Misie i Szproteczki Moje Kolorowe.
Wczoraj cały dzień chodziłam jak z krzyża zdjęta.
Oczy mi się same zamykały, głowa bolała, raz mniej raz bardziej, ochoty i siły nie miałam na nic.
Po pacy przyszłam do domu i po prostu walnęłam się na łóżko.
Pospałam prawie dwie godziny, mąż mnie dopiero obudził jak wrócił z pracy.
Do ćwiczeń się zbierałam i zebrać się nie mogłam.
Przesiedziałam dwie godziny, nie poćwiczyłam, pojechaliśmy za to do teściów i na zakupy.
Wizyta u teściów miała oczywiście na celu pozbycia się kolejnego kawałka ciasta z domu.
Dla spragnionych widoku owego ciasta fotka tego co mi w domu zostało. Oczywiście mały kawałeczek zjadłam, bo jak bym mogła nie, ale taki mały z jedną truskaweczką.
Na zakupach naszła mnie gigantyczna ochota na czekoladę.
Krążyłam koło półek, ale czekolady nie kupiłam bo wiedziałam że jak kupię to jeszcze w samochodzie za nim do domu dojedziemy zostanie ona pożarta w całości.
Nie mogłam jednak oprzeć się chęci na słodkie, ale koniecznie z czekoladą i kupiłam loda.
Oczywiście nie byle jakiego.
Zaspokoił on całkowicie moją rządzę czekolady i zmusił do tego że po powrocie do domu zmobilizowałam się i poćwiczyłam. Co prawda tylko a6w i 60 minut na orbim, ale jak bym jeszcze chciała kółkiem pokręcić to skończyła bym przed 23.
Doczytałam się na opakowaniu że takie magnum to 260 kal, czyli o połowę mniej jak tabliczka mlecznej czekolady.
Dziś wstałam rano, rześka jak skowronek i z chęciami do wszystkiego.
Opuchnięta nadal jestem, ale głowa mnie nie boli.
Jutro dzień ważenia w grupie, ale nie wiem czy się odważę stanąć na wadzę.
Ugotowałam mężowi zupkę i kompocik.Zagniotłam chlebek który zaraz wyląduje w piekarniku.
Zaliczyłam też 18 dzień a6w (oj ciężko bo jajniki zaczynają dawać znać o swoim istnieniu) i 80 minut na orbim.
Na 12 do pracy.
Miłego dnia życzę i niech nam kilogramy spadają.
*Dziękuję za wszystkie komentarze.