrodzenie. Każda scena jakaś oderwana, nie wiadomo o co chodzi. A najlepszy numer to taki, że ja do tego teatru zabrałam w prezencie urodzinowym swoją ciocię z wujkiem i przy okazji swoich rodziców też. W miarę upływu czasu wszyscy patrzyli na mnie jakbym była czemuś winna, ha,ha,ha! A ja już nie wiedziałam gdzie się schować:)
A dziś z kolei brałam udział w marszu na orientacje. Uwielbiam takie imprezy i to zarówno te za dnia jak i te nocne! Koleżanki z którymi byłam w drużynie nadały takie tempo, ze ledwo za nimi nadążyłam. No ale one obydwie maja ponad 170 cm wzrostu i długie nogi. Wiec gdzie ja tam przy nich na swoich krótkich kaczowatych, ha, ha:( No ale przebrnęłyśmy przez śnieg i błoto i dotarłyśmy na metę chyba nawet z niezłym czasem. Wyników niestety nie znam, gdyż nie czekałyśmy na ich ogłoszenie. Ciekawe,czy jutro dam radę wstać z łóżka, bo już czuje zakwasy.
pierwsze koty za płoty
No i się zważyłam. Na wadze 60.1, czyli -1.4 kg. Całkiem ładnie, ale bez euforii:) Dlaczego?
Ponieważ taką wagę miałam już w poniedziałek. Potem coś się stało i waga poszła w górę. W środę spadła znów do 60.1 i tak już zostało do dziś.Szczerze powiedziawszy myślałam, że zobaczę cyfrę 5 jako pierwszą. Cóż.....trzeba uzbroić się w cierpliwość.
Od rana intensywnie. Za mną już 2 godziny ćwiczeń ( 1x power pump i 1x cycling). Niestety później byłam bardzo głodna. Zjadłam całą porcję sałatki, którą przygotowałam sobie z góry na 2 dni. Ale stwierdziłam, że lepiej zjeść więcej sałatki, niż chwycić coś niedozwolonego. Tym bardziej,że właśnie zaczęła mi się @, więc poskromić apetyt jest trudniej.
Mam nadzieję, że mąż pamięta, że ma mi na tydzień schować wagę:) Zaraz do niego zadzwonię i mu lepiej przypomnę.Do zobaczyska!