Nie wierzę, że tak długo minęło od mojego ostatniego wpisu! Czytam te wszystkie komentarze i tak ciepło robi mi się na sercu :). Przypominam sobie też te czasy walki i satysfakcji, kiedy waha sukcesywnie malała, a ciało robiło się coraz bardziej wyprostowane.
Dzisiaj moja waga końcowa, którą widzę na pasku (61,8 kg) stała się ponownym marzeniem - z taką wagą wpisałam się tu ostatni raz ok. 3 lat temu.
W związku z moją nową, niestety większą, wagą (66,1 kg) postanowiłam wrócić do Vitalii. Źle się czuję sama ze sobą, przytyłam i wiem to - to również widać. Najbardziej przerażają mnie zdjęcia - one nieubłaganie pokazują nam, jak się zmieniamy. I nie ukrywam - tak bardzo podobam się sobie na zdjęciach jeszcze sprzed roku (cały czas trzymałam wagę w okolicach 62,0 kg)!
Jak to możliwe, że w ciągu tak krótkiego czasu przytyłam tak, że myślę o sobie "wieloryb"? Jak to się stało, że nie mogę patrzeć na swoje obecne zdjęcia? Znam odpowiedź - to już chyba jakiś sukces. Nigdy nie byłam bardzo szczupła, byłam za to normalna. Mam skłonności do tycia, więc muszę się pilnować, a z tym u mnie kiepsko - co spalę, to nadrobię, tłumacząc sobie, że schudnąć wcale przecież nie jest trudno. Wystarczy zdrowo się odżywiać i trochę się poruszać. I ja - gdybym tylko chciała - to w tydzień mogłabym przecież się przestawić. Proste, prawda? Jednak do tego tygodnia nigdy nie dochodzi...
Chcę to zmienić, teraz, dzisiaj, natychmiast i na długo (a nie na trochę). I wiem, że nie mogę sobie odpuścić, bo wystarczy tylko chwila (w moim przypadku) i cały plan leci na łeb, szyję i co tam jeszcze ma...
Trzymajcie kciuki zatem :)!