Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Interesuje mnie: astronomia, fizyka, teologia, historia i "z grubsza" ;-) wszystko co naukowe. Uwielbiam podróżować. Uczę się namiętnie języków obcych. Obecnie pracuję w dyplomacji. Do odchudzania skłoniły mnie wyłącznie kłopoty ze zdrowiem, gdyż dobrze zjeść (bardziej w sensie jakości niż ilości) po prostu uwielbiam!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 79038
Komentarzy: 712
Założony: 7 sierpnia 2012
Ostatni wpis: 24 stycznia 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
archange

mężczyzna, 55 lat, Den Haag

182 cm, 104.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 lipca 2013 , Komentarze (12)

Nie, nie rocznikowo. Wczoraj rano dotarłem, a dziś przekroczyłem magiczną liczbę 5 kilogramów  zrzuconej wagi. Zaczynałem w połowie sierpnia ubiegłego roku od 134, dzisiaj było 83,6. W zasadzie wszyscy, których znam zaczęli się o mnie zamartwiać, że wyglądam już jak dziecko "Naszej szkapy" i "Łyska z pokładu Idy". Starsze pokolenie gastronautów wie o czym piszę, a ciut młodsze znajdzie. . A mi, gdyby trzymać się BMI, wciąż do przejścia z nadwagi, do tzw. wagi normalnej brakuje całe... 0,1 kg, czyli aż 100 g. Liczę, że Rubikon ów przekroczę pod koniec przyszłego tygodnia, o czym nie omieszkam Was powiadomić. No chyba, że owe 100 g, będzie się bronić jak Niemcy na Linii Gotów.
Dokonałem tego metodą najprostszą z możliwych, o nazwie "nie żryj więcej niż 1500 kcal". Do tego raz dziennie zestaw witaminek typu "Centrum" lub coś podobnego żeby uzupełnić ewentualne niedobory. Dieta składała się z tego co mi smakuje: chleb, ser żółty lub pleśniowy, ryba wędzona, piwko. Nie za wiele warzyw, jeszcze mniej owoców, zero gimnastyki. Bardzo niezdrowe. Nie zachęcam. Ale za to jakie skuteczne..! 

6 kwietnia 2013 , Komentarze (5)

Byłem w środę na pogrzebie. Bardzo pięknym. Zmarła babcia z rodziny, w której nauczałem angielskiego. Wypadało iść. Przycupnę sobie gdzieś z tyłu kościoła, rodzina z przodu, i jakoś dam radę. Zdumiałem się, gdy się okazało, że będąc 20 minut przed mszą miałem kłopot ze znalezieniem miejsca siedzącego. Kiedy się zaczęła ludzi było więcej niż u mnie w czasie świąt. Prosta, niczym nie wyróżniająca się babcia. Nigdy wcześniej nie usłyszałem o niej w kontekście innym, niż ten że to znajoma babcia, znajomej rodziny. A w kościele tłum. Poczty honorowe: harcerzy, stowarzyszenia poetów, stowarzyszenia malarzy, aktorów lokalnego teatru, wykładowców uniwersytetu trzeciego wieku, żeglarzy, stowarzyszenia byłych więźniów politycznych i sam Bóg raczy wiedzieć kogo jeszcze. Po mszy pogrzebowej ksiądz zaprasza na 7 kolejnych w intencji zmarłej, z czego 6 zamówionych przez różne organizacje i stowarzyszenia. Babcia wszędzie była aktywną i uwielbianą działaczką. Niekończące się przemówienia, harcerskie gawędy śpiewane nad mogiłą (wszyscy śpiewający harcerze w wieku babci), trębacz o długich włosach i wyglądzie jazzmana.
Kiedy ona miała na to czas? Gdy tam chodziłem siedziała w domu i była tak zwyczajnie zwyczajna. Żadnego narzekania na dzisiejsze czasy, żadnego pouczania innych jak powinni żyć, żadnych frontowych wspomnień. Tylko zupa na obiad, czasem wiadomości w telewizji i zawsze uśmiechnięta twarz.

2 kwietnia 2013 , Komentarze (1)

Jeszcze parę refleksji o postępach odchudzania, których nie ująłem w ostatnim wpisie.
Na początku, przez mniej więcej miesiąc, postęp obserwowałem każdego dnia. Najpierw bardzo szybki, chudłem niemalże kilogram dziennie. Schodziła woda.

Później proces uległ spowolnieniu i nabrał charakteru skokowego. Waga przez tydzień stała w miejscu, czasem idąc nawet lekko w górę, jednak pod koniec tygodnia (co ciekawe zawsze w weekend) następowało skokowe tąpnięcie: 1-1,5 kg w dół w stosunku do poprzedniej najniższej wagi. Następnie znów tydzień stagnacji i kolejny skok w dół. Takie skokowe chudnięcie trwa do dnia dzisiejszego. 5-6 dni waga stoi, potem w dół. Co ciekawe, nigdy dotąd nie miałem dłuższego okresu zatrzymania wagi, o którym wspominają czasem dietetycy. Najdłuższe okresy bez spadku były 2-tygodniowe, z czego jeden w czasie świąt Bożego Narodzenia (co raczej zrozumiałe :-) ), a drugi po ostrej anginie - jakby organizm wówczas bronił się przed nawrotem choroby, magazynując w sobie co tylko się da. Później znowu bum i w dół. Obecnie nauczyłem się już rozpoznawać reakcje swojego organizmu i jestem w stanie, na podstawie odczuć i zachowania swojego organizmu z danego dnia, niemal ze 100% pewnością przewidzieć, że wzmiankowane tąpniecie wagi nastąpi przy kolejnym porannym ważeniu.

Jeśli ta skokowość ulegnie zmianie, nie omieszkam Was poinformować. :-)

1 kwietnia 2013 , Komentarze (6)

Wszystkiego najlepszego z okazji świąt. :-) Na wstępie biję się w pierś. Mea culpa: zaniedbałem tego bloga. Ale nie zaniedbałem siebie. Chudłem i chudłem, i dokładnie w sobotę dobiłem do granicy zgubionych 40 kg. Zacząłem w sierpniu ubiegłego roku od masy 134 kg, teraz ważę 94, czyli gubiłem średnio 5 kilogramów miesięcznie. To jeszcze nie koniec chudnięcia (przynajmniej taką mam nadzieję), nie mniej jednak liczba kilogramów jest okrągła, więc pomyślałem sobie, że podzielę się swymi doświadczeniami w tym zakresie.



Rodzaj diety

Jedyne co robiłem to liczyłem kalorie. Starałem się nie przekroczyć 1500 kcal dziennie, jednak zdarzały mi się okresy, że kiedy wieczorem nie czułem głodu, kończyłem na liczbie niższej, np. 1200 kcal. Z założenia jadłem wszystko - nie miałem jakichkolwiek produktów z góry wykluczonych, wliczając w to i cukier i tłuszcze. Kiedy byłem zaproszony na jakieś urodziny, czy w gości, jadłem także ciasta i torty. Nie mniej jednak kiedy liczysz kalorie i masz świadomość, że każda płaska łyżeczka cukru do herbaty to 20 kcal, a każde masło rozsmarowane niezbyt grubo na pojedynczej kromce chleba, to ekstra około 40 kcal, sam/a z tych ulepszaczy smaku rezygnujesz. Wolałem bowiem zjeść ekstra kromkę chleba niż posłodzić sobie 2 herbaty. A ważyłem i wliczałem wszystko co się dało, nawet filiżankę gorzkiej kawy (2 kcal), czy listek gumy do żucia (7 kcal).

Jak więc wyglądała moja dzienna dieta? Składała się głównie z tego co po prostu lubię. Nie zmieniłem swych nawyków żywieniowych, jedynie ograniczyłem ilość pokarmów. Dzień żywieniowy składał się zwykle z następujących posiłków:


7.30 I śniadanie

Pół kromki chleba pełnoziarnistego (ok. 35 g) obłożone serem (żółtym, białym lub pleśniowym) oraz wędzoną rybą (zwykle pstrąg, łosoś, halibut, marlin, makrela), rzadziej podsuszaną kiełbasą


9.00 II śniadanie

To samo co wyżej.


11.00 III śniadanie

To samo co wyżej.


13.00 IV śniadanie

To samo co wyżej.


16.30 obiad

Często, z powodu trybu mej pracy, zjadany gdzieś na mieście.

Najczęściej jedno z takich dań: ryba z grilla lub z wody z gotowanymi warzywami / kurczak z grilla lub wody z warzywami / jajecznica na maśle z 3 jaj z małą bułką / jakaś zupa / sałatka warzywna z rybą lub kurczakiem


19.00 I kolacja

Zwykle kromka pumpernikla obłożona żółtym lub pleśniowym serkiem z wędzoną rybą (czyli danie podobne do śniadania)


20.00 II kolacja

Coś na dogryzkę, np trochę sera żółtego (samego), niekiedy piwo celem uzupełnienia cukru.


W weekendy czasem fundowałem sobie zamiast tych wszystkich kromeczek mrożonkę typu warzywa z ryżem i kurczakiem z Frosty. Ponieważ taka paczuszka to od 600 do 700 kcal, dzieliłem ją na dwie lub trzy porcje.

Dieta powyższa jest dość jednolita i nie zawiera zbyt dużo warzyw (nie przepadam) ani owoców (są dość kaloryczne), uzupełniałem ją więc raz dziennie łykając jakiś preparat z witaminami i mikroelementami.



Aktywność fizyczna

Szczerze mówiąc żadna. Najpierw nie mogłem (przeciwwskazanie medyczne po operacji), a później nie miałem sił i czasu się za to zabrać. Moja aktywność fizyczna ograniczała się do jazdy samochodem i łażeniem po piętrach oraz po mieście w ramach zwykłej pracy. Żadnych siłowni, basenów, aerobików, nordic walking, ani ćwiczeń w domu.



Problemy

Po pierwszym miesiącu diety przypadkowo wykryto u mnie w trakcie badań zakwaszenie organizmu (aceton w moczu, tzw. ketoza). Dzieje się tak kiedy organizmowi nie wystarcza cukru i zaczyna spalać w celach odżywczych tłuszcz. Stan ten więc jest przy odchudzaniu nieunikniony, jednak musi być kontrolowany, bo znaczna ketoza może prowadzić do śpiączki cukrzycowej i zagrożenia życia. Na szczęście u ludzi zdrowych ketozę stosunkowo łatwo redukować. Trzeba uzupełnić niedobory cukru, dlatego czasem wypijam piwo, zjadam ze dwie mandarynki albo jakiś owoc puszkowany w słodkim syropie (oczywiście zawsze licząc kalorie).

Warto zaopatrzyć się w aptece w paski do badania moczu dla cukrzyków (np. keto-diastix). Są bez recepty. W ciągu kilku sekund dowiecie się, czy macie za wysoki poziom acetonu. Jeżeli tak, to łykajcie coś słodkiego (piszę o osobach zdrowych; dieta dla prawdziwych cukrzyków, to inna bajka).

Po utracie około 30 kg zacząłem się nieświadomie trochę garbić i odczuwać bóle kręgosłupa kiedy stoję i staram się utrzymać go prosto. A widzieliście kiedyś garbiącego się grubasa? Paradoksalnie otyłość prostuje sylwetkę, bo utrudnia zgięcia i schylanie się w jakąkolwiek stroną. Wystarczy przywołać problemy osób otyłych z wiązaniem butów.

Trzeba też uważać na twarz. Pogłębiły mi się trochę bruzdy. Na szczęście w internecie można znaleźć ćwiczenia twarzy, które temu przeciwdziałają.



Co zmieniło się moim życiu na lepsze

Poczułem się pewniejszy siebie, znacznie atrakcyjniejszy oraz zdrowszy. Co chwile słyszę na swój temat coś w rodzaju 'wow!'. :-)

Miałem nadciśnienie, zupełnie zniknęło.

Przestałem w nocy chrapać i znacznie lepiej sypiam. Przy krótszym czasie snu czuję się wypoczęty.

Mogę wejść praktycznie do dowolnego sklepu i kupić sobie ubranie, które mi się podoba. Wcześniej był z tym problem. Tony za dużych na mnie ubrań poszły do PCK. W zasadzie ze starszych rzeczy pasują mi jeszcze jako tako tylko skarpetki i krawaty ;-)

Lubię teraz chodzić i się nie męczę! Wcześniej kiedy szedłem i, dajmy na to, starałem się jednocześnie z kimś rozmawiać, dostawałem zadyszki.



Parę wniosków na koniec

Jeszcze z dietą nie skończyłem, ale wiem że było warto.

Mam świadomość, że nawet jak osiągnę swą docelową wagę będę musiał liczyć kalorie - to dożywocie. Ale będę mógł zwiększyć ich ilość, tak żeby faktycznie odpowiadała zapotrzebowaniu organizmu. Na szczęście w liczeniu kalorii, nawet nie mając pod ręką wagi kuchennej, posiadam już spore doświadczenie.

Często znajomi pytali mnie jak to zrobiłem, bo oni próbowali i im nie wyszło. I praktycznie zawsze okazywało się po chwili rozmowy, że nie wyszło bo sobie folgowali. Na przykład licząc chlebek, ale nie licząc już masełka, nie traktując na serio faktu, że napoje też bywają (np. soki) bardzo kaloryczne, czy też nie biorąc pod uwagę tego, że próbowanie posiłków w czasie ich przygotowania także tuczy.

Trzeba bezwzględnie liczyć wszystko i tam gdzie się da to z wagą kuchenną.

Nie kupuję rzeczy, które nie mają tabelki z opisem ich kaloryczności na opakowaniu. Oznacza to bowiem, że albo producent w ogóle nie przywiązuje wagi do zdrowia konsumentów, albo produkt jest mocno kaloryczny i taka tabelka mogłaby owych konsumentów zniechęcić do zakupu.

Kluczem do sukcesu jest moim zdaniem duża ilość, w miarę równomiernie rozłożonych w ciągu dnia, posiłków. W pracy się ze mnie śmieją, bo kiedy ktoś wchodzi do mojego pokoju, to ja zawsze jem. Ale dzięki temu zrzuciłem 40 kg, praktycznie nie czując głodu.




20 października 2012 , Komentarze (9)

Ci, którzy śledzili mojego (ostatnio nieco dziurawego) bloga pamiętają Love Story mojej ciotki, która od ponad 50 lat korespondowała z pewnym Johnem z Anglii, nigdy się z nim nie spotkawszy. W końcu przyleciał. Odbierałem go z lotniska, a później trochę robiłem za przewodnika, trochę za tłumacza miłosnych wzlotów swojej ciotki (ciotka zna angielski tylko w takim zakresie, w jakim nauczono ją w liceum na początku lat 60-tych ubiegłego stulecia, wówczas priorytetem był rosyjski). Kiedy pojechałem na lotnisko zastałem widok smutny. John ma ok. 75 lat, ale wygląda starzej. Nie słyszy na jedno ucho, na drugie słyszy słabo. Trzeba wrzeszczeć. Ma protezę w prawym kolanie, drżą mu ręce. Widziałem go na zdjęciach sprzed lat i kiedyś to był naprawdę przystojny, wysoki mężczyzna o wysportowanej sylwetce. Myślę, że nie jedna lady do niego wzdychała. Teraz cóż - czas nie ma litości. Tłumaczył mi, że bardzo chciał do mojej ciotki przylecieć zaraz jak się korespondencyjnie poznali, bo się w niej zakochał, ale nic z tego. Władze brytyjskie odmówiły mu paszportu. Pracował w RAF-ie (lotnictwo wojskowe), a tu kwitła komuna i wrogi Zachodowi Układ Warszawski z ZSRR na czele. Powiedzieli mu, że kiedy tylko tu wyląduje, to skończy w Moskwie na Łubiance ciężko przesłuchiwany przez KGB. Pewnie mieli rację.
Spotkanie z ciotką był wzruszające. Objął ją przy mnie i powiedział tylko po angielsku "Renata, to już ponad 50 lat..." Zostawiłem ich samych. Nie wiem jak się dogadywali i jak sobie radzili. On schorowany, Ciotka chora na parkinsona - całą ją trzęsie, a na dodatek choroba ją mocno skrzywiła w bok i nie potrafi iść bez kuli. Rozmowy wyglądały tak, że ciotka gadała po polsku, John po angielsku. On poza zdaniem "kocham Cię mocno" (kokam cze mosno) nie zna polskiego ni w ząb. Ale to im zbytnio nie przeszkadzało.
Był w Polsce tydzień. Ciotka zabrała go na wycieczkę do swojej przychodni zdrowia (miejsce jego zdaniem straszne). Ja wziąłem go do Krakowa. Był zachwycony Kościołem Mariackim, mówił, że w życiu tak pięknego kościoła jeszcze nie widział, oraz rosołem i winem (nie, nie polskim, francuskim), na które zabrałem go do Wierzynka. Kiedy jechaliśmy autostradą nie umiał się nadziwić, że Polska wygląda identycznie jak Anglia. Twierdził, że gdyby go ktoś obudził ze snu i kazał mu powiedzieć gdzie teraz jest odparłby ze 100% pewnością, że pod Liverpoolem.
Wizyta skończyła się smutnym pożegnaniem i łzami ciotki, która wiedziała, że John być może odlatuje już na zawsze.
Dzisiaj wciąż piszą do siebie. Dokładnie każdego dnia. I wiecie co? Napisał też kilka dni temu do mnie. Że przyleci na wiosnę. Tylko zakazał mi na razie mówić o tym ciotce... Nie wygadajcie się!

30 września 2012 , Komentarze (3)

Troszkę mnie nie było, ale pragnę uspokoić śledzących, że wszystko ze mną w porządku. Po prostu skończyła mi się laba i po długim zwolnieniu lekarskim wróciłem do pracy, a wtedy czasu zrobiło się jakby mniej. Z ketozy wyszedłem, waga nadal mi spada w dół. Nie tak szybko jak na początku, lecz to normalne - średnio od 0,5 do 1 kg tygodniowo. Staram się trzymać dietę 1200 kcal. Raz w całym tym okresie zdarzyło mi się zgrzeszyć i wchłonąłem aż 1700 kcal. Jadnak wynikło to z błędu w rachunkach, nie ze słabości. To na razie tyle.

P.S. Pamiętacie mój wpis z sierpnia o miłości mej ciotki do pewnego Anglika. Był w Polsce i sprawa jest w toku, ale o tym więcej wkrótce, w którymś z następnych wpisów.

11 września 2012 , Komentarze (4)

Musiałem się nieco zająć swoim zdrowiem, ale bez związku z odchudzaniem, więc nie będę się wdawał w szczegóły. Natomiast przy okazji wykryto, że mój organizm produkuje tzw. ciała ketonowe, czyli w konkretnie aceton. Ciała ketonowe pojawiają się w moczu w sytuacji, kiedy organizm ludzki nie jest w stanie spalać cukru i zastępczo spala tłuszcz. Kiedy nie jesteśmy w stanie spalać cukru? Wtedy gdy mamy nieleczoną cukrzycę (do absorpcji cukru z krwi potrzebna jest insulina) lub gdy tego cukru (czytaj węglowodanów) dostarczamy organizmowi zbyt mało. Ta druga sytuacja jest pozytywna, bo oznacza ni mniej, ni więcej, że chudniemy. Lekarz kiedy znajdzie w waszym moczu wysoki poziom ciał ketonowych z pewnością będzie chciał zbadać poziom cukru we krwi, by wykluczyć cukrzycę. Jeżeli nie znajdzie, to znaczy, że nie macie cukrzycy lecz po prostu tracicie tłuszczyk na brzuszku :-).
Ale uwaga! Utrzymywanie się dużego stężenia ciał ketonowych (tzw. ketoza) powyżej 14 dni jest szkodliwe dla wątroby, nerek tudzież innych narządów oraz może prowadzić do groźnej dla życia śpiączki ketonowej. Dobrze więc tak raz na półtora tygodnia sobie dogodzić i wchłonąć więcej węglowodanów - może być chleb, ryż, makaron, ale w sumie każdy wie, że do uzupełnienia cukrów najlepiej nadaje się czekolada... ;-)

5 września 2012 , Komentarze (3)

Dzisiaj, nieco tytułem włożenia kija w mrowisko, podzielę się z Wami swoimi przemyśleniami na temat tzw. niedoczynności tarczycy. Mam dwie znajome, które twierdzą, że nie są w stanie schudnąć właśnie z tego powodu - zdiagnozowano u nich niedoczynność tarczycy. Współczułem im, ale ostatnio nieco inaczej spojrzałem na tę kwestię kiedy sam zostałem skierowany do poradni endokrynologicznej. Wyszedł mi na badaniach za niski parathormon. Niski poziom parathormonu produkowanego przez tzw. przytarczyce zwalnia metabolizm. Jeżeli metabolizm jest wolniejszy niż powinien, to człowiek spożywając tę samą ilość jedzenia co współdomownicy po prostu tyje. Tyje, bo jego zapotrzebowanie energetyczne jest de facto niższe niż u osoby zdrowej, więc powinien mniej jeść. Ale kij ma też drugi koniec. Stawiam tezę, że osobom z niedoczynnością tarczycy w związku ze zwolnionym metabolizmem odchudzić się paradoksalnie jest łatwiej niż osobom zdrowym. Dlaczego? Bo w mniejszym stopniu odczuwają głód. Ja jestem na diecie redukcyjnej 1200 kcal od miesiąca i przez ten miesiąc może tylko jeden, może dwa razy odczułem LEKKI głód, a waga mi wciąż leci w dół.

Teraz czekam na lincz. ;-)

4 września 2012 , Komentarze (5)

Dzisiaj temat myślę, że znany, ale dla tych, którzy chcą mieć dokładne dane wygrzebałem trochę szczegółów. Guma do żucia. Do niedawna sam byłem święcie przekonany, że jeśli na czymś zostało napisane „sugar free”, to z pewnością produkt taki jest bezkaloryczny. W przypadku gumy do żucia przekonanie to wzmacniał fakt, że przecież gumy się nie łyka. Jeżeli więc na dodatek jest bez cukru, to hulaj dusza, samo zdrowie…  Otóż okazuje się każdy listek gumy do żucia, to niestety średnio 7 kcal. Niby niewiele, ale jeśli takich niewiele w ciągu dnia się nazbiera to zrobi się z tego ciut więcej. :-) A dla maniaków cyferek znalazłem takie oto zestawienie dla 100g gumy:

·       Węglowodany: 96.70 g

·         Błonnik: 0.00 g

·       Gluten: 0.00 

·       Cholesterol: 0.00 mg

·       Woda: 2.60 g

·       Wapń: 0.00 mg

·       Żelazo: 0.00 mg

·       Magnez: 0.00 mg

·       Fosfor: 0.00 mg

·       Potas: 4.00 mg

·       Sód: 6.00 mg

·       Cynk: 0.00 mg

·       Miedź: 0.00 mg

·       Mangan: 0.00 mg

·       Selen: 0.50 mcg

·       Witamina a (rae): 0.00 mcg_RAE

·         Retinol: 0.00 mcg

·       Witamina e: 0.00 mg

·       Witamina c: 0.00 mg

·       Witamina b1: 0.00 mg

·       Witamina b2: 0.00 mg

·       Witamina b3: 0.00 mg

·       Witamina b5: 0.00 mg

·       Witamina b6: 0.00 mg

·       Witamina b12: 0.00 mcg

·       Popiół: 0.40 g

·       Witamina a, iu: 0.00 IU

·       Energia: 1 427,00 kJ         

·       Folate, total: 0.00 mcg

·         Kwas foliowy: 0.00 mcg_DFE

·         Folate, food: 0.00 mcg

·       Indeks glikemiczny: 55.00 

·       Kalorie [kcal]: 341.00 kcal

·       Białko: 0.00 g

·       Tłuszcze: 0.30 g

·         Kwasy tłuszczowe nasycone: 0.04 g

·         10:0: 0.00 g

·         12:0: 0.00 g

·         14:0: 0.00 g

·         16:0: 0.04 g

·         18:0: 0.00 g

·         4:0: 0.00 g

·         6:0: 0.00 g

·         8:0: 0.00 g

·         Kwasy tłuszczowe jednonienasycone: 0.08 g

·         Kwasy tłuszczowe omega-9: 0.08 

·         Kwas eicosenoic 20:1 (n-9): 0.00 g

·         Kwasów erukowych - 22:1 (n-9): 0.00 g

·         Kwas oleinowy 18:1 (n-9): 0.08 g

·         16:1 niezróżnicowanych: 0.00 g

·         Kwasy tłuszczowe wielonienasycone: 0.14 g

·         18:2 niezróżnicowanych: 0.13 g

·         18:3 niezróżnicowanych: 0.00 g

·         Kwas dokozaheksaenowy (dha) 22:6 (n-3): 0.00 g

·         Kwas stearydynowy (sda) 18:4 (n-3): 0.00 g

·         Kwas docosapentaenoic (dpa) 20:5 (n-3): 0.00 g

·         Kwas eicosatetraenoic (eta) 20:4 (n-3): 0.00 g

·         Kwas eikozapentaenowy (epa) 20:5 (n-3): 0.00 g

 

Miłego żucia!  ;-)

3 września 2012 , Komentarze (3)

Dzisiaj postanowiłem odpowiedzieć na zadane mi kilka dni temu pytanie, na temat ważenia damskich piersi ;-). Oczywiście masa piersi u każdej z pań będzie się różnić. Przedział wagowy jest tu duży: od kilkudziesięciu gramów do kilku, a w przypadkach skrajnych nawet kilkunastu kilogramów (choć piersi kilkunastokilogramowe to raczej aberracja genetyczna i spore wyzwanie dla lekarzy). Pewnie zadajecie sobie czasem pytanie, czy Wasze piersi są za małe, za duże lub w sam raz. Odpowiadam: w sam raz.  :-) Natomiast znalazłem informację, że zdaniem lekarzy zajmujących się tematem profesjonalnie piersi duże, to takie, z których każda waży powyżej 1 kg.

No to zabieramy się do ważenia. Jak to zrobić? Skorzystamy ze starego prawa Archimedesa oraz z faktu, że gęstość (jako wielkość fizyczna, czyli stosunek masy do objętości) wody i ciała ludzkiego są niemal takie same). Potrzebujecie dwóch dosyć dużych i głębokich misek, jednej większej i drugiej mniejszej. Mniejszą wstawiacie do większej i napełniacie ją po same brzegi wodą (tylko mniejszą, większa ma być sucha!). Żeby pomiar był dokładniejszy woda niestety powinna być zimna, ale czegoż nie robi się dla nauki. ;-) Następnie zdejmujemy bluzkę i staniczek, nachylamy się i wkładamy piersi do mniejszej miski z wodą. Co się dzieje? Nie, nie chodzi o to że czujecie miłe łaskotanie brodawek, lecz o to, że woda z mniejszej miski po umieszczeniu w niej swych piersi przelewa się do miski większej! OK, teraz możecie już cycuszki z wody wyciągnąć, wytrzeć ręcznikiem (jak miło…) i ubrać staniki. Małą miskę z resztą wody wyciągamy z większej, wodę spokojnie wylewamy i odkładamy na bok, nie będzie nam już potrzebna. Miskę większą zawierającą wodę, która się przelała stawiamy na wagę. I co? Hmm… mamy wagę naszych piersi? Nie Kochane, od tak otrzymanej masy należy jeszcze odjąć wagę samej miski po uprzednim wylaniu z niej wody.

I pamiętajcie, za nim spanikujecie, że pierś jest za duża wynik należy podzielić przez 2!

No, to do łazienek…

 

P.S. W czasie udanego seksu waga piersi może wzrosnąć nawet o 1/3. Proszę uwzględnić to w pomiarach… ;-)

 

Żródła:

http://forum.gazeta.pl/forum/w,86228,90963254,0,Czy_wiecie_ile_waza_Wasze_piersi_.html

http://www.fizykon.org/statyka_osr_ciagle/gestosc_przyklady.htm

http://www.papilot.pl/pogotowie-erotyczne/13231/Jak-dlugo-rosna-kobiece-piersi-Nawet-w-doroslosci-moga-sie-powiekszyc-o-30.html

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.