podsumowanie pierwszego tygodnia
Jutro pierwsze prawdziwe ważenie ( jak już pisałam wcześniej-nie będę przecież brała pod uwagę ważenia po pierwszym dniu diety).
Był to tydzień w którym było :
ZERO słodyczy ( w moim przypadku czekolady i ciast)
ZERO alkoholu
ZERO podjadania
A co na +?
PILNOWANIE diety-zarówno tego co jem, jak i godzin posiłków
CZYTANIE wielu wspaniałych pamiętników dzięki którym wiem,
że można, ale niekoniecznie bez problemów
ĆWICZENIA -7 godzin ( cycling, wiosła, power pump, trening obwodowy)
Nie powiem- bywało różnie. Głodna też byłam momentami. Ale przede wszystkim ani razu nie była "przejedzona" a to już w moim przypadku bardzo ważne.
Waga do poniedziałku spadała, a od wczoraj zastrajkowała. Zobaczę jak zachowa się jutro podczas oficjalnego ważenia. Mam nadzieję, że nie zrobi mi obciachu:)
Choć powiem, że postanowiłam przestać ważyć się codziennie. Wiadomo,że różnie to bywa, więc po co się denerwować? Założyłam sobie spadek 0,5 kg na tydzień. Będę w związku z tym kontrolować ją właśnie co taki czas. Poprosiłam już męża co by ją schował jutro jak będę w pracy ( co by nie kusiło). No to.....do jutra:)
po weekendzie
Weekend jak to zwykle bywa bardzo szybko minął:( Taki super to on wcale nie był. Jak zwykle nadrabiałam zaległości. A w sobotę byłam w pracy. Więc nie dość , że szybko minął, to jeszcze był o połowę krótszy. Za to następny na pewno będzie lepszy:)
W sobotę byłam u znajomych. Bałam się strasznie czy wytrzymam. Ale dałam radę. Do jedzenia wybierałam to co uważałam za stosowne , trochę markowałam, napełniłam się chyba litrem herbaty i tak jakoś przetrwałam. Waga codziennie trochę niższa. Oby tak dalej:)
pierwsze ważenie?
Dziś "wykonałam" pierwsze zalecane ważenie. Co prawda nie rozumiem zupełnie jego sensu, gdyż jestem dopiero po pierwszym dniu diety, ale cóż. System każe. vitaliuszka musi. Inaczej nie dostałabym dalszego jadłospisu. A tak- dostałam i już się bawię w przestawianie potraw:) Pisałam, że w tym tygodniu komputer kazał mi jeść codziennie gruszki. Natomiast w przyszłym uparł się na winogrona:). Wyrzuciłam też indyka z wiśniami. Skąd ja teraz wezmę świeże wiśnie? Przecież nie użyję tych ze słodkiej zalewy!
No i najważniejsze. Na wadze było dziś -0,8 kg!
Jeszcze we wtorek, jak bum cyk, cyk waga była taka jaką podałam - 61,5. A tu rano niespodzianka! W takim tempie, to ja za tydzień skończę dietę! I po co wydałam pieniądze aż na 3 miesiące?? Ha, ha,ha...........
3 ,2 ,1 ,0.....
......START!!!
No i zaczęło się. To całe uważanie, przeliczanie, to wolno, a tego nie. O ile byłabym szczęśliwsza bez tego całego zamieszania? Gdyby tak można było wszamać całą czekoladę z orzechami, gdyby tak można było codziennie zjeść porcję szarlotki z bitą śmietaną i lodami, hmmm..... I wszystko oczywiście bez żadnych przykrych konsekwencji!
Chyba brak cukru dnia pierwszego wprawił mnie w tak nostalgiczny nastrój:)
Pierwszy dzień się kończy i czas na jego podsumowanie. Tym bardziej, że nie obyło się bez wpadek.
Wpadka nr 1. Kupiłam piękną czerwoną paprykę, którą to następnie zostawiłam w sklepie:)
Szaszłyki zrobiłam z mięsa i pomidorów. Paprykę dołożę następnym razem.
Wpadka nr 2. Pomyliłam kapustę włoską z tą naszą zwyczajną (ja-stara kuchara!!!).
Ale surówka i tak była dobra.
Wpadka nr 3. W pracy miałam rano tyle roboty, że śniadanie, ze względu na przymusowe przerwy jadłam przez 1.5 godziny.Znaczy: trochę zjadłam i leciałam coś zrobić i tak w kółko.
Przepisy zgodnie z sugestiami koleżanek już sobie powymieniałam. I nie chodziło tu tylko o te gruszki(które notabene bardzo lubię) i o świeże grzyby. Ale wyobraźcie sobie, że system w jakimś kolejnym dniu chciał mnie karmić prawie samymi płatkami!!!.
I śniadanie : ziarna słonecznika z mlekiem,
II śniadanie : musli z jogurtem,
Przekąska : znowu jakieś płatki
Płatki też lubię. A jakże. Zresztą czego ja nie lubię? Ale bez przesady trochę urozmaicenia skoro nie wolno czekolady to mi się chyba należy?
Abonament wykupiłam bez ćwiczeń na 3 miesiące. IGpro. Tempo spadku wagi- na razie zaznaczyłam 0.5 kg/tydzień. Jak to ktoś trafnie napisał w swoim pamiętniku :" szybko,to ja mogę tylko muchy łapać". Zgadzam się z tym stwierdzeniem w 100%. Przynajmniej na razie:). Chyba, że za jakiś czas, jak mi się już żołądek skurczy, będę w stanie znieść większe wyrzeczenia.
Reasumując pierwszy dzień.Nie było źle. Może nie do końca byłam najedzona, ale też nie byłam głodna.
Jutro każą mi się zważyć. Bezduszny system. Zważę się , zważę. Bo mi zagrozili, że diety dalej nie ułożą:)
wielkie odliczanie
Witajcie,
Przede wszystkim chciałabym wszystkim podziękować za tak miłe przyjęcie:)
Pod tak czujnym okiem koleżanek ( i kolegów) musi się udać.
Dostałam jadłospis na pierwszy tydzień. hmmmmmm.......
1. czy ja się najem?
2. jak mam zjeść obiad o 15.00 skoro pracuję do 16.00?
3. skąd mam wziąć o tej porze roku świeże grzyby, typu maślaki, kurki?
4. czemu codziennie mam jeść gruszki? Jabłek nie można?
Takie tam wątpliwości początkującej. Za jakiś czas będę się pewnie wymądrzać
Poczytałam sobie drogie koleżanki Wasze pamiętniki (oczywiście wybrane). No cóż........różnie bywa. Znaczy, że to nie jest jednak łatwa sprawa. No ale gdyby tak było, to by nas tu nie było, prawda?
na dzień dobry
Za oknem pełnia zimy, a ja zaczynam wiosenną walkę z uzbieranymi ( i niechcianymi!!!) kilogramami. Oczywiście, że już wcześniej planowałam się ich pozbyć. A jakże. Zawsze z pozytywnym nastawieniem, ale niestety niekoniecznie z odpowiednim uporem:).
W sumie to się aż tak mocno nie "zapuściłam". Mam 160 cm wzrostu, 61 kg wagi i trochę ponad 40 lat. Wzrost raczej stoi w miejscu, wiek rośnie (niestety), a z wagą bywało różnie.
Dość długo ważyłam max do 55 kg. Później przyszedł wielki stres. Taki, w którym się nie widzi sensu niczego. Waga spadła do 49 kg. Potem na szczęście przyszło opamiętanie. Stres i niemoc odsunięta jak najdalej i...... organizm zaczął magazynować. Nie to, żebym rzuciła się na jedzenie, ale organizm zapamiętał zakręcony kurek i zaczął sobie odbijać chude czasy:) Spryciarz, prawda? I tak powolutku, po cichutku, tak, żebym się nie zorientowała doszedł do 65!!!. Kontrolować w zasadzie nie miałam jak( a może raczej nie chciałam?), bo nie miałam wówczas wagi w domu, a w ciuchy wchodziłam te same, tyle, że stawały się ciut przy ciasne.Od tamtej pory minęły jakieś 3 lata. Cały czas walczę. Z różnym rezultatem. Waga waha mi się od 55-62. Brakuje uporu i motywacji. To tak jak z ćwiczeniami. Jak idę na zajęcia, to ćwiczę, a że w domu stoi komplet sprzętu, to już nieistotne.
Dlatego postanowiłam dołączyć do Vitalii. W grupie jest po prostu raźniej i można uzyskać lepsze efekty. A na to właśnie liczę.
Jutro dostanę swoją listę zakupów, pojutrze będę już vitalijką "pełną gębą", ale już dziś spotkała mnie bardzo duża niespodzianka! Przeglądałam pamiętniki innych i zaczęłam wysyłać zaproszenia. Po dwóch godzinach ponownie weszłam na konto, a tam..... 14 zaakceptowanych!!. Super ! Naprawdę się ucieszyłam. Wierzę, że razem pójdzie lepiej, szybciej, no i będę mogła szukać motywacji w Waszych historiach. A jeśli jeszcze relacja z mojego prywatnego pola walki pomoże komuś innemu, to już będzie naprawdę extra!