Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień 74 - historia ciotki i Anglika cd.


Ci, którzy śledzili mojego (ostatnio nieco dziurawego) bloga pamiętają Love Story mojej ciotki, która od ponad 50 lat korespondowała z pewnym Johnem z Anglii, nigdy się z nim nie spotkawszy. W końcu przyleciał. Odbierałem go z lotniska, a później trochę robiłem za przewodnika, trochę za tłumacza miłosnych wzlotów swojej ciotki (ciotka zna angielski tylko w takim zakresie, w jakim nauczono ją w liceum na początku lat 60-tych ubiegłego stulecia, wówczas priorytetem był rosyjski). Kiedy pojechałem na lotnisko zastałem widok smutny. John ma ok. 75 lat, ale wygląda starzej. Nie słyszy na jedno ucho, na drugie słyszy słabo. Trzeba wrzeszczeć. Ma protezę w prawym kolanie, drżą mu ręce. Widziałem go na zdjęciach sprzed lat i kiedyś to był naprawdę przystojny, wysoki mężczyzna o wysportowanej sylwetce. Myślę, że nie jedna lady do niego wzdychała. Teraz cóż - czas nie ma litości. Tłumaczył mi, że bardzo chciał do mojej ciotki przylecieć zaraz jak się korespondencyjnie poznali, bo się w niej zakochał, ale nic z tego. Władze brytyjskie odmówiły mu paszportu. Pracował w RAF-ie (lotnictwo wojskowe), a tu kwitła komuna i wrogi Zachodowi Układ Warszawski z ZSRR na czele. Powiedzieli mu, że kiedy tylko tu wyląduje, to skończy w Moskwie na Łubiance ciężko przesłuchiwany przez KGB. Pewnie mieli rację.
Spotkanie z ciotką był wzruszające. Objął ją przy mnie i powiedział tylko po angielsku "Renata, to już ponad 50 lat..." Zostawiłem ich samych. Nie wiem jak się dogadywali i jak sobie radzili. On schorowany, Ciotka chora na parkinsona - całą ją trzęsie, a na dodatek choroba ją mocno skrzywiła w bok i nie potrafi iść bez kuli. Rozmowy wyglądały tak, że ciotka gadała po polsku, John po angielsku. On poza zdaniem "kocham Cię mocno" (kokam cze mosno) nie zna polskiego ni w ząb. Ale to im zbytnio nie przeszkadzało.
Był w Polsce tydzień. Ciotka zabrała go na wycieczkę do swojej przychodni zdrowia (miejsce jego zdaniem straszne). Ja wziąłem go do Krakowa. Był zachwycony Kościołem Mariackim, mówił, że w życiu tak pięknego kościoła jeszcze nie widział, oraz rosołem i winem (nie, nie polskim, francuskim), na które zabrałem go do Wierzynka. Kiedy jechaliśmy autostradą nie umiał się nadziwić, że Polska wygląda identycznie jak Anglia. Twierdził, że gdyby go ktoś obudził ze snu i kazał mu powiedzieć gdzie teraz jest odparłby ze 100% pewnością, że pod Liverpoolem.
Wizyta skończyła się smutnym pożegnaniem i łzami ciotki, która wiedziała, że John być może odlatuje już na zawsze.
Dzisiaj wciąż piszą do siebie. Dokładnie każdego dnia. I wiecie co? Napisał też kilka dni temu do mnie. Że przyleci na wiosnę. Tylko zakazał mi na razie mówić o tym ciotce... Nie wygadajcie się!
  • tirrani

    tirrani

    30 marca 2013, 22:10

    no i 40 minęło.... Powinieneś coś napisać:)

  • tirrani

    tirrani

    25 lutego 2013, 21:26

    98.... wow!!!! Ciacho się z Ciebie zrobiło;) Pozdrawiam:)

  • ognik1958

    ognik1958

    24 grudnia 2012, 15:22

    Zyczę Ci aby święta były pełne ciepła rodzinnego,czaru i wspaniałej atmosfery i aby nie zniweczyły Twojego trudu w walce o kilogramy ani jojo zeby nie dopadło jak się w porez nim nie zawalczy -tomek

  • Amy68

    Amy68

    11 grudnia 2012, 10:04

    Ojej,bosko..Co,nie?:)

  • tirrani

    tirrani

    22 października 2012, 18:23

    Jak widać na drodze prawdziwej miłości nie stają ani granice geograficzne, ani wiek, ani zdrowie, ani nawet niedostatki urody... To wspaniałe, że zawsze istnieje szansa na miłość.. Przepięknie to opisałeś Dobry Człowieku

  • AMORKA.dorota

    AMORKA.dorota

    21 października 2012, 09:51

    WZRUSZYŁAM SIĘ......

  • piekna.i.mloda

    piekna.i.mloda

    20 października 2012, 19:54

    :)) ale fajna historia :)

  • iskierka19

    iskierka19

    20 października 2012, 13:14

    piękna historia...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.