Doła ciąg dalszy. Spadek motywacji, spadek wszystkiego tylko nie wagi.
Postanowiłam, że dzisiaj nic nie robię. Nie ćwiczę, nie myślę, nie sprzątam. Dzisiaj stanowczo nie jestem FIT.
A ponieważ dzisiaj pierwszy dzień "tych dni kobiecych", podczas którego ja nigdy nie ćwiczę, to wręcz idealny dzień na celebrowanie doła i klasycznego wkurwu...
Bo na słabe dni należy wybierać te dni, które słabe być mogą ;)
Zaczynam mieć obsesję jedzenia. Szczerze mówiąc zaczynam jeść coraz mniej, z obawy, że wszystko mnie tuczy. Dzisiaj rano zjadłam kromkę ciemnego żytniego z serkiem, miseczkę zupy warzywnej, 2 kulki kokosowe (samodzielnie robione z wiórków, miodu, mleka, gryki, serka mascarpone - miał być twarożek śmietankowy, ale nie było w sklepie). Zgrzeszyłam trzema paluszkami. I jakoś tak się do tego jedzenia zmuszam. Wczoraj też lekkie śniadanie, jakieś dwa owoce, kawałek piersi grilowanej i fasolka szparagowa, kilka łyżek twarogu. Podjadłam też trochę nasion słonecznika.
Oczywiście, że wiem, że najlepiej jest 5 razy, regularnie i odpowiednio dużo, bo w drugą stronę nie ma co przesadzać, No ale jak się zmusić?