Tydzien drugi za mna.
Dietetycznie zaliczylam tylko jedna wpadke, wczoraj bylismy na markcie sredniowecznym i zjadlam cos, sama nie wiem do konca co to bylo. Taki razowy placuszek pieczony, z porem, boczkiem i serem.
Poza tym w sobote na imprezie metalowo - rockowej wpadly 2 piwka, ale i tak jestem mega zadowolona, nie pytajcie ile normalnie na takich imprezkach w siebie potrafilam wlac :p a wytanczylam sie na maxa.
Spadek jest niewielki, mialam nadzieje na przebicie jednego kilograma ale nic to.
W sobote zrobilam sliczna godzinna trase rowerowa, prawie caly czas pod gore. Pierwsza trasa w tym roku. Dzis mialam ambitne plany przyjechania do pracy na rowerze, ale po pierwsze troche zaspalam przez ta zmiane czasu, a po drugie doopencja mnie nadal po sobocie boli.
Dzis otwieram trzeci tydzien. Chce zrobic sobie 2 bardzo lekkie dni, coby sie troche oczyscic po tym weekendzie a potem dalej swoje. W ten weekend @ w planach wiec spadku moze nie byc, ale najwazniejsze to sie nie poddawac! :)