Ehh.. :/
Właśnie mija kolejny zmarnowany dzień. Kolejny dzień, w którym nie dość, że oddalam się od mojego celu, to jeszcze pozbawiam się motywacji i wiary w to, że dam radę. Ale to nie tak, że życie stawia mi jakieś przeszkody, ani nie tak, że mam trudniej, niż którakolwiek z Was. Prawdopodobnie wielu osobom było jeszcze ciężej - a jednak się im udało. "
W takich momentach zaczynam wątpić w to, że pięknego, szczupłego ciała pragnę bardziej, niż jedzenia. To straszne, że czasem zamiast myśleć o tym co osiągnę, myślę o tym, czy będę mogła jeść jak dawniej.. że widzę problem w tym, że choć po raz pierwszy będę mogła być dumną ze swojego wyglądu, a właściwie z samej siebie, to nie będę mogła jeść tyle, co do tej pory. Pewnie gdybym wzięła się za jakąś dietę z prawdziwego zdarzenia, to było by mi łatwiej. Tylko, że to i tak nigdy nie wychodzi: bo szkoła, bo czas...
Wiem, że jakbym chciała - mogłabym bardzo wiele - ale co zrobić, żeby zacząć tak naprawdę tego chcieć? chcieć jak powietrza..?
Nie chcę dalej tak żyć i to nie jest tak, że nie potrafię sobie odmówić tego jedzenia - prawda jest taka, że czasami nie chcę go sobie odmawiać.
Nienawidzę się za to, ale nie potrafię nic z tym zrobić. Chyba mam jakiegoś doła, a jednocześnie próbuję sobie tym postem uświadomić co robię ze swoim życiem.. Jak mam cokolwiek osiągnąć, kiedy czasem ponad swoje cele, ponad marzenia - stawiam jedzenie. Kiedy czasem sama zaczynam wątpić w to, że się uda..?
Dziękuję Wam, za wasze komentarze tutaj - bo to jedyna rzecz, dla której jeszcze jestem na tym portalu a on.. Gdyby nie on prawdopodobnie już bym odpuściła. Nie chcę odpuszczać.
Nigdy.
Nie, nie, nieee. :(
Już nie wiem, jak mam się ogarnąć.. niby chcę schudnąć, ale zaraz chyba wstanę i pójdę jeść ciastka, albo coś innego - cokolwiek znajdę.
Nie mogę tak ciągle odpuszczać :((
Przecież tak dobrze mi szło, więc dlaczego nie mogło się w końcu udać? Nie no. Uda się, musi się udać, ale się nie uda :( Potrzebuję motywacji, ale ja jej w ogóle nie mam i nie mam pojęcia skąd ją wziąć..
Macie jakieś pomysły? Co robicie w takich momentach? :C
Na pewno lepiej niż wczoraj.. ;x
Noo więc.. Dzisiaj nie było aż tak źle, aczkolwiek nie powiem, żeby było dobrze..
Zamiast obiadu zjadłam 3 skibki chleba z serem ;x. na śniadanie 2 skibki chleba.. z serem. i danio wcześniej. wieczorem zjadłam jeszcze bułkę serową XD stanowczo za dużo sera i pieczywa.. :C Ale za to piłam dużo wody. I herbatkę. Z cukrem. Nie lubię gorzkiej herbaty..
Może lepiej słodzić ją miodem? :> po wczorajszych przysiadach do teraz mam zakwasy, więc ogólnie tragedia.. Miałam ćwiczyć, ale ciągle tylko same wymówki.. :C
No ale nic.. postanowiłam zacząć jeść zdrowieej. Jutro pójdę na zakupy ii przestanę żywić się chlebem. Przynajmniej nie w takiej ilości ... ;x
Jeszcze rano cukierki jadłam ;/
co do obrazka wyżej, to w 100% się zgadzam. muszę zacząć walczyć o to czego chce, a nie liczyć, że coś się samo zmieni.
a Wam jak idzie? ♥ Mam nadzieję, że dobrze ;)
Dobranoc wszystkim :)
:( ...
Kolejny, jeszcze bardziej zepsuty dzień. Wgl się nie ograniczałam, więc nawet nie piszę co zjadłam. Ale nie ma tego złego, co by nie wyszło na dobre - zaprosiłam przyjaciółki i zjadłyśmy razem chyba wszystkie słodycze, które mi zostały ze świąt... Jutro już sobie na to nie pozwolę i z powrotem
wracamy do normy. No właśnie.
Dieta stała się dla mnie normą. Zrozumiałam, że to co nazywałam tak kiedyś, wcale nią nie było... ;)
Zawsze jakiś postęp. No i jeszcze jedno.. Mimo tego, że zjadłam więcej, niż powinnam to ćwiczyłam -
200 brzuszków,
50 przysiadów,
15 pompek.. tego ostatniego wgl nie potrafię zrobić,
Wy też macie takie słabe mięśnie rąk? :/... Teraz muszę ogarnąć pokój, powstawiać zdjęęcia.. A.. właśnie - zapomniałam się pochwalić, że kupiłam sobie wczoraj dwie nowe pary butów ;3
Może jak skończę (sprzątanie) to włączę muzykę i
pojeżdżę trochę na rowerku stacjonarnym, to jutro będę mogła spróbować wejść na wagęę..? Bo dzisiaj szczerze mówiąc się bałam, ale nie było aż tak
tragicznie - 67.5.. (tzn. tak właściwie, to to jest tragiczne samo w sobie i każda inna waga jaką miałam od jakiegoś roku, też taka była )
nie będę zmieniać paska, bo nie ma sensu - waga zawsze się waha.. Muszę
kupić sobie miarę krawiecką, czy jak to się tam nazywa, bo w sumie centymetry są ważniejsze niż kilogramy.. ;)
ps.
Pije ktoś z Was czerwoną herbatę? Daje to coś? ;)
Nie powinnam, nie powinnam, nie powinnam.
No i dzisiaj sobie odpuściłam. Zjadłam całego mikołaja z czekolady, który jeszcze został mi ze świąt, kotleta z jajek, bo pomagałam przyjaciółce robić obiad, noo i musiałam "spróbować".. a poza tym zjadłam jeszcze daanio, wypiłam kakao... zjadłam zupę ogórkową i chleeb - dużo chleba.
No cóż. Mam nadzieję, że chociaż nie przytyję, a przynajmniej nie za dużo :C
W sumie od czasu do czasu mogłabym sobie troszkę odpuścić, ale nie aż tak jak dziiś. :C
Mam nadzieję, że dzisiejszy dzień to tylko jednorazowy incydent, zresztą to zależy ode mnie. W sumie, to trochę tak, jakbym powiedziała, żee nwm, że mam nadzieję, że wstanę z krzesła. Że marzę, żeby wyjść z domu. Nic mnie przecież nie ogranicza. Nic, poza mną samą i moim umysłem. Ale tak naprawdę, to ta jedna przeszkoda jest gorsza, niż setki innych.
Dobrze oznacza skutecznie?
No więęc.. Dzisiaj wypiłam pół butelki półtoralitrowej pepsi. Myślę, że mimo wszystko lepiej pić, niż jeść. Choć w sumie pod względem kalorii nie ma żadnej różnicy.. W każdym razie nie uważam, żebym jakoś bardzo zawaliła dzisiejszy dzień. Zaraz jadę po bilety, o ile moja przyjaciółka zdąży do mnie dojechać... ii wtedy mogę oficjalnie powiedzieć, że za 23 dni koncert. Nigdy jeszcze nie byłam na koncercie osoby, którą lubiłabym akurat tak bardzo, jak Zeusa teraz, myślę, że to będzie świetny dzień. To daje mi tyle energii, że właściwie wcale nie musiałabym jeść, gdybym tylko nie bała się efektu jojo, no ii zdarzało mi się bywać po kilka dni na głodówkach i jakoś nie chciałabym znowu czuć się jak o krok od grobu.. zwłaszcza wstając rano. więc jem. przyznam wam się, że najczęściej dwa posiłki dziennie - normalne śniadanie i dość duży obiad. może to nie jest zdrowe, ale tłuszcz też nie, a znam siebie i wiem, że zwyczajnym, zdrowym odżywianiem niczego nie osiągnę, bo nie mam tyle silnej woli, a tym sposobem mogę jeść właściwie co chcę, bo już chyba 3 albo nawet 4 razy ( w tym dzisiaj ;P) jadłam na obiad spaghetti i w sumie cały czas chudnę. mam nadzieję, że to będzie działało jak najdłużej, ale zdaję sobie sprawę, że za jakiś czas będę musiała przejść na normalną dietę, polegającą na racjonalnym odżywianiu.. tylko, że w sumie dla mnie to jest racjonalne odżywianie. i tak nigdy nie jadłam więcej niż 2 posiłków dziennie, to znaczy zdarzało się, ale okazyjnie - jadłam obiad i śniadanie a reszta to było po prostu podjadanie i wiem, że gdybym miała przejść na np. 5 posiłków dziennie wyszłoby na to, że określiłabym to moje podjadanie mianem diety i waga może i by się ruszyła, ale na pewno nie w dół.. ;)
Ale wracając do tematu dzisiejszego dnia, zresztą nie tylko - to muszę się ogarnąć z tą colą, kakaem i innymi rzeczami. Choć w sumie, zobaczę jak na to zareaguje moja waga, bo jeśli dobrze, to czemu miałabym sobie odbierać te przyjemności? ;D
Nie chcę stracić motywacji !
No i dzieje się co w moim przypadku nieuniknione - powoli tracę motywację. Jeszcze mówię sobie, że się nie poddam, ale co będzie - nie wiem. Nie, nie, nie. Zrobię wszystko, żeby osiągnąć swój cel. Jestem na tej całej "diecie" już chyba prawie tydzień i to wcale nie był gorszy tydzień od innych - wręcz przeciwnie, bo chociaż miałam jakieś pozytywne zaskoczenia np. w postaci wagi, która wczoraj wreszcie pokazała "66" kg. właściwie było to prawie 67, ale sam widok tej cyfry mnie ucieszył, bo od dłuższego czasu dawno jej tam nie widziałam ;).
Jestem po "obiedzie" na który miałam zupę ogórkową, w oczekiwaniu, na którą zjadłam dwie kanapki z serem, a później jeszcze pierniczka =,=.. No ale, może pojeżdżę na rowerku, no albo pójdę pobiegać, ale pogoda za oknem stanowczo mnie od tego pomysłu odciąga... ;c
Muszę pamiętać, że za jakieś 3 tygodnie koncert i muszę na nim jakoś wyglądać ;) no a później wiosna... wakacje.
No nic, nie poddam się, nie moogę.
;)
No to wróciłam do domu po praktykach...
Chyba zjadłam trochę za dużo, zwłaszcza, że robiłam suflet, który był strasznie słodki, a wiadomo, że robiąc trzeba było próbować, tylko że chyba próbowałam go trochę za bardzo
No ale nic, może pojeżdżę sobie jeszcze dzisiaj na rowerku stacjonarnym i coś z tego dnia będzie ^.^ wczoraj biegałyśmy z Pauliną, ale później już czułam, że mam nogi jak z waty, więc postanowiłyśmy zrobić sobie z tego biegania spacerek, ale jak na pierwszy raz od mniej więcej pół roku to było dobrze ;)
Postanowiłam się czymś zająć, żeby nie myśleć o jedzeniu noo i.. będę robić bity ^.^
Nie wiem, czy mi się uda, ale chciałabym, bo to w sumie fajne zajęcie, zresztą lepsze to niż nic. No i cały czas piszę różne teksty, ale mniejsza z tym. Dziękuję wszystkim odwiedzającym mój pamiętnik, bo gdyby nie Wy - nie miałabym po co tego pisać, a to w końcu kolejna rzecz, która umacnia mnie w dążeniu do mojego celu. No i wszystkim, którzy to czytają życzę powodzenia i wytrwałości, bo tego nigdy za wiele ;)
Dobry początek
W sumie licząc to, co przytyłam po świętach schudłam prawie 3 kilogramy i to właściwie w 3-4 dni.. wiadomo, że na początku waga spada najszybciej, ale to daje mi motywację i przekonanie, że się nie poddam i że to wcale nie jest trudne ;)
Za miesiąc idę na koncert osoby, o której wspominałam w poprzednim poście - Zeusa ( taak, stąd mój nick..
) i to będzie kolejny przystanek na mojej drodze. Oczywiście o ile mnie tam wpuszczą, bo to w klubie, a do 8-nastki jeszcze trochę mi brakuje... ;)
Od jutra zaczynam biegać z moją przyjaciółką - Pauliną.. Mam nadzieję, że się nie poddam, bo za ostatnim razem po tygodniu czy dwóch odpuściłam, mimo, że bieganie zaczynało mi już sprawiać przyjemność.. Właściwie nie wiem, dlaczego się poddałam, ale wierzę, że teraz się uda. Za oknem świeci słońce, może to dobry znak. Być może ten rok będzie lepszy, niż poprzedni.
czy to początek wszystkiego?
a więc zaczynamy odchudzanie. skłoniła mnie do tego muzyka, której słucham, a właściwie pewien artysta, dzięki któremu zobaczyłam, że się da. Poza tym motywacji dodała mi też moja przyjaciółka, która w ostatnim czasie schudła 7 kg. Wcześniej wiele razy zaczynałam odchudzanie, jednak zawsze się poddawałam i w końcu zupełnie straciłam motywację, jednak teraz znów mam siłę i może trochę więcej rozsądku. Jedyne czego się boję, to poniedziałki, ponieważ uczę się w technikum gastronomicznym - w poniedziałki gotujemy no i muszę wszystkiego spróbować. Mam nadzieję, że uda mi się to jakoś rozwiązać...
Mam nadzieję, że będziecie czasem odwiedzać mój profil i być może staniecie się powodem - dzięki któremu tym razem się nie poddam ;)