Blondynka zrobiła 12 km kajakiem.
Blondynka powspinała się 10 km po górach.
Blondynka leży w łóżku z gorączką...
W sobotę panieński przyjaciółki.
Brawo ja!
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (20)
Ulubione
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 25429 |
Komentarzy: | 335 |
Założony: | 27 sierpnia 2012 |
Ostatni wpis: | 15 września 2020 |
kobieta, 46 lat, Bogatynia
163 cm, 93.00 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Blondynka zrobiła 12 km kajakiem.
Blondynka powspinała się 10 km po górach.
Blondynka leży w łóżku z gorączką...
W sobotę panieński przyjaciółki.
Brawo ja!
Jeśli człowiek wstaje o 1,5 kg cięższy to znaczy, że:
A - zjadł 4 kurczaki i popił 4-ema piwami, zagryzając bananem
B - zatrzymała mu się woda...
Kurczaków sobie nie przypominam, więc wybrałam odpowiedź B. Obudziłam się opuchnięta, pełna znaczków na ciele, odgniecionych od pościeli. Normalnie tak spuchłam, że kurze łapki wszystkie się wypełniły... Wodny botox nie ma co :D
Jaki macie sposoby na spuszczenie wody? Ja wypijam mnóstwo wody i do tego robię sobie herbatę z pokrzywy i skrzypu.
Zmęczyłam się wczoraj. 4 godziny sprzątania. Tak, matka Polka po wysłaniu dziecka na 2 tygodnie w świat SPRZĄTA!!! Idiotka :D Stanowczo wolę orbitreka. Jakoś tak mój kręgosłup dziwnie zachorował, że na mycie naczyń, odkurzanie i ścieranie kurzy buntuje się w 10 minut. Na orbitreku mogę śmigać godzinę (z przerwami na ćwiczenia siłowe). No ale chatę posprzątać kiedyś trzeba.
Nie mam praktycznie żadnych wyników w tym moim odchudzaniu. Walczę z brakiem systematyczności. Jak zacznę to jest ok, jak tylko coś wytrąci mnie z rytmu - nie mogę do niego wrócić. A wakacje to ciągłe wyjazdy, najazdy rodziny. Jak się zaczęło 1 sierpnia, tak dopiero teraz rodzinka z Włoch wyjechała, a siostra z Irlandii jakiś tydzień temu. Co prawda zaliczyłam 3,5 godzinny spływ kajakowy, unikam słodyczy, ale rytm dnia, posiłków i ćwiczeń ciężko zachować.
Zastanawiam się jeszcze nad jednym, może ktoś mądrzejszy mi podpowie. Jak już wpadam w ciąg to ćwiczę 6 dni w tygodniu. A co chwilę czytam mądre wypowiedzi, żeby ćwiczyć co drugi dzień, bo mięśnie się nie zregenerują, organizm słabszy i wyniki gorsze... Jak to jest?
Kurde, odchudzanie na razie na dalszym planie... A feee i fuj niedobra ja. Za dużo się dzieje - wyjazdy, najazdy rodziny z Irlandii, potem z Włoch... Matko, speed, że amfy nie potrzeba na rozruch. Ale zrobiłam też bardzo pożyteczną akcję. Udzieliłam wywiadu do gazety Świat Kobiety. Mówię tam o trudnej miłości do córki z ogromnymi wymaganiami i o tym, że moje dziecko, na szczęście, ma "tylko autyzm".
Prawie pół miliona czytelników... Wowo, jestem celebrytka, szykujcie ściankę i paparazzi :D
Numer 1 września w sklepach. Mały przedsmak tego, co działo się na sesji zdjęciowej, którą robił mój super kolega z podstawówki Marcin :D Dzięki mu za to, że nie bał się stracić aparatu za parę tysi i pozwolił mojej potomce trzaskać foty jak mało kto :D
Moje wspomnienie sprzed kilku lat. Wracając do jednej z przyczyn mojej nadwagi, słabości, zmęczonej psychiki. 2005 rok. Pisałam już o wypadku, o traumie. Tyle się zmieniło, nie ma już mojej babci. Tak to zdarzenie wspominam...
"Dzisiaj jestem brzydką, załamaną kobietą w depresji. Głębokiej. Połamane paznokcie, brudne włosy, -dzieścia kilo nadwagi. Kurtka, jedyna jaką mam, noszona trzeci sezon. Czasem zastanawiam się kiedy to się stało. A raczej wmawiam sobie, że szukam odpowiedzi na pytanie, na które doskonale znam odpowiedź. Wszystko zaczęło się w dniu, w którym tak na prawdę umarłam. Umarła dawna “ja”. Zniknęła z powierzchni ziemi zostawiając tylko jakąś wybrakowaną cząstkę siebie.
Ciemno, 5 rano albo coś koło tego. Jeden ruch kierownicą, 10 stopni za bardzo w prawo... wszystko trwało kilka sekund. To nie prawda, że życie przepływa ci przed oczami. Nie było żadnych obrazków, myśli, filmu z przeszłości... Nic... Nie wiedziałam co się stało. Niepamięć, zero, pustka. W którą stronę do domu? Co się stało? Jak, dlaczego, cholera, dlaczego ja? Dachowałam? Nie... chyba nie... nie wiem...
Światła stojących samochodów, trochę ludzi... Stoją... Dlaczego stoją? Dlaczego nikt mi nie pomaga? Chyba uderzyłam się w głowę... Krew trochę leci, ale nie boli. Ruszam się... Powoli dociera do mnie, że leżę w rowie. Ale żyję... Dziękuję Tato, że cały czas marudziłeś o zapinanie pasów...
Patrzę obok... Moja babcia, cała... Boże, nic jej nie jest... Wyszłam przez okno, które dziwnie tak jakoś znalazło się na poziomie ziemi. I te światła, korek na drodze. A ja walczę z przednią szybą, żeby babcia mogła wyjść... Nie wiedziałam, że mam tyle siły. Wyrwałam jakoś tę kupę szkła i babcia już była na zewnątrz. Obie jakoś na własnych nogach - czyli jakoś chyba się nam jeszcze nie spieszy na tamten świat... Podbiegłam do samochodu, włączyłam światła awaryjne, pobiegłam na ulicę, pozbierałam to, co się urwało tam i ówdzie, sprawdziłam, czy nikogo nie walnęłam jeszcze po drodze - ufff... nie, wszystkie samochody całe.
Latałam jak wściekła osa, nie wiem skąd miałam tyle siły... Usłyszałam tylko: "Niech sobie Pani twarz wytrze, bo krew leci..." I chwilę potem nikogo już nie było... Ciemno. Już nie było świateł, ludzi... nikogo. Ręka boli... podrapana o szkło... To nic... Dobrze, że na ulicy znalazłam telefon. Wyleciał nawet nie wiem jak. Jeden numer przyszedł mi tylko na myśl... "Tato, miałam wypadek, przepraszam..." I wtedy już wszystko było nie tak. Powietrze zeszło jak z przekłutego balonika, łzy same zaczęły płynąć, nie umiałam ich powstrzymać. Cholera, nawet papierosów nie miałam...
Nigdzie już nie pojedziemy, nie będzie cholernego Wrocławia, nie ma przeklętego samochodu, bo już nic z niego nie zostało. Mój pierwszy samochód, dwa miesiące temu tak się cieszyłam... Już nigdy nie będę miała samochodu, już nigdy nie siądę za kółkiem, nigdy w życiu... Przecież ja nie chciałam, nie jechałam szybko, nie wyprzedzałam na trzeciego, zdążyłam wrócić na swój pas - samochód z naprzeciwka był daleko. Zdążył spokojnie zahamować... Po co do jasnej anielki szarpnęłam tą kierownicą? Nie chcę już nic wiedzieć. Syrena, nareszcie, przynajmniej karetka nas nie zostawiła na pastwę losu... Mój Anioł też mnie nie zostawił...
5 tygodni później - dwie kreski - co??????????? I słowa lekarza: "Jest Pani w ciąży - 14 tydzień..." Nie byłoby już mnie... nie było by Jej... Cholera, o mało nie zabiłam swojego dziecka, babci, siebie i Bóg wie jeszcze kogo... Chyba nie chciało mi się żyć przez chwilę... Ale Anioł nie dał za wygraną... Jestem... Jesteśmy... Wszystkie trzy..."
Bardzo mnie blokuje moja nadwaga. Moja grubość i wygląd małego słonika. Nie ma mnie na żadnych zdjęciach, nie znoszę potem ich oglądać. No i tutaj znowu pojawił się problem. Odezwała się do mnie pani z gazet Świat Kobiety. Robi artykuł o życiu z dzieckiem dotkniętym autyzmem. O ile nie mam w ogóle problemu z opowiadaniem o tym, mogę pisać, mogę udzielić wywiadu, to problem pojawił się w chwili, kiedy pani owa zapowiedziała sesję zdjęciową. Zastanawiam się, czy nie odwołać całej akcji. Czuję dyskomfort. To pisemko leci na całą Polskę, a ja na oglądanie mnie takiej nie mam ochoty...
Wracam, wracam :D
Kocham Bałtyk, nic na to nie poradzę. Zen i ying jang w jednym. Takiego klimatu nie ma żadne miejsce (jeśli chodzi o morza). Każdy wyjazd to zachwianie pewnych rytuałów, zmiana kuchni, trybu dnia. Ciężko, ale ja po prostu staram się wtedy nie przytyć. No i się udało. Nie tknęłam słodyczy (oprócz oblizywania cieknących lodów mojej córki :D )nie wypiłam ani jednej kawy. Popiwkowałam i owszem i należało się :D
Ale te rybki. Mniam. Nie jestem ich fanką, ale potwierdzam, że jak ryba dobrze zrobiona, to jest rewelacyjna. Gładzica smażona, dorsz z pieca w pomidorach, wędzony śledź na ciepło. Ale były i pierogi ruskie, pizza... Da się nie przytyć. Urlop stanowczo nie jest od chudnięcia :D :D :P Wystarczy kontrolowane MŻ (czytaj: mniej żreć) i z urlopu można wrócić zadowolonym.
Mam zapas jodu na rok :D 2 tygodnie w maju i teraz 8 dni. Czasem 12 godzin na dworze, zawsze blisko plaży albo nad wodą (rzadziej, bo tym razem pogoda nie rozpieszczała tak bardzo jak w maju). Tlen, jod i odrobina zmęczenia, jak to po urlopie z dzieckiem bywa :D
Apeluję: nie psujcie sobie smaku ryby frytkami, ziemniakami czy broń Boże chlebem! Sacrum profanum Mocium Panie :D
Dałam sobie... Oj dałam sobie w półdup dzisiaj, że normalnie chłodził mnie powiew z ramion orbitreka :D I dobrze mi z tym zmęczeniem. Waga oczywiście znowu stoi. Ale nie jest to ważne. Wyczuwam zmiany niewymierne centymetrami. Lepiej się czuję fizycznie, chociaż ciągle budzę się sztywna i obolała. Ale więcej jestem w stanie wytrzymać. Ta przerwa dużo mi dała. Jak wskoczyłam wczoraj na bestię, to ćwiczyło się tak lekko, jak dawno mi się nie ćwiczyło. Endorfiny działają, mimo wszystko, więc mam nadzieję, że wytrwam.
Ok, zaczynamy znowu. Melduję, że co przybyło na urlopie już zleciało. Trochę to trwało, ale jak pisałam - nie najlepiej było u mnie ostatnio z werwą, motywacją, koncentracją i wszystkim po kolei. W takich momentach każdy ma swoje metody na przeczekanie. Ja się nie zmuszałam do niczego. Oczywiście nadal jadłam zdrowo, rozważnie, ale nie ćwiczyłam. Takie zmuszanie mogłoby u mnie raczej spowodować totalną niechęć. A dzisiaj znowu czuję, że chce mi się wleźć na bestię i trochę spalić kalorii.
Ostatnio zastanawiałam się nad jakimiś suplementami. Jak pamiętacie wybrałam spilurinę. Dobrze, że nie sięgnęłam po spalacze tłuszczu. Trafiłam na blog lekarza medycyny (o ile można wierzyć, że to naprawdę lekarz, bo jak wiadomo w necie można wszystko, ale zakładam, że TAK). Pisze on tak: " Metoda średnia, zważywszy, że łatwo w ten sposób zalać osocze kwasami tłuszczowymi, zwiększyć ich spichrzanie w wątrobie i tkankach obwodowych. Spowodować upośledzenie metaboliczne, stłuszczenie wątroby. Wydatek energetyczny zmienia się poprzez podwyższenie temperatury, jednak jest to sztuczne wprowadzanie w stan „zapalny” i często ingerencja w ośrodek termoregulacji. Ponadto spalacze zawierają substancje mogące działać proarytmogennie! Nie polecam." Uffffff.
W jego wpisie również o kilku suplementach.
https://vitalia.pl/2010/10/Prawdy-i-mity-o-odc...
Macie jakieś marzenia związane z osiągnięciem idealnej wagi?
Ja chcę przebiec 10 km! To jest mój duży cel na przyszłość.
A do tego: chcę dobrze wyglądać, chcę nosić sukienki, chcę być zdrowsza, chcę ulżyć swojemu kręgosłupowi, chcę ubrać fajną bieliznę, chcę ubrać bikini na plażę, chcę być z siebie zadowolona. Powodów chyba dość? Do boju.
I wrócić do takiej siebie:
No i o co chodzi? Upały, @, duszno, nie ma czym oddychać. Więc mam przerwę w ćwiczeniach. Kilka dni nie ćwiczę i co? Waga poszła w dół o 1 kg... Rozumiecie coś z tego? Więc po co się katuję? :D
Dzisiaj znowu upalnie, nie wiem czy się zmuszę do treningu...
A tak się mniej więcej odżywiam. Mniej więcej, bo oczywiście zdarza mi się zjeść "normalne" obiady - pierogi, lasagne czy pizzę (którą też robię sama).
Kus kus z cukinią, marchewką, pieczarkami, cebulą i papryką.
Omlet z warzywami
Własne bułki grahamki
Pasztet drobiowy z warzywami (marchewka, pietruszka, cebula i pieczarki)
Zapiekane cukinie z mięsem i warzywami
Kotlety z cukinią i ryżem (bez mięsa)
Placuszki z jogurtu i bananów (4 składniki - jogurt, banan, mąka, jajko i dodatkowo szczypta proszku do pieczenia).
Słodycze kokosowe - wiórki, mleko, ser biały, mód, gorzka czekolada, prażona gryka (tutaj dla córki pomieszałam gorzką z mleczną)
Nie jest nudno i nie musi być nudno.