1. Urlop:<?xml:namespace prefix = o ns = "urn:schemas-microsoft-com:office:office" />
Dwa tygodnie laby od pracy zawodowej, minęły
niepostrzeżenie. Aż szkoda było wracać. Czasem miałam wrażenie że znów jestem
na macierzyńskim i mam sporo czasu wolnego. Urlop spędziłam z dzieciakami i M.
Pierwsze klika dni sama z dzieciakami u rodziców a później ku niezadowoleniu
mojego M, dojechałam do niego na Mazury. Pierwsze dwa dni z Moim M były
straszne. Ciągłe warczenie na siebie, czepianie się itp. Nie wytrzymałam i
zainicjowałam "poważna rozmowę". Efekt- ja się poryczałam mówiąc że
nie wyobrażam sobie życia bez niego i oczekuję od niego większego zaangażowania
i zainteresowania się dziećmi, on nie wiedział co jest grane i robił głupie
miny co chwilę zerkając na TV . Chyba przespał sie z moimi tekstami i rano było
już ok. Kolejne dni nie były sielanką ale w mojej skali wypadły znakomicie.
Dzieciaki urosły, lepiej się dogadują a my? Cóż, staramy się żyć razem....
Podczas urlopu miałam niecodzienną okazję przeżyć
spotkanie z samolotem myśliwskim SU22 oraz helikopterami transportowymi i
helikopterami szturmowymi. Tego pierwszego typka, spotkałam na zakończeniu
sezonu lotniczego, a dwa pozostałe ćwiczyły nad moim mazurskim niebem. Powiem
tak, i w jednym i w drugim przypadku nasze spotkanie nie należalo do
przyjemności. Hałas który robiły i wrażenie osaczenia były niesamowitym
przeżyciem. Patrząc na to wszystko, zaczęłam mysleć o regionach w których
obecnie panują konflikty zbrojne. W sumie było to tylko 7 maszyn. Co maja
powiedzięć ludzie, nad głowami ktorych lata kilkadziesiąt takich uzbrojonych
potworów?? Nie wyobrażam sobie...
Urlop zakończyłam weselem przyjaciela. Wesele było....
warszawskie. Ja pochodząca ze wsi dziewczyna, czegoś takiego nigdy na weselach
nie doświadczyłam. Oficjalnie jestem na diecie ale 3 posiłki (1- flaki + dwa
male kawałki pieczeni w sosie grzybowym z odrobiną surówki i kopytkami, 2-pół
dłoni piersi z kurczaka w sosie serowym z ziemniakiem i surówkami, 3- żurek
),do godz 3:00 to lekka przesada tym bardziej że przystawek nie było za wiele.
Jednego czego nie brakowało to wódki. Młodych właściwie nie widziałam. Mimo
wielu młodych gości, parkiet był pusty. Większość siedziała przed salą i piła.
Jedynym plusem tego „wesela”, było to że spotkaliśmy się ze starą ekipą. Co
prawda w znacznie okrojonym składzie, ale zawsze. Do domu wróciliśmy około 3:30,
niosąc buty w ręku (wytańczyłam się za wszystkie czasy)
2. Praca:
Powrót do pracy okazał się bolesny a to za sprawa
mojej nowej szefowej i spotkań które umówiła. Zamiast spokojnie odkopywać się z
korespondencji musiałam zając się organizacją kawy i herbaty. Mój status-
zamiast zacząć wdrożenie na nowym stanowisku, nadal jestem gdzie byłam. Jedyny plus
jest taki że mam już nową kasę.
3. Dzieciaki:
Oczywiście urlop nie zaczął się bez problemów. Już w
sob młodzi zaczęli kaszleć a w ndz Młoda miała gorączkę. W pndz okazało się że
mają anginę i niezbędny jest antybiotyk. Pobrali, wyzdrowieli, było ok.
Wróciliśmy- zmów kaszlą. Dzieciaki na urlopie podrosły, nauczyły się być ze sobą.
Wczoraj pobiegłam przerażona do pokoju dzieciaków (po dłuższej ciszy która nastała).
Okazało się że grzecznie bawią się samochodami. Szok. Moje dzieci, potrafią
zająć się sobą same. Po tej chwili błogości (w której pozwoliłam sobie na
pomyślenie o następnym potomku) nastąpił ryk Młodej, po tym jak dostała po
głowie od Pierworodnego. Oczywiście myśl o kolejnym potomku została skutecznie
zagłuszona.
4. Dieta:
I tu zaczynają się schody. Dieta- no jest ale nie taka
jak zakładałam. przewidywała żywienie się czekoladą i innymi słodkościami. Niestety
to co zobaczyłam stając na szklanej po powrocie i patrząc na siebie w lustrze
kiedy bezskutecznie próbowałam wbić się w spodnie, skłoniło mnie do
zainwestowania w bialą kaszę gryczana i warzywa na patelnię. Jak to wszysto wyjdzie, czas pokaże.