Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Szalona, zakręcona, twarda z zewnątrz, miękka w środku. Uwielbia sport, czyt. jazdę na rowerze, rolkach, łyżwach, bieganie, pływanie...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 21927
Komentarzy: 193
Założony: 28 grudnia 2011
Ostatni wpis: 15 marca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Luanna

kobieta, 33 lat, Łódź

173 cm, 74.10 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 kwietnia 2013 , Komentarze (4)

Sobota i niedziela-dni jak najbardziej stracone. Tony słodyczy, ruchu brak. To były dni załamania i to ciężkiego. Dni użalania się nad sobą.
Poniedziałek-bieganie 50minut + 10 rozciągania. Daje 60 minut. Dietowo- zdrowooooo:)
Wtorek-45 minut rolek, dieta? No cóż, jeśli wpieprzenie całej chałki w ciągu dnia można uznać zdrowym... Chyba jednak zaliczę ten dzień na minus.
Środa-było bieganie, 50 minut+10rozciągania. W końcu udało mi się uruchomić mój gps:D Dlatego dane coraz dokładniejsze. Papu zdrowe. Tylko wieczorem za dużo:(
Czwartek-sporo jedzenia, średnio zdrowego, piwo na wieczór, a sportu praktycznie zero, nie licząc spaceru.
Piątek-rano bieganie, całkiem dobrze poszło. 55 min.+10 rozciągania. Niestety wieczorem pizza, wino... Odwiedziny chłopaka.

Podsumujmy-sportowo 60+45+60+65=230/420-ledwie połowa. Dieta-tylko jeden dzień naprawdę wzorowy. Potrzebuję zmian. Tak się nie uda. Muszę być twardsza.
Tydzień stracony.

13 kwietnia 2013 , Komentarze (1)

Sobota-zjedzone aż 7 posiłków, ale za to zdrowych:) Sportowo-80 minut maszerowania z facetem:D
Niedziela-sportowo-55minut ćwiczeń-marsz z psem, brzuszki, rozciąganie. To rano. A po południu, poobiednia wycieczka rowerem. Aż 105minut, więc razem 165minut. W kwestii jedzenia-o jeden posiłek za dużo, on sam zresztą też za duży. Ale znów zdrowy. No i co najważniejsze-odmówiłam sobie ciasta. Pysznego tiramisu, które bardzo rzadko jest u nas w domu.
Poniedziałek-posiłki dość nieregularne. Śniadanie kanapki z szynką, później jabłko, dalej naleśniki ze szpinakiem i dłuuuga przerwa. A wieczorem-BIG BAMBI, jajecznica z dwóch jajek, a na samiutki koniec mały jogurt naturalny z mieszanką (orzechy włoskie, migdały, rodzynki). Sportu nie było, chyba, że liczyć kłusowanie po galerii i spacer do domu:)
Wtorek- najważniejsza rzecz tego dnia: z a c z ę ł a m   b i e g a ć !!! 50 minut marszobiegu, 10 minut rozciągania. Jedeniowo-w miarę możliwości regularnie, ale... na kolację dwa wielkie naleśniki z farszem warzywnym i sosem czosnkowym. Pychota, ale nie do końca najzdrowsze z racji na ilość i ciasto naleśnikowe.
Środa-70minut marszu, sama przyjemność. Spożywczo-zdrowo :D Regularnie, ilościowo w miarę ok, tylko w południe 2x płatki z mlekiem, niezbyt odchudzająco. Co istotnego? Oparłam się dwóm pokusom- cieputkim, świeżutkim, pachnącym kajzerkom prosto z pieca (nie kupiłam wcale, by nie korciły). Druga to słodycze, mega chęć miałam na jakiś wafelek, batonik, cokolwiek. Wytrzymałam-nie kupiłam=nie zjadłam:)
Czwartek - 6:40 marszobieg (45minut) Było cudownie, forma słabiutka, ale wyrobię się. Po bieganiu z przyjaciółką uświadomiłam sobie, że właściwie to nie jest ze mną najgorzej. Nie miałam nawet zakwasów. Jedyny problem to oddech. Po pewnym czasie wypadam z rytmu i łapię go łapczywie. To kwestia wypracowania. Rok temu też tak było. Za to koło 17 nastąpiło załamanie i najadłam się góóóry lodów krówkowych. I 4 wafle ryżowe. Reszta dnia w porządku, bez komplikacji.
Piątek-tu nie ma się czym chwalić. Ani sportu, ani diety. Było w planach poranne bieganie, ale jednak jedyny taki dzień w tygodniu kazał mi spać:D Dietowo-wielkie śniadanie, ale zdrowe. Zdrowe też drugie śniadanie i obiad. Ale koło 17:30 kryzysowo-kilka paluszków. A później kilka orzechów w czekoladzie i polewie. Były pyyyyszne. Ale czy warto, aż tak marnować te wyćwiczone/wypocone kalorie?

W tym tygodniu było 420/420 minut ćwiczeń. Schudłam dokładnie 0,5kg. W sumie dobry wynik, ale mnie nie zadowala. Obwody częściowo spadły. A jeden skoczył w górę, ten z brzucha. Nie martwię się tym:) Zaczynam kolejny tydzień pozytywnie nastawiona:)
Powinnam bardziej pilnować się z dietą. To już nie są żarty. Dążę przecież do konkretnego celu. Trzeba zacząć regularne bieganie.

10 kwietnia 2013 , Komentarze (1)

Jak w tytule. Jeżeli któraś z Was poszukuje PRAWDZIWEJ grupy wsparcia, które jest razem na dobre i na złe to zapraszam TUTAJ . Jak w każdej grupie pewne osoby się wykruszają, dlatego robimy kolejny nabór. Można powiedzieć, że "rdzeń" tworzy kilka Vitalijek, które są razem od... oj, żebym nie pomyliła... ponad półtora roku? Coś koło tego. Co tydzień tabelka z naszymi postępami robiona w bardzo klarowny sposób. A do tego kilka innych tematów, które nas interesują oraz bieżące problemy. Serdecznie zapraszam.
Druga rzecz. 1/3 kwietnia minęła. Czy wykonuję swój plan? Początki były słabe, bardzo słabe. Jadłam słodycze, nie ćwiczyłam i zamiast chudnąć-tyłam. 6 kwietnia wzięłam się ostro do pracy. Zwróciłam uwagę na to, co i w jakich ilościach jem. Dorzuciłam też ćwiczenia-był już rower i marszobieg, głównie jednak maszeruję. Jutro znów planuję biegać, więc będzie dobrze. Myślę, że obrałam właściwy kurs. Najważniejsze, by go utrzymać. Ważenie w sobotę.

7 kwietnia 2013 , Komentarze (5)

Poważnie.
Poważnie trzeba wziąć się do pracy.
Już nie ma czasu, bo nie będzie wiosny, tylko od razu lato.
Trzeba będzie zdjąć nagle wszystkie zimowe ciuchy i pokazać to, co nam po zimie zostało.
Trzeba zrobić tak, by zostało niewiele.
Walczę od 1kwietnia.
Podsumowanie zeszłego tygodnia, w którym to był wzrost:
Tydzień 1 - zmarnowany!
Na 5 dni tylko 1 naprawdę wzorowy. Przez 4 dni jadłam namiętnie słodycze. Ruchu było 125 minut na planowane 300. To nawet nie połowa. WEŹ SIĘ W GARŚĆ!

A początek tego tygodnia zapowiada się nieźle:D Ale wszystko okaże się w kolejną sobotę:)

15 stycznia 2013 , Komentarze (2)

Ćwiczę, jem, śpię i próbuję się uczyć. Ostatnie mi idzie najgorzej.
Martwię się, bo minęły dwa tygodnie pracy, a ja zauważam efekt zerowy. W zgodzie z własnym sumieniem-częściowo to moja wina. W weekend popłynęłam ze słodyczami. Cały tydzień chyba będę to odrabiać. Można zgonić na @, ale to jest oszukiwanie samej siebie. Jakbym nie chciała, to bym nie zeżarła. Poprzedni czwartek też grzeszny maksymalnie, piwo, tosty, chipsy. Podsumowując -nie ma się czemu dziwić, że efektów brak. Musze podbudować swoją psychikę. Siłę woli. Poddać się nie zamierzam, o nie nie. Morze czeka. Dzika satysfakcja czeka. Zachwyt w oczach mojego chłopaka. I ja- seksowna w krótkiej, obcisłej sukience.
No, tośmy sobie pomarzyły, a teraz trzeba spojrzeć surowo, kopnąć się w dupę i walczyć każdego dnia mocniej:D

5 stycznia 2013 , Komentarze (2)

Cześć piękne laski!
Dawno żadnego wpisu, z braku czasu. Postanowienie noworoczne (jak zawsze): pisać coś raz w tygodniu tutaj. To nie jest tak, że mnie nie ma wcale. Jestem w grupie, czytam Wasze wpisy w pamiętnikach i na forum, poczytuję sobie artykuły itp. Po prostu na pisanie tu o swoich postępach (których do tej pory było niewiele) brakuje już doby.
Co u mnie-nowy rok powitał mnie tragiczną wagą 72,2kg. Poświąteczny nadbagaż+posylwestrowe szaleństwa dały zatrważający wynik, ale to nie on zmusza mnie do pracy. To wyniki, jakie miałam przed całym tym obżarstwem. W połowie listopada chodziłam na siłownię, efekty mnie zaskoczyły. Spadek był wręcz książkowy, czyli wszystko w najlepszym porządku, jednak nie wierzyłam aż tak bardzo w siebie. A jednak wystarczy chcieć. Dlatego w styczniu znów siłownia, bez wykręcania się. Tak, jak do tej pory. Mam plan obejmujący działanie, aż do momentu, w którym schudnę. Oczywiście w miarę robienia postępów, albo ich braku, będę go modyfikować. Pierwsze założenie jest takie-cały styczeń bez słodyczy, sumiennie ćwiczenia na siłowni. Zamierzam osiągnąć wagę minimum 69kg. Jest to jak najbardziej realne.
Kończę swój pierwszy wpis w tym roku. Krótki, ale lepszy taki, jak żaden. Nie mogę od razu ruszać z kopyta, bo się jeszcze zniechęcę... ;)

18 września 2012 , Komentarze (3)

Do Sylwestra coraz bliżej, dlatego wcale w walce nie ustaję. Owszem, mam wpadki ogromne ostatnio-mało ruchu, znowu słodycze. Jednak nie ma mowy o porażce, nie poddaję się. Wiem, że mogę schudnąć, bo już widziałam, jak waga spada.
Plan jest taki:
Październik-miesiąc brzucha
Listopad-miesiąc ud
Grudzień-miesiąc boczków (jeśli będzie nad czym jeszcze pracować;) ).
W związku z październikiem, postanowiłam robić od dziś, do jego końca 2 razy dziennie 8minABS. To tylko 20 minut dziennie i to liczone z nadwyżką. Dodatkowo staram się codziennie coś tam aerobowego ćwiczyć. A w nowym roku akademickim po zapoznaniu się z planem zajęć-5 razy w tyg biegać. Oby się udało czasowo. Koniec paplania, pracujemy:D

10 września 2012 , Komentarze (2)

Gdyby ktoś tu jeszcze zaglądał i chciał wiedzieć co u mnie, to napiszę kilka słów.
Po pierwsze-nie piszę za sprawą pewnego filmiku, kilku mądrych rad itp. Chodzi o to, że kilka osób powiedziało, że lepiej działać, niż siedzieć na dupie. Więc wolę spędzić czas na ćwiczeniach w domu, bieganiu, jeżdżeniu rowerem, pływaniu, spotykaniu się ze znajomymi, czytaniu książek i robieniu wielu innych rzeczy, na które nie mam zazwyczaj czasu.
Po drugie-waga się waha, oczywiście ma do tego absolutne podstawy, nie daję jej zbytniej możliwości pchania się w jedną stronę, w dodatku tą mniejszą. Jem nieregularnie, mam na myśli, że raz na diecie jestem, a raz ją olewam. Obecnie ważę 71,4kg. Wynik ten wykazuje tendencję spadkową, a to za sprawą pewnej rozmowy z chłopakiem. Porządny kop potrafi zmotywować.
Po trzecie-porządny kop potrafi również zdemotywować. Przez tą samą osobę wykonany zresztą. W każdym razie pewne słowa bolą bardziej, niż rany fizyczne. A jak sobie już z niczym nie radzę, to te swoje rany leczę słodyczami. Dlatego waga uważa, że nie musi spadać.
Po czwarte-biegam co dwa dni. Raczej-staram się biegać. Zaczęłam w połowie sierpnia i dzielnie się trzymałam, aż do wczoraj. Zawsze mogę to odrobić w dniu dzisiejszym i też będzie dobrze. Taki jest plan. Byleby do końca września uzbierać moje zaplanowane 22 biegi. Obecnie jestem na półmetku.
Po piąte-planuje do Sylwestra zobaczyć to pierniczone 65 na wadze. Wiem, że jest ono osiągalne. Mój zeszyt jest moim wiernym pomocnikiem, wszystko mam w nim zaplanowane.
Po szóste-może zdarzyć się tak, w sumie jest to mocno prawdopodobne, że znów będę milczeć jak zaklęta przez kilka tygodni. Niemniej pozdrawiam każdego mojego znajomego, który postanowi to przeczytać. Ja Was czytam, choć czasem nawet śladu po sobie nie zostawiam. Wybaczcie. To wszystko ta "oszczędność" czasu.
Na koniec życzę sobie, bym następnym razem mogła pochwalić się spadkiem.
Życzę również Wam, byście kolejny mój wpis czytały dużo lżejsze:) Trzymajcie się!

6 lipca 2012 , Komentarze (6)

Wiem, że trzeba się podnosić po upadku. Czasem mi jednak brakuje sił. Motywacji. Wszystkiego. Czasem odrobiny pomocy ze strony rodziny. Moją mamę proszę, żeby przełożyła ciastka w inne miejsce, gdzie ich nie znajdę. To do mnie mówi: "Przecież nie wołają zjedz mnie, nie skaczą Ci przed oczami". Do tego tak śmiesznie, że zapominam o co proszę i śmieję.
Dieta... Nie umiem:( Dzień pierwszy wzorowo, drugi nie, bo miałam napad na słodkie, trzeci tragiczny, bo miałam napad na słodkie wieczorem, zaraz poszłam spać. W ciągu dwóch dni zjadłam 2 bułki słodkie, 9 ciastek, 2mini jagodniki, a do tego małą szklankę lodów. I 2 galaretki. A co mogłam zjeść? Tylko to ostatnie. Pomyślałam, że za mało jem, ale gdy jem, to czuję się najedzona. Dopiero później nadchodzi napad, którego nie potrafię zwalczyć. Zawodzę nie tylko siebie, ale i chłopaka, który mi bardzo dopinguje i trzyma za mnie kciuki. Jednak moje słabości też już go wkurzają i ma dość. Od roku mówię, że coś ze sobą zrobię. Owszem, waga minimalnie spadła przez ten czas, ale były spadki i wzrosty. Na coś takiego mogę pozwolić sobie na stabilizacji, teraz tendencja spadkowa powinna być zachowana. A ja co? Ufo, nie daję rady z taką błahostką.
Pożaliłam się, a teraz idę podjąć kolejną próbę walki o piękną sylwetkę. "Nowy dzień-nowa szansa"

3 lipca 2012 , Komentarze (4)

Pierwszy raz w życiu naprawdę stosuję jakąś konkretną dietę. Padło na South Beach, bo wydaje się być najnormalniejsza jak dla mnie. Im bardziej nietypowe posiłki, tym bardziej mnie dieta zniechęca, ta wydaje się być przystępna. Pierwsza faza, 2 tygodnie pracy. Niedługo biorę się za rozpisanie jadłospisu, będzie łatwiej się trzymać konkretów. Liczę na piorunujący efekt, marzę o tych obiecywanych 6kg w dół... Wiem, że u mnie będzie z tym trudniej, bo odchudzam się od zawsze. Ale chociaż 4... Choć realnie, to chyba mogę marzyć o 2... Ważne, by cokolwiek spadło.
Wczoraj mnie dobiła mama przyjaciółki. Wchodzi do pokoju, spojrzała na mnie i z tekstem: "Anka, sorry, ale Ci się przytyło, ile ważysz?" No to tyle w tym temacie, kolejna motywacja do działania. Lecę Was poczytać, bo dawno nie miałam na to czasu.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.