Chyba wracam do normy, jeżeli chodzi o zdrowie. Jest lepiej...
Tradycyjnie spadek tygodniowy: - 0,2 kg. Teraz ważę 84 kg. Do celu pozostało 6 kg. Moje żółwie tempo ..., zaraz, tylko policzę ... : za pół roku osiągnę cel! Trochę to mnie śmieszy, ale bardziej cieszy. Udaje mi się. To idzie w dobrym kierunku, bo dekagramy do tyłu, a nie do przodu. A przede wszystkim to widać. Wczoraj na uroczystości urodzinowej (40 lat) usłyszałam komplement: "Ale ty zjechałaś, naprawdę sporo" - nie widziałam tej osoby około 1,5 m-ca ... Cóż, wczoraj też był torcik, ale też były i tańce (kilkugodzinny maraton) - spaliłam kalorycznego torcika. Poza tym nie objadałam się, bo apetyt przy chorobie jest nijaki. Winko, owszem ... 2 lampki wytrawnego wina. Dzisiaj też niewiele zjadłam: późne śniadanie (godz. 13-ta) - jajecznica z 3 jajek + bułka grahamka, następnie kolacja (godz. 18-ta) - 2 kawałki chleba z serkiem almette. Niedobrze ... Jutro: będę jeść co 3-4 godziny, chociażby symbolicznie. Kompletny brak apetytu. Zatkany nos (zatoki) nie sprzyja moim kubkom smakowym.