Dni mijają nieubłaganie, minął już ponad tydzień kiedy powiedziałam sobie, że na 40 urodziny będę szczupła - taki prezent na starość :)
Dziś stanęłam na wadze pokazało się 88,2 kg - to 1,3 kg mniej niż tydzień temu. Staram się, ale nie nadaję się chyba do ściśle ustalonych diet, nie mam czasu, czasem mi się nie chce stać przy garach choć wiem że powinnam. Ale jem w określonych godzinach (no może z wyjątkiem weekendów). Nadal problemem dla mnie są wieczory :( przychodzę z pracy i obiecuję sobie, że o 18:30 będzie ostatni posiłek. I jest.....do 22:00 potem chce mi się coś przekąsić. Oczywiście nie z głodu, raczej z chęci zjedzenia czegoś. No i wtedy się zaczyna....jogurcik, mandarynka, albo coś słodkiego....nie potrafię sobie z tym poradzić :(
Ale z pozytywnych rzeczy, chodzę 2 razy w tygodniu na siłownię, dziś będzie już czwarty raz. Spędzam tam prawie 2 godziny i przykładam się jak nigdy. Oprócz tego w jeden dzień weekendu postanowiłam chodzić na basen. W tym roku zainwestowałam trochę w siebie, wzięłam kilkanaście lekcji i nauczyłam się ładnie pływać. Ładnie tzn, prawdziwym kraulem i prawdziwą żabką. Dlatego teraz na basenie robię kraulem 1 km kraulem (tj. 40 basenów), parę żabek i wychodzę. A oprócz tego co dzień robię 10 tys. kroków. Mam aplikację na telefon, która to liczy. Jeśli nie nazbiera się w ciągu dnia, wieczorem wychodzę na długi marszo-spacer z psem.
Mam nadzieję, że pomimo moich grzechów w diecie, ćwiczenia i aktywność fizyczna zrekompensują moje podjadanie i waga będzie spadać. Ale gdyby ktoś miał jakiś pomysł, jak nie podjadać....to chętnie przeczytam