Kolejny miesiąc dobiega końca a ja dalej jestem tam gdzie byłam. Tak po prawdzie to średnio mi się chce codziennie dojeżdżać 100km w jedną stronę. Masakra. Pożyjemy zobaczymy. Grunt że juz kaska nowa.
Weekend był praocwity. Pojechalismy z Moim M na Mazury lakierować pgórę w domku letniskowym. Efekt był taki, że on pierwszego dnia szpachlował malutkie dziureczki w drewnie a ja lakierowałam cały sufit i kilka scian (tych które nie lepił). Nastepnego dnia on przecieral to co polepił a ja malowałam dalej. Efekt- przez dwa dni pomalowałam prawie całe piętro (a trochę tego jest, sam sufit to około 40m2 powierzchni). Wróciłam zrypana jak pies.
Wczoraj poćwiczyłam, zrobiłam cały skalpel z Chodakowską. Trochę glupio było mi tak przy Moim M ale walić to. W końcu to moja sprawa. Dietowo tak se. Zobaczymy w czw.
angelisia69
30 września 2014, 14:09Skoro ma byc to partner na reszte zycia,to przyzwyczaj go do takich widokow ;-) bo skoro masz zamiar byc cale zycie aktywna to nie bedziesz sie przeciez ukrywac z tym ;-)